Kolejny artykuł o śmierci clubbingu w Polsce
„Kiedy ostatni raz byłeś w klubie? A w dwóch? No właśnie. Chodzimy na koncerty, imprezy, wernisaże. Bawimy się w domu, lokalnych barach i knajpach. Kluby jednak omijamy szerokim łukiem. Płacenie za wejście, selekcja, drogie drinki i odstawione dziewczyny poszły w zapomnienie. Nocne wędrówki po klubach po prostu przestały być modne” – tak zaczyna się artykuł opublikowany w portalu natemat.pl, w którym autorka przekonuje, że modny kiedyś miejski clubbing już nikogo nie interesuje. Nazywa się „Clubbing umarł. Co się stało z kulturą klubową? Miejskie życie jest gdzie indziej”, a autorką jest Olga Święcicka.
Główna teza tekstu jest taka, że dziś w miastach młodzież ma dużo więcej atrakcji niż kiedyś, i imprezowanie w klubach w tej konkurencji przegrywa. Pojawiają się wypowiedzi naczelnej „Aktivista” Sylwii Kawalerowicz, która mówi, że „ Dziś miejskie życie ma zupełnie inny kształt – mówi Sylwia Kawalerowicz, redaktor naczelna magazynu „Aktivist”. – Kluby zaczęły przybierać różne formy, nie chodzimy już do nich, żeby tylko posłuchać muzyki. Zwykle imprezy połączone są z wernisażem sztuki, pokazem modowym, filmem. Zmieniły się też nazwy. Pojawiły się klubokawiarnie, kluboksięgarnie i galerie. Żeby przyciągnąć młodych ludzi, kluby prześcigają się w pomysłach”.
Dodaje też, że przyczyną nowego stanu rzeczy jest fakt, że pewne pokolenie się zestarzało: „Ludzie, którzy budowali scenę klubową w Warszawie wyrośli z niej, a młodych taka rozrywka już nie interesuje. Oczywiście przetrwała muzyka, nadal chodzimy tańczyć i się bawić. Jednak obraz ciemnego klubu, gdzie w kącie zażywa się narkotyki, żeby potem do rana bujać się w rytm beatów przepadł. Dziś możemy mówić bardziej o „knajpingu””.
Najbardziej kontrowersyjnie brzmi jednak ostatnie zdanie, w którym pojawia się stwierdzenie, że „dziś tratowanie drzwi kolejnych klubów stało się po prostu obciachem”. Pod tekstem nie brakuje ciekawych komentarzy – z jednej strony czytamy, że „Rozwój nocnego życia (kawiarni, barów, pubów, etc) nie zabija klubów, a one nie zabijają jego. Jeśli coś by można było napisać, to że zmienił się sposób spędzania nocy – procentowy udział klubów w tych kilku godzinach imprezy. Ale w samej Warszawie w 2012 roku jest więcej klubów, niż kiedykolwiek wcześniej, do niektórych chodzić można od poniedziałku do niedzieli. To jest ta śmierć? Bo pacjent czuje się zaskakująco dobrze”.
A z drugiej: „Wmawianie ludziom bajek o polskim clubbingu to jedna wielka ściema. Jedynym zjawiskiem, które było na tyle duże, żeby je zauważyć to małomiasteczkowy pseudowiejski wiksaclubbing sprzed 10 lat. Za czasów lepszych (podobno) tabletek”.
Prawda jest, jak zwykle, pomiędzy, czyli w tym przypadku gdzie? Najwidoczniej według niektórych w Warszawie clubbing stał się obciachem, ale może przez to, że w większości miejsc grana jest obciachowa muzyka?
Jak Wy to widzicie w miastach, w których żyjecie lub bywacie?