News

Marc Houle przestrzega klubowiczów przed minimalem – wywiad

Kim jest Marc Houle? U niejednego wielbiciela techno, to imię i nazwisko wywołują przyjemne ciarki na plecach. Od lat uznawany jest on za jednego z najciekawszych artystów nurtu minimal techno. Właśnie – czy na pewno? Spójrzmy jak przewrotnego wywiadu udzielił Beatportalowi.



Rezydujący na stałe w Niemczech Kanadyjczyk, podobnie chyba jak każdy wielki artysta, opowiada o swojej muzykalnej rodzinie i jej ogromnym wpływie na jego rozwój jako artysty. Prawdopodobnie nie spodziewalibyście się jednak, że główną inspirację stanowią dla niego gry wideo. „Brat i ja biegaliśmy śpiewając piosenki, grając na pianinie, perkusji… W tym samym czasie graliśmy w gry wideo i słuchaliśmy ich minimalistycznych pętli i blipów,” wspomina Marc. „Gdy porównuję stare rzeczy z Commodore z moją muzyką, wyraźnie jest między nimi korelacja. Jest też wpływ nowej fali, ale przede wszystkim gier komputerowych.”


Największy wpływ na jego styl miała jednak Magda. „Wchodziła i mówiła – „Hej, naprawdę podoba mi się ten kawałek, chcę go zagrać, ale najpierw pozbądź się tych dziewięciu warstw syntezatorów, potem tej głupiej części, napraw to i tamto!” OK, robiłem kawałki dla niej i to wciąż się zdarzało. Tak właśnie powstało kilka pierwszych wydawnictw – Magda wrzeszczała na mnie, że używam za dużo syntezatorów!”



Marc nie jest jednak ślepo zapatrzony w muzykę elektroniczną – lubi też (uwaga, uwaga) heavy metalową kapelę Iron Maiden. „Gdy byłem młodszy, dużo ich słuchałem, ale gdy zacząłem produkować, powiedziałem – „Hej, wiesz co? Zacząłem tworzyć muzykę jak Iron Maiden!”,” zaskakuje artysta. „Jakbym podświadomie robił rzeczy tak jak oni – używałem ich struktur ale z blipami. Nie było to celowe, zdałem sobie sprawę później – „wow, to stąd to wziąłem!”


Nie raz słyszy się opinię, że to właśnie Houle jest najbardziej zakręconym muzycznie człowiekiem w branży techno, a już na pewno wśród producentów marki M_nus. Skąd bierze inspirację? Nic prostszego – wystarczy usiąść wygodnie w studyjnym fotelu. „Codziennie jestem w studiu, otoczony przez różny sprzęt. Gdy sprawiam sobie jakąś nową maszynkę perkusyjną i słyszę blip, myślę – „potrzebny mi do tego bas”. Rozglądam się dookoła i biorę go z TEGO syntezatora. Czasem zaczynam od perkusji, ale na potrzeby nadchodzącego albumu grałem na gitarze. Zarejestrowałem to kilka dni wcześniej, robiąc kilka kawałków dla zabawy, a potem dotarło do mnie: „Hej, mogę zrobić album z tych segmentów gitarowych!” Tak powstał cały krążek.”



Gdy kilka lat temu światło ujrzał kawałek „Techno Vocals”, od razu wkradł się do list przebojów i na parkiety. Wszystko to za sprawą zabawnego wokalu, który głosi: „dlaczego wszystkie wokale mają tak obniżoną wysokość dźwięku? W ten sposób robimy tech-no”. Brzmi poważnie? Niesłusznie! „Kevin (Ambivalent) stworzył „RU OK”. Był fajny, ale nagle każdy kawałek w klubie miał te obniżone wokale! Był to prosty, szybki sposób na stworzenie mrocznego, minimalowego utworu. Wszyscy wklejali te wokale gdzie się dało – jak chodzące fabryki do robienia muzyki. Jadąc samochodem śpiewałem „That’s just the way we make techno”, zaparkowałem, wszedłem do studia, wcisnąłem nagrywanie i dziesięć minut później miałem gotowy kawałek!”


Ostatnimi czasy Marc pracował nad swoim trzecim albumem zatytułowanym „During the long, dark, grey, cold Berlin winter” („Podczas długiej, ciemnej, szarej, zimnej, berlińskiej zimy”). „Naprawdę zima tego roku była szara i długa. Cały album jest smutny i ciemny, więc jeśli wydam go latem byłoby to jak śnieg w Miami! Będziemy musieli poczekać aż znów będzie ciemno, by muzyka wkomponowała się w klimat. Może przygotuję coś innego na wakacje, coś typowo Marcowego, blipowego,” wyjaśnia Houle dodając, że pierwszy raz pracował nad materiałem jako całością. „Ma swoje wzloty i upadki. Zaczyna się mocniej, potem jest nieco głębiej, a kończy się weselej… To podróż – przynajmniej w mojej głowie.”



Wiadomo powszechnie, że label M_nus jest spełnieniem marzeń każdego fanatyka minimalu. Marc jednak zaskakuje, wygłaszając zbulwersowany manifest zaciekłego anty-minimalowca, którego zapewne nikt by się po nim nie spodziewał. „Za dawnych czasów, Detroit techno było „normalnym” techno. Potem powstało szalone techno klubowe i zaczęliśmy nazywać „normalne” techno minimalem – a nie powinniśmy! Dla mnie, minimal techno to „normalne” Detroit techno, ale dla innych ludzi, „normalnym” techno są teraz włoskie „ciupane” bity, białe szumy i Beatport top 10!”


I chociaż słowo „shuffled” wygląda może optymistycznej niż nasze określenie „ciupane”, Houle wyraźnie daje do odczucia, iż określenie pewnego gatunku muzyki mianem „minimal” jest chyba największą pomyłką w historii elektroniki. „W Detroit techno była melodia, którą można było zrozumieć, może na drugi dzień nawet zaśpiewać… słyszało się fajne syntezatory, prostą składnię utworu, ale teraz… Nie ma już melodii! Jeśli jakaś się pojawia, zazwyczaj jest to coś tandetnego i nic godnego zapamiętania. Niczym armia klonów, wszyscy grają to samo, zupełnie jakby stracili wyczucie. A potem mówi się, że minimal ssie! Jeśli słuchano by prawdziwego „minimalu” – dobrego Detroit techno – ludzie zrozumieliby, że to jest ta właściwa muzyka, ale słyszy się jak grają ją źli DJ-e!”


„Słuchajcie dobrego Detroit techno! Jeśli jesteście zmęczeni minimalem, to dlatego, że słuchacie nieodpowiednich rzeczy. „Minimal”, nienawidzę tego słowa!”




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →