’Inspirują mnie słońce, córka, żona i filmy’ – wywiad z Jochenem Millerem
Jochen Miller od ostatnich dwóch lat zalewa rynek swoimi hitowymi wydawnictwami. I chociaż bardziej znamy go z „Lost Connection” czy „And Then…”, mało z nas pamięta, że już w 2005 roku parkiety zapełniała jedna z jego pierwszych produkcji „India”. Nazwisko młodego Holendra stopniowo rosło w oczach świata wraz z rozwojem klubu The Matrixx znajdującego się w Nijmegen. Czy wiedzieliście jednak o tym, że już w 1999 był on finalistą konkursu na najlepszego DJ-a, przeprowadzonego podczas Dance Valley?
O wszystkim tym opowiedział portalowi TrancePodium…
Twój ojciec miał swoją własną dyskotekę, co wydaje się stanowić inspirację dla całej kariery, którą zrobiłeś w muzyce klubowej. Wyobrażasz sobie siebie, podążającego jego śladami i budującego własną miejscówkę, by organizować własne wielkie imprezy?
Nie wiem, najpierw przez nadchodzące dziesięć lat skupię się na swojej karierze, a potem zobaczymy, ale mogę powiedzieć, że to świetne uczucie, gdy klub jest zapełniony, a przygotowanie i promocja były twoją zasługą. Zawsze zauważałem w moim ojcu wiele energii pochodzącej z tego. Fakt, że miał klub dał mi ogromną szansę, by podszkolić się w miksowaniu – miejmy nadzieję, że będę mógł zrobić to samo w przyszłości dla swoich dzieci.
Co zazwyczaj inspiruje Cię podczas miksowania?
To całkowicie różne rzeczy, każdego dnia. Czasem jest to po prostu fakt, że świeci słońce, a innym razem piękny dźwięk, moja córka, żona albo film.
W związku z popularyzacją miksowania z empetrójek i płyt CD, czy wydaje Ci się, że brak w środowisku klubowym turntablizmu?
Oczywiście, wszyscy teraz grają z CDków. Nadal gram z winyli jakieś sześć razy do roku podczas nocy klasyczno-trancowych w największym klubie w Holandii „The Matrixx”, ale dla nas, DJów, po prostu łatwiej używać płyt CD. Dużo podróżujemy po całym świecie, a znacznie łatwiej podróżować z małym portfelem niż z ciężkimi torbami.
Skąd przezwisko Jochen Miller?
To zabawne, bo Jochen to moje prawdziwe imię, ale Miller to tak naprawdę dowcip. Wioska, w której mieszkają moi rodzice nazywa się „Mill”, więc zmieniłem swoje nazwisko na Miller.
Podążaliśmy za Tobą już przez ładnych kilka lat, najważniejsze było chyba wydanie „India” w 2005. Stoją za nim jakieś sekrety?
Nie wiem. To naprawdę mocna melodia, ale w środku kryje się imię mojej córki, nazwa sukni ślubnej mojej kochanej żony, no i był to mój pierwszy międzynarodowy hit. Jak widzicie, ta nazwa dla mnie działa! Muszę oddać honory państwu, które dało mi tak wiele i kiedyś je odwiedzić!
Jeśli chodzi o mashupy (bootlegi), widzieliśmy Cię obok Armina van Buurena w połączeniu zatytułowanym „In And Out Of Connection”. Planujesz zrobić więcej podobnych?
Lubię robić i grać bootlegi, a „In And Out Of Connection” było wielkie, bo zarówno „Lost Connection” jak i „In And Out Of Love” były hitami. Dla mojej najnowszej kompilacji, stworzyłem trzy nowe bootlegi. Sądzę, że czyni to ją czymś bardzo specjalnym, gdy znajdują się tam utwory, które nigdy nie zostaną wydane.
Kto Twoim zdaniem jest w tej chwili najbardziej niedocenianym producentem/DJ-em?
Sądzę, że Jonas Stenberg wydawał dobre rzeczy. Jeśli popatrzeć na ilość imprez, na których gra, i to jak sobie radzi, nadal nie odzwieciedla to jego talentu. Mam nadzieję, że stanie na szczycie! Zasługuje na to!
Dajcie się skusić i sprawdźcie, jak prezentuje się obecna forma Jochena Millera… Entrance już wkrótce!