Monika Kruse: 'Gęsia skórka decyduje o jakości kawałka’
Niespełna 30 dni zostało do Mayday 2011, opróćz wielu mężczyzn szykujących się na granie w Spodku, pojawią się też kobiety. Jedna z nich to Monika Kruse, która już do końca świata będzie nam się kojarzyć z wielkim hitem lat 90. „Latin Lovers”. Niedawno udzieliła krótkiego wywiadu Last.fm, w którym opowiada o tym, jak bardzo lubi dobre nagłośnienie na imprezach i jak sprawdza, czy dany kawałek jest dobry czy nie.
„To bardzo ważne, żeby ludzie dostawali muzykę w najwyższej jakości, żeby czuli dokładnie to, co ja chcę przekazać w mojej muzyce, co chcę zaprezentować. Bywa, że jestem pozytywnie zaskoczona nagłośnieniem na imprezach. Słucham, jaką ma moc i natężenie i myślę sobie „Wow, mają tu lepsze brzmienie niż ja mam w moim studiu!”.
„Muzyka może powodować, że będziesz zadowolony, może też powodować, że będziesz smutny. Może igrać z tobą. Podobnie może wpływać na ciebie brzmienie, jakość dźwięku. Jeśli jesteś na scenie, albo w tłumie pod sceną i słuchasz muzyki na złym nagłośnieniu, to nawet najlepsza muzyka staje się gównem. To naprawdę ważne, żeby na imprezie było doskonałe brzmienie – to potrzebne zarówno artyście, jak i ludziom na parkiecie”.
„Ktoś kiedyś powiedział, że pisanie o muzyce jest jak tańczenie o architekturze i ja się z tym zgadzam. Albo muzyka powoduje, że na moich rękach pojawia się gęsia skórka albo nie. To jest dla mnie wyznacznik, to przesądza w moim przypadku, czy dana muzyka jest dla mnie dobra czy nie”.
„Jeżeli chodzi o nowe kawałki, nigdy nie jestem usatysfakocjonowana. Nigdy! Ciągle czuję, że numer nie nadaje się do wydania, jest nieskończony i tak dalej. Dopiero po paru dniach dochodzę do wniosku, że to bez sensu, że w ten sposób nigdy nie skończę kawałka i nigdy go nie wydam”.
A Wy przy jakim kawałku ostatnio mieliście gęsią skórkę? 🙂