Kollektiv Turmstrasse 'To labele dzwonią do nas, a nie odwrotnie’
Niemiecki duet ma w Polsce wielu fanów, którzy ich zeszłoroczny album często umieszczali w podsumowaniu roku 2010 w ścisłej czołówce. Muzykę panowie tworzą piękną i pełną wrażeń, klimatyczną i bardzo ciekawą. Nie zawsze stricte na parkiety, ale zawsze z głową i wyczuciem. Przed Wami ciekawy wywiad z duetem, przeprowadzony przez blog sklepów spankrecords.au.
Dla tych nie zdających sobie sprawy kim są Kolektiv Turmstrasse i jak długo razem gracie oraz produkujecie?
Kolektiv Turmstrasse to Nico Plagemann i Christian Hilscher. Pochodzimy z Wismar, małego miasta niedaleko Morza Bałtyckiego i tam się poznaliśmy. Teraz mieszkamy w Hamburgu i nazywamy go swoim domem już od ośmiu lat. Spotkaliśmy się trzynaście lat temu. Chodziliśmy kiedyś do tego samego klubu, scena elektroniczna w naszych okolicach była naprawdę mała, więc nasze spotkanie było tylko kwestią czasu. Od pierwszej chwili byliśmy ze sobą połączeni. Mieliśmy podobne zainteresowania, hobby i w tym samym czasie szukaliśmy mieszkania. Wyszło na to, że wprowadziliśmy się jeden po drugim do tego samego domu. Ulica nazywała się „Turmstrasse”. Więc nazwanie projektu „Kollektiv Turmstrasse” pochodzi z czasu, gdy zaczynaliśmy odkrywać muzykę elektroniczną razem, w tym domu. W młodości bardzo wpływały na nas brzmienia wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Obaj byliśmy fanami Jean Michela Jarre. Gdy dźwięki Detroit dotarły do Europy zaczęliśmy kupować te importy ze Stanów. Kupiliśmy też w tamtych okolicach czasu nasz pierwszy sprzęt. To był moment, w którym muzyka podświadomie zaczęła rządzić naszym życiem i nie zmieniło się to od tamtej chwili. Poza faktem, że jesteśmy teraz starsi, i że mamy większe możliwości wnosić wkład w muzykę, tworząc jej każdego roku coraz więcej.
Wydawaliście w kilku dobrze znanych labelach, takich jak Rotary Cocktail, Connaisseur, Pastic City i Diynamic. Czy wasze podejście zmienia się w zależności od tego, dla jakiego labela pracujecie? Czy produkujecie utwór, a potem kontaktujecie się z labelem?
Musicie wiedzieć, że jesteśmy naprawdę wolni w tworzeniu muzyki. Dlatego to głównie labele pytają nas, czy jest coś gotowego, czy też mogą zamówić jakieś kawałki. Na szczęście większość labeli, z którymi pracujemy, to nasi przyjaciele, więc to łatwo idące dawanie i branie.
Wasze ostatnie wydawnictwo i pierwszy album to „Rebellion Der Traumer”. Jak różnił się proces tworzenia albumu od powiedzmy remiksu czy parkietowej EP-ki? Mieliście kreatywny szablon czy był to naturalny proces?
„Rebellion der Träumer” to ścieżka dźwiękowa, która pokazuje inną stronę Kollektiv Turmstrasse, której nie byliśmy w stanie wyrazić tak widocznie w naszych wcześniejszych dziełach. Włożyliśmy w to mnóstwo uczucia i pracy. Kompozycje nie miały być po prostu osobnymi utworami! Chcielibyśmy, by słuchacze postrzegali je jako całość. To jak obudzenie śniącego – próbowaliśmy zbadać różne płaszczyzny snu z odrobiną anarchizmu. Poprzez anarchizm, chcemy powiedzieć, że zawsze byliśmy świadomi robić to, jak się czuliśmy i chwytać muzykę dokładnie w danej chwili.
Jakiego rodzaju sprzętu lub oprogramowania użyliście, by wyrzeźbić album? Jak zmienił się wasz sprzęt studyjny w porównaniu z tego sprzed pięciu lat? Czy uważacie, że typ sprzętu, którego używacie w określonym czasie zmienia się, kształtuje muzykę, którą tworzycie?
Sądzę, że najważniejszym krokiem dla nas w studiu przez ostatnie pięć lat był powrót do korzeni. Oznacza to, że utrzymujemy nasz sprzęt i aranżacje minimalistycznymi, kilka rzeczy wystarczy, jeśli wiesz co robisz i czego potrzebujesz. Więc dziś pracujemy z kilkoma wtyczkami, małą ilością sprzętu zewnętrznego i oczywiście Abletona jako głównego sekwencera w studiu. Ableton jest niesamowitym, potężnym narzędziem. Znacząco zmienił cały nasz sposób pracy.
W dziedzinie sound designu, album brzmi jak inspirowany wieloma artystami UK Bass i dubstepowymi – przychodzą na myśl Burial, Kode 9 i Four Tet – jednocześnie zachowując rdzeń techno-tech-housowy. Czy to sprawiedliwe stwierdzenie? Jakiego artysty słuchaliście albo kto odcisnął na was odbicie, gdy tworzyliście krążek?
Tak, z pewnością inspirowany jest tym, słuchaliśmy takich rzeczy i wielu więcej. W „Rebellion der Träumer” próbowaliśmy stworzyć całą historię z każdą muzyką z naszych nastrojów, które przejęły nas przez ostatni rok. Wpływy jednakże są szerokie, nie sądzę, że uczciwie jest powiedzieć, iż to tylko jeden lub dwóch artystów.
Jak ważne jest znajdowanie nowych kierunków i stylów, by popchnąć swoje brzmienie i eksperymentować, tworząc nowe formy techno i elektroniczne?
To bardzo ważne, chcieliśmy rosnąć z każdym kawałkiem, by zobaczyć, co jest poza naszymi granicami i może stworzyć coś ponadczasowego…
Graliście na jednych z najlepszych imprez w Europie. Czy jest jakaś konkretna impreza albo lokal, który wyróżnia się jako ulubiony? Wolicie wielkie, klubowe występy typu Cocoon, czy bardziej intymne romanse?
Jest taki klub w Hamburgu o nazwie Ego. Szczerze mówiąc, to klub zarządzany przez naszych przyjaciół z Dynamic Crew. Jest naszym domem, jeśli wiecie co mam na myśli. Poza tym jest wiele dobrych festiwali i wyjątkowych klubów w całej Europie. W Berlinie, Londynie i Amsterdamie można znaleźć najlepsze kluby na świecie. Ale są one trochę jak buty, każdy lubi inne rzeczy.
Chcielibyście podzielić się nowymi artystami albo labelami, które ostatnio przykuwają waszą uwagę i muszą być słyszane na parkiecie?
Hmmm, jest David August, bardzo, bardzo utalentowany chłopak z Hamburga i mamy na swoim labelu, Musik Gewinnt Freunde, Lake People, jest świetny. Ale bardzo trudno jest nam podążać za wszystkim, co nowe. Musimy skupiać się na sobie. Mam nadzieję, że rozumiecie.
Jaki macie terminarz na 2011? Więcej wydawnictw w drodze, może jakieś single oparte na albumie czy mnóstwo wyjazdów?
Robimy albumowy cykl w Europie do końca roku, więc dużo będziemy w trasie. Są również remiksy do albumu, nasze i od muzyków jak Robag Whrume czy Jimpster. I oczywiście, w naszym label, Musik Gewinnt Freunde, wydawać będziemy cały czas jakiś materiał.