News

James Zabiela dla Euphorii: 'Kocham prawie wszystkie gatunki muzyki tanecznej’

James Zabiela nie jest częstym gościem w naszym kraju, ale i tak wszyscy wiedzą o jego nieprzeciętnych technicznych umiejętnościach i szerokich muzycznych zainteresowaniach. W ostatniej Euphorii pojawiła się pierwsza część długiego wywiadu z tym panem, oto zapis tej interesującej rozmowy.




Muszę cię zapytać o Dr’a Who, często o tym wspominasz w wywiadach.


Tak, jestem mega wielkim fanem od czasu, jak byłem malutki. Dorastałem oglądając ten najdłuższy chyba program science fiction w historii. Zaczął się w 1963 roku! Do dziś mam na to fazę.


To jedyna rzecz związana z science fiction, którą lubisz czy to ogólna fascynacja tematem?


Kocham wszystko, co związane z science fiction. Można to było usłyszeć w moim ostatnim Essential Miksie dla BBC Radio 1. Wsamplowałem tam sporo dźwięków z filmu „Moon”, który jest moim ulubionym obrazem z zeszłego roku, wyreżyserowanym przez Duncana Jamesa, syna Davida Bowiego. Tak, nie da się ukryć, jestem maniakiem science fiction.


A propos tego Essential Miksu – napisałeś na twitterze, że nagrywanie go było koszmarem…


Musiałem go przygotować, gdy wciąż byłem w trasie. I nagle w trakcie pracy mój laptop postanowił, że już więcej się nie włączy. Było to po 2 tygodniach od zakupu! Zupełnie nowa maszyna, a nagle przestała działać. Udało mu się ją jakoś uruchomić, ale potem zawieszała się równo co godzinę. Pracowałem więc przez kilakdziesiąt minut, potem to zgrywałem, komp się zawieszał i tak w kółko. To była masakra. No ale nie miałem innego wyjścia, byłem w podróży a miks musiał być przygotowany na czas.


Nie nagrywasz już miksów grając z CD playerów?


To zależy. Akurat w tym przypadku miałem wizję stworzenia swego rodzaju soundtracku. Użyłem sampli z filmu „Moon”, poza tym muzyka była bardzo różnorodna, prędkości i rytmy się zmieniały. Miałem koncepcję na początek, rozwinięcie i końcówkę, to miała być bardzo specyficzna opowieść, trochę się namęczyłem, żeby to złożyć do kupy, ale myślę, że się opłacało. To czegoś takiego potrzebowałem programu Ableton Live.



Słuchając twojej kompilacji „Life” też miałem wrażenie obcowania z filmowym soundtrackiem…


Taki był zamysł, dlatego też zaprosiłem do współpracy mojego znajomego, który jest aktorem i pojawia się na płycie. Miał dorzucić swoje trzy grosze do klimatu płyty, bardzo filmowego właśnie. Jego głos przypomina mi Keanu Reevesa. Płyta nazywa się „Life”, bo to miał być dosłownie soundtrack do mojego życia. W muzykę wplotłem wiele odgłosów codziennego życia, które nagrywałem podczas trasy. Jeśli więc odczułeś tu klimat soundtracku, oznacza to, że udało mi się osiągnąć mój cel.


Na drugim CD wracają jednak bardziej progresywne rzeczy. Czasem jednak w wywiadach mówisz, że twoja muzyka to nie jest progressive house…


Jako całość można takie kompilacje uznać za progresywne, ale jeśli się przysłuchasz, znajdziesz jeden, najwyżej dwa kawałki, które można sklasyfikować jako progressive house. Jeden z nich to pewnie wałek Guy’a J. Lubię mieszać ze sobą różne rzeczy i jest to trochę wkurzające, gdy ludzie wrzucają cię  do jednego worka, jakbyś grał tylko jedno brzmienie. Ja równie mocno kocham kawałki drum’n’bassowe, downtempowe, techno, tech-house, prog house – kocham wszystkie te gatunki.


Pierwsza płyta kompilacji mocno intryguje – jak sam określiłbyś takie brzmienia?


Nie wiem, nie jestem pewny. Na pewno znajdziesz tam trochę klimatów zwanych „electronica”, breakbeat, są też rytmy downtempowe, a nawet lekko hip-hopowe. Jest numer drum’n’bassowy, trochę dubstepu, wszystko to, co uwielbiam słuchać.


Słuchając tego krążka kilka razy myślałem o połamanych beatach Scuby, czyli nowych rytmach nazywanych dubstepowymi, ale nie będącymi do końca dubstepem, być może jego nową mutacją…


Tak, dubstep stał się bardzo popularny i wielu artystów przemyca inspiracje dubstepem w swojej muzyce czy występach. Pojawiło się wiele kawałków techno, które mają w sobie te leniwe werble i nie tylko. Myślę, że to bardzo dobrze, zawsze tak się dzieje. Gdy wystrzeliło minimal  techno, nagle większość kawałków progresywno housowych zaczęło mieć w sobie elementy minimalu – stłumione stopy i subtelne, zglitchowane hi-haty. To ewidentne zapożyczenia z charakterystycznego brzmienia, które było popularne w tamtym momencie. Kiedy coś jest popularne, ma wpływ na wszystkie możliwe gatunki, moim zdaniem tak powinno być.


Ale James Zabiela od zawsze sięgał po połamane rzeczy…


Tak, dokładnie. Zawsze miałem słabość do breakbeatu czy ogólnie połamanych rytmów.



Nadal po nie sięgasz?


Oczywiście.


Widziałem, że na przełomie marca i kwietnia grałeś w Miami, potem na Snowbombing, a potem w Cocoon we Frankfurcie i zastanawiałem się, czy to były trzy zupełnie różne sety?


Tak, rzeczywiście. Snowbombing to wyjątkowa impreza, bardzo rave’owy klimat. Większość ludzi na co dzień wkręcona jest np. w hip-hop, big beat – to gatunki blisko związane z tym festiwalem, który kręci się wokół zimowych sportów ekstremalnych. Mogłem więc poszaleć w tej materii, pograć dużo breakbeatu czy dubstepu – było świetnie. Z kolei w Cocoon musiałem pograć więcej techno, które też bardzo lubię, ale przy okazji pojawiło się wiele innych rzeczy – taki już jestem, po prostu muszę znaleźć sposób na przedstawienie ludziom różnorodnych klimatów.


Niektórzy np. myślą, że Zabiela gra electro…


Tak, miałem też taki moment, nadal zresztą puszczam czasem trochę electro. Nie lubię się ograniczać – jest taki nowy kawałek Booka Shade, który jest dobrym electro-house’em, choć pewnie wielu powie, że to techno tylko z tego powodu, że podpisany jest nazwą Booka Shade.


Przesłuchujesz tyle nagrań, które brzmienie jest w tej chwili najciekawsze, najbardziej innowacyjne?


Uuu, naprawdę trudno powiedzieć. Kupowanie muzyki i słuchanie promówek jest dla mnie trudnym zadaniem, bo nigdy nie wiem od czego mam zacząć. Wchodząc np. na Beatport nie zaczynam zawsze od tech-house’u, raczej zawsze od czegoś innego. Muszę sprawdzić wszystkie gatunki, to bardzo czasochłonne być zwolennikiem tylu gatunków muzycznych. Bardzo bym sobie ułatwił życie, gdybym przywiązał się do jednego gatunku. Tylko że wtedy umarłbym z nudów.




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →