Josh O’Nell: 'Od Piersi do Schillera’ (wywiad)
O arabskich motywach, śpiewaniu po polsku, produkowaniu muzyki i nie tylko – jeden z obiecujących polskich twórców Josh O’Nell ma dużo ciekawych rzeczy do powiedzenia, sprawdźcie sami:
1.
Witaj, Szymon. To dla mnie naprawdę świetne uczucie, gdy poznaję utwory
nieznanego mi dotąd artysty, po czym okazuje się, że ich twórcą jest
nasz rodak – takich zaskakujących chwil prosiłbym coraz więcej! Na
początek, chciałbym zapytać Cię o EP-kę, bez której prawdopodobnie nigdy
nie byłoby naszej rozmowy: „Emirates Sunset EP”.
Doczytałem
się informacji, że przy stworzeniu tego materiału bardzo pomogły Ci
liczne podróże, m.in. do Dubaju. Co szczególnie urzekło Cię w tym
miejscu? Dlaczego poświęciłeś mu swoje utwory?
Josh O’Nell: Witam
serdecznie. Doskonale znam to uczucie, ponieważ mamy w Polsce coraz
więcej genialnych artystów, którzy się wybijają i również mam uśmiech na
twarzy, gdy odkrywam, że autor utworu, który aktualnie mi się spodobał,
jest naszym rodakiem. Podobnie jak Ty, życzyłbym sobie częściej
doświadczać takich uczuć. Bardzo się cieszę i czuję się zaszczycony, że
tym razem to ja byłem miłym zaskoczeniem dla Ciebie.
To
prawda, dane mi było kilkukrotnie odwiedzić Oman oraz Zjednoczone
Emiraty Arabskie. Podczas pierwszej wizyty w ZEA stworzyłem „Emirates
Sunset”. Rok później, podczas kolejnej podróży, powstał numer „Desert
Winds”. Nie znam osoby, która była w Emiratach minimum dwa dni i której
by się tam nie spodobało.
Dubaj
jest po prostu niesamowity! Jego nowoczesność i przepych przyciąga
ludzi z całego świata. Zarówno turystów jak i osób, które decydują się
tam na pracę. Mieszkają tam Arabowie, Hindusi, Pakistańczycy,
Europejczycy, Azjaci, Amerykanie. Dzięki temu możesz zobaczyć, jak żyją
przedstawiciele innych narodowości, którzy często myślą zupełnie
inaczej, niż my. To właśnie nadaje temu miejscu jeszcze większego
smaczku.
Najbardziej
urzekające jest to, że ci wszyscy ludzie, tak różni od siebie, żyją
między sobą w zgodzie i – poza drobnymi przypadkami – raczej nie słyszy
się o przestępstwach. Do tego dochodzi zapierająca dech w piersiach
malowniczość krajów Półwyspu Arabskiego. Zachód słońca w Emiratach jest
naprawdę bardzo, bardzo piękny.
2.
Łatwo zauważyć, że arabskie czy ogólnie orientalne motywy w muzyce
klubowej, zawsze przyciągają i zachwycają wielu słuchaczy. Dlaczego –
według Ciebie – zdobywają tak dużą popularność wśród odbiorców?
Josh O’Nell: Bardzo
dobre pytanie, aczkolwiek moim zdaniem nie dotyczy to tylko klimatów
orientalnych. Instrumenty arabskie są magiczne i przyciągają słuchaczy
nawet w tradycyjnych utworach. Nic zatem dziwnego, że ich wykorzystanie w
trance, downtempo czy ogólnie w muzyce elektronicznej, budzi ciekawość i
zainteresowanie. Osobiście jestem ciekaw, jakby brzmiał utwór trance
zbudowany w oparciu o nasze góralskie smyczki z Podhala.
3.
Po kilku latach Twoje utwory nareszcie wydała wytwórnia Cinesphere
Records, sub-label czeskiego Trance All-Stars Records. Co sądzisz o tej
firmie? Czy tworzenie stricte chilloutowego labelu było dobrym krokiem
dla naszych sąsiadów?
Josh O’Nell: „Emirates
Sunset” powstał w 2013 roku i początkowo miał zostać wydany w innej
wytwórni. Okazało się jednak, że chociaż numer się spodobał, to
ostatecznie nie został wydany. Właśnie dlatego projekt trafił do
szuflady i pozostał w niej na długie miesiące. Po wielu namowach mojego
kolegi postanowiłem go gdzieś wysłać. Wybór padł na Trance All-Stars i
jego chilloutowy sub-label. Zaledwie po kilku dniach otrzymałem
pozytywną odpowiedź i po roku od podpisania kontraktu, EP-ka trafiła w
końcu do sprzedaży.
To
jest niestety moja wina – wiele projektów trafiło w kąt, ponieważ w
danej chwili uznawałem że np. jest nie są dość dobre albo czegoś im
brakuje. Czasami pracuję nad jakimś utworem godzinami, po czym dochodzę
do wniosku, że będzie lepiej, jeśli zacznę od początku (śmiech). Całe
szczęście, że mam takich znajomych, którzy dobrze mi życzą i popychają
mnie dalej. Dziękuję im za to.
Według
mnie chillout jest sporą niszą. Znam wiele osób – w różnym przedziale
wiekowym – które bardzo lubią ten styl, chociaż wielu z nich sceptycznie
podchodzi do muzyki elektronicznej. Mimo to, niewiele jest wytwórni
stricte chilloutowych.
Downtempo
jest ogólnie słabo promowane, więc taki sub-label wydaje się sporym
wyzwaniem, niemniej jednak Trance All-Stars to ogromna wytwórnia. Na
swoim profilu na Facebooku ma ponad 80 tysięcy fanów – to bardzo dobry
wynik, bo dla porównania np. VANDIT Records (wytwórnia Paula van Dyk’a)
ma niecałe 47 tysięcy. Czesi na pewno wiedzą, co robią.
4.
Bądźmy szczerzy – artyści wolniejszych brzmień są zdecydowanie mniej
cenieni i rozpoznawalni, ale ich przewagą jest fakt, że chillout i
klimaty warmup’owe zawsze miały popyt wśród słuchaczy, którzy prędzej
czy później chcą odnaleźć alternatywę dla szybszych dźwięków. Czy
zgadzasz się z taką interpretacją muzycznej rzeczywistości?
Josh O’Nell: A
no właśnie… Jeśli wiele osób o różnych upodobaniach muzycznych, w
różnym przedziale wiekowym uznaje chillout za muzykę, której bardzo
chętnie słucha, to dlaczego dzieje się tak, jak mówisz? Na ten problem
składa się kilka czynników, przede wszystkim brak odpowiedniej promocji
tego gatunku. Nie oszukujmy się – najwięcej pieniędzy generowanych jest z
wszelkiego rodzaju eventów, dlatego muzyka relaksacyjna jest już od
początku na przegranej pozycji.
Kolejną
trudnością jest fakt słabo sprzedającej się muzyki. Dzisiaj dowolny
utwór można ściągnąć bardzo szybko z Internetu, dlatego niewiele osób
sięga po nią legalnymi sposobami.
5.
Chciałbym porozmawiać o Twoim oficjalnym remiksie „Bałkanicy” zespołu
Piersi. Spotkałem się z bardzo skrajnymi opiniami na temat Twojej wersji
– jedni podziwiali, inni zrównywali z ziemią.
Między
innymi po odsłuchaniu tego kawałka, zrozumiałem, że jesteś artystą,
który uwielbia eksperymentować, nie boi się wyzwań. Czy mimo
zrozumiałych obaw i późniejszej krytyki, gdybyś cofnął się w czasie,
jeszcze raz zdecydowałbyś się na ten remiks?
Josh O’Nell: Jeśli
jest coś, czego żałuję, to jedynie tego, że nie mogę już poprawić
swojego remiksu. Miałem bardzo mało czasu na jego wykonanie i gdy teraz
go słucham, to wychwytuję kilka rzeczy, które chciałbym poprawić lub
zmienić. Nie żałuję natomiast tego, że się go podjąłem. To było dla mnie
bardzo ciekawe doświadczenie.
Każdy
ma prawo do krytyki, chętnie jej słucham i przyjmuję – o ile jest ona
konstruktywna. Niestety, w Internecie można przeczytać nie tyle krytykę,
co po prostu ‘hejty’. Najbardziej spodobał mi się komentarz pewnego
chłopaka który zasugerował mi, abym przestał zajmować się tworzeniem
muzyki i zajął się odśnieżaniem. Oczywiście, nie biorę takich komentarzy
na poważnie.
Chłopakom
z zespołu Piersi moja praca spodobała się na tyle, że postanowili ją
wydać. Jako ciekawostkę dodam też, że każdy swój koncert rozpoczynają od
fragmentu mojego remiksu, który wykorzystują w charakterze intro.
6.
Charakter zremiksowanego przez Ciebie zespołu zmienił się na
przestrzeni lat o 180 stopni. Czy możesz zdradzić, która wizja Piersi
jest Tobie – jako odbiorcy muzyki – bliższa?
Josh O’Nell: Każdy
artysta bądź zespół zmienia się na przestrzeni lat, to naturalne. Nikt z
nas przecież nie żyje w hermetycznym zamknięciu, oddziałują na nas
nabyte doświadczenia, trendy i zmieniające się preferencje ogółu
słuchaczy. Wszystko. nawet najdrobniejszy szczegół może wpływać na
twórczość artysty.
Kiedy
Paweł Kukiz odszedł z zespołu Piersi, zespół postawił na współpracę z
Adamem Assanovem, który ma bałkańskie korzenie. Nic zatem dziwnego, że
chłopaki skorzystali z jego doświadczeń oraz wiedzy. Tak powstała
„Bałkanica”. Nie zgodzę się jednak ze zdaniem, że zespół Piersi zmienił
się o 180 stopni. Piosenki takie jak: „Zośka”, „Będziemy piwo pić”, „O,
Hela” czy „Leżę” nie należą przecież do utworów poważnych i
górnolotnych.
Piersi
grały poważnie i wesoło od zawsze. Kiedyś śpiewali „Leżę, leżę.
Uwaliłem się jak zwierzę, czystą wódką. Leżę, leżę. Rzygam jajkiem w
majonezie, I kiełbasą[…]”, a dzisiaj „Bałkańska w żyłach płynie krew,
Kobiety, wino, taniec, śpiew(…)”.Dlatego dziwi mnie oburzenie Pawła
Kukiza oraz jego fanów, że zespół ‘hańbi nazwę po odejściu frontmana’.
7.
Dlaczego w Polsce trudno (a być może nawet niemożliwym) jest stworzyć
klubowy utwór z polskim tekstem, który nie ocierałby się o granice
kiczu? Być może znasz przykłady, które pokazują, że może być inaczej i
które być może kiedyś zmienią sceptyczny odbiór utworów w języku
polskim?
Josh O’Nell: To
wina muzyki disco polo i dance. Przecież nie czujemy wstrętu słuchając
polskiego języka w popie czy hip-hopie. Tak się utarło że ‘umcyk, umcyk’
i polskie słowa, to na pewno musi być szmira. Ja uważam że nie musi tak
być, pod warunkiem że utwór będzie ambitny, ciekawy i przeznaczony
tylko na polski rynek.
Nasz
język jest po prostu trudny i nieprzyjemny dla obcokrajowców. S, sz,
cz, ź, itd. To dokładnie tak samo, jak Polacy odbierają język rosyjski
czy niemiecki. Choć uwielbiam stary kawałek Marca van Lindena – „Sturm
der Nacht”, zawsze przewijam moment, w którym pojawia się wokal.
8.
Słów kilka o muzyce trance – czy zauważasz dobre strony zmian, które
dokonały się w tej muzyce w ostatnich kilku lub kilkunastu latach? Czy
jednak jej najlepsze czasy są już jednak dawno za nami?
Josh O’Nell: To,
że trance umarł, słyszałem już w 2007 roku. A jednak – od tego czasu
pojawiło się wiele nowych utworów, które przeszły do długiej już listy
tzw. ‘klasyków’. Jeśli chodzi o uplifting – tutaj ciężko dojrzeć zmiany,
ale tak już chyba pozostanie. Reszta podgatunków trance rozwija się,
reagując na ogólne trendy w muzyce klubowej.
Oczywiście,
są to dobre zmiany, bo każda zmiana w muzyce jest dobra – przynosi
powiew świeżości. Jestem przekonany, że do wspomnianej przeze mnie listy
dopiszemy jeszcze wiele perełek, które będziemy wspominać z sympatią i
rozrzewnieniem.
9.
W jednym z wywiadów wspomniałeś o tym, że Twój utwór „No.2” (wydany w
2013 roku w Alter Ego Tranquil State) pochwalił sam Schiller, który jest
dla Ciebie mistrzem chilloutu. Jaki wpływ na Twoją twórczość miała jego
muzyka? Jacy inni artyści są inspiracją dla Twoich kolejnych prac?
Josh O’Nell: Dzisiaj
w Internecie jest wiele łatwo dostępnych tutoriali dotyczących budowy
utworu oraz porad ‘jak opanować podstawy popularnych oprogramowań do
produkcji muzycznej’. Moja przygoda z produkcją muzyki zaczęła się w
2003 roku, w czasie, gdy dostęp do tego typu materiałów był dość
utrudniony. Nie miałem żadnego nauczyciela, nie oglądałem filmów z cyklu
‘how to’.
Wszystkiego
uczyłem się sam metodą prób i błędów – słuchałem jakiegoś utworu, który
mnie zaciekawił i analizowałem go. W myślach oddzielałem poszczególne
ścieżki, zastanawiając się, jak dany artysta zrobił to, co słyszałem.
Później próbowałem odtworzyć to sam. Udawało mi się to z różnym skutkiem
(śmiech).
Jednym
z tych producentów, o których mówiłem, był właśnie Schiller. Kiedy
usłyszałem od niego, że mój numer jest dobry i że bardzo mu się podoba…
poczułem się trochę jak uczeń doceniony przez swojego mistrza. Dla mnie
było to coś więcej, niż tylko miłe słowo od znanego artysty.
Drugim
mistrzem chilloutu jest dla mnie Jon Hopkins. Szczególnie polecam jego
album „Opalescent” – jest rewelacyjny. Jako młody chłopiec słuchałem też
bardzo dużo utworów Mike’a Oldfield’a.
10.
W takim razie, chciałbym poprosić Cię o wymienienie jednego lub kilku
ulubionych utworów z historii trance lub ogólnie muzyki elektronicznej.
Dlaczego pozostały w Twojej pamięci aż do dziś?
Josh O’Nell: – Tiësto – „Forever Today” – dobry przykład na to, jak muzyka może stać się opowieścią.
–
Chicane – „Saltwater” – wersja oryginalna jest świetna, ale chilloutowy
remiks The Thrillseekers jest bezkonkurencyjny. Jakoś ciężko byłoby mi
sobie wyobrazić interpretację „Saltwater”, która mogłaby rywalizować z
tym, co zrobił Steve Helstrip.
– Estuera – „Tales From The South”.
–
Kyau & Albert – “Falling Anywhere (Rework)” oraz “Walk Down”.
Bardzo lubię całą twórczość niemieckiego duetu, ale te dwa numery
podobają mi się najbardziej.
– Nitrous Oxide pres. Redmoon „Cumulus”.
Tak naprawdę, gdybym miał wymienić wszystkie moje ulubione utwory, to spokojnie ułożylibyśmy tracklistę czterogodzinnego seta.
11.
Czy istnieje szansa, że usłyszymy jeszcze więcej utworów od Josha O’
Nella w tym roku? Czym chciałbyś zaskoczyć swoich wieloletnich fanów
oraz osoby, które dopiero niedawno odkryły Twoją twórczość? Czego możemy
się po Tobie spodziewać?
Josh O’Nell: Niestety,
na tę chwilę nie mam planów wydawniczych na ten rok. Mamy już prawie
wrzesień, więc to już raczej niemożliwe, żeby coś się ukazało. Zdradzę
tylko, że właśnie kończę pewien projekt, nad którym ostatnio pracowałem.
Numer jest praktycznie gotowy i na dniach będę eksportował finalną
wersję. Tym razem nie będzie to utwór chillout’owy, tylko w klimatach
tech-trance’owych. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, to będzie
można go usłyszeć na początku 2016. Mam nadzieję, że nie będzie to
jedyna produkcja przewidziana na przyszły rok.
Moi
sympatycy, a raczej osoby, które do tej pory spotkały się z moją
twórczością i chętnie sięgają po nowe utwory wiedzą, że nie lubię się
szufladkować i że potrafię być nieprzewidywalny. Tak więc pozwól, że
zacytuję: „Spodziewajcie się niespodziewanego. Właśnie Tak.”. (śmiech).
12.
Scena muzyki klubowej to bardzo szeroka i prężnie działająca machina.
Czy masz swoich ulubionych ‘świeżaków’ – twórców, którzy niedawno
rozpoczęli swoje kariery lub którzy mogą nie być znani szerokiej
publiczności, a których – według Ciebie – czeka naprawdę świetlana,
zawodowa przyszłość?
Josh O’Nell: Niestety,
nie śledzę sceny klubowej aż tak aktywnie. Nie mam na to za bardzo
czasu, więc ktoś, kto dla mnie może mieścić się w ramach pojęcia
‘świeżak’, dla wielu może być powodem zdziwienia. Kilku naszych rodaków
udowodniło że można zrobić karierę za granicą. Kibicuję wszystkim
polskim producentom, zarówno ‘świeżakom’ jak i starym wyjadaczom.
Super,
że do gry wrócił Paul Miller. On jest dla mnie niezwykłym zjawiskiem,
bardzo płodnym artystą: wydaje jeden utwór za drugim i co ciekawe –
wszystkie jego produkcje są bardzo dobre. Tak więc w tym przypadku,
ilość i jakość idą według mnie w parze. Trochę mu tego zazdroszczę.
Czekam
z wielką niecierpliwością na kolejne produkcje Sebastiana Sanda. Mam
nadzieję, że nie powiedział ostatniego słowa i że niebawem zaskoczy nas
swoją nową perełką.