News

Inspiracja dla wielu topowych didżejów Oliver Lieb opowiada o przeszłości i nie tylko!

Artystów dzielić możemy na dziadków i ojców muzyki elektronicznej. Dziś przybliżyć Wam chcemy osobę jednego z tych drugich, Olivera Lieba, znanego chyba najbardziej pod aliasem LSG, tworzącą muzykę od przeszło dwudziestu lat legendę przede wszystkim trance’u, ale i jednego z bardziej poważanych muzyków na scenie w ogóle.

Skomponowałeś jedne z najbardziej definiujących gatunek utwory.
Czy myślałeś wtedy, że staną się tak popularne jak się stały?

Nie – nic nie było planowane. Po prostu produkowałem i byłem
szczęśliwy wydawać to, co skończyłem. Świetnie było zobaczyć,
że się sprawdzają, ale to, czy były naprawdę, naprawdę znane
czy też radziły sobie całkiem nieźle, nie było dla mnie
specjalnie ważne.

Prawdopodobnie najbardziej znany stałeś się pod pseudonimem
LSG, ale z których swoich produkcji jesteś najbardziej dumny?

Hmm… Wszystko odnosi się do okresu czasu albo może sytuacji,
czy czegoś, co wtedy się działo, więc trudno powiedzieć. Są
rzeczy, które preferuję i których nadal mógłbym słuchać, i są
kawałki, gdzie trudno zrozumieć mi dlaczego robiłem takie coś.
Albumy zawsze miały jakiś większy koncept za nimi niż wydawnictwa
EP albo maxi, więc, w pewien sposób, więcej dla mnie znaczą.
Jestem również dumny z tego, jak projekt LSG rozwijał się przez
lata i rozłamu między brzmieniem albumów „Black” i „Into
Deep”.

Czy zadecydowałeś zostać DJ-em, by twoje produkcje były
słyszane, czy interesowało cię to zanim zacząłeś produkować?

W 87/88 zainteresowałem się muzyką elektroniczną. Przedtem
grałem na basie od czternastego roku życia, więc muzyka była dla
mnie czymś „z” i „przed” innymi ludźmi. Gdy rola DJ-a
zmieniła się z swego rodzaju szafy grającej na bardziej
zindywidualizowaną osobę, która mogła wybierać brzmienie i
muzykę, uznałem to za coś interesującego, ale moim głównym
celem nadal było produkowanie. W latach dziewięćdziesiątych
miałem wybór być DJ-em albo grać live-act, a z moją przeszłością
zadecydowałem, że live-act będzie bardziej interesujący. Wiele
lat później, znów myślałem o DJ-ingu, by z wielu powodów
zastąpić nim live i robię to już od kilku lat.

Jakiego sprzętu używasz do grania teraz i jakiego używałeś
kiedyś?

Wcześniej, gdy grałem live, zaczynałem ze sprzętowym
sekwencerem, samplerem, Juno 106, mikserem i jednostką efektową
oraz małą klawiaturę midi, by grać jakieś sample na żywo. Jako
DJ, zacząłem oczywiście od winyli, potem przez chwilę
wypróbowałem Final Scratch zanim przestawiłem się na Traktora,
którego nadal używam. Myślę o fajnym sposobie na wrócenie do
live acta w najbliższej przyszłości, bez używania po prostu
laptopa.

Jakie elementy utworu są dla ciebie najważniejsze i jak długo
zwykle zajmuje ci wyprodukowanie kawałka, od początku do końca?

Wybitny utwór ma zawsze mieszankę mocnych elementów… Stopa i
groove perkusyjny jest bardzo ważny, ale główny „chwytliwy”
albo melodyjny element, połączony z aranżacją i ogólną jakością
brzmienia również jest dla mnie istotny. Początkowy pomysł to
tylko kilka godzin, potem dopasowywanie szczegółów i sprawdzanie
efektów oraz aranżacji może zabrać dwa do czterech dni w
zależności od kawałka.

Jakie było twoje ulubione urządzenie w latach
dziewięćdziesiątych i czy nadal go używasz?

Och, jest ich kilka; Kyma System, którego nadal używam od czasu
do czasu i zagłębiam się w programowanie jakichś dziwnych
efektów. Również jedne z moich ulubionych efektów, jak DSP4000 i
Lexicon 480l oraz Nordlead 2, 3, Nordmodular.

Znany jesteś ze swojego uwielbienia dla sprzętowych
syntezatorów. Czy znalazłeś już w studiu miejsce na wtyczki VST,
czy nadal wolisz stare sprzęty?

W zależności od tego, co robię… Przez większość czasu to
pierwowzory, bo je mam, ale są świetne wtyczki efektowe –
bardziej do otrzymania nowych albo wyjątkowych brzmień niż
emulowania starych.

Masz własne studio masteringowe i do tłoczenia winyli, więc
najprawdopodobniej bezpiecznie jest powiedzieć, że jesteś wielkim
fanem winyli – jakie masz odczucia co do najnowszych postępów w
technologii DJ-ingu laptopowego?

Uruchomiłem własną firmę masteringową www.lhaudio.com i
kupiłem kilka high-endowych kompresorów i korektorów. Jestem
wielkim fanem dźwięku, więc sam mastering nie wystarczał, gdyż
chciałem przybliżyć zmasterowany dźwięk tak blisko do winyla,
jak tylko możliwe, bez polegania na innych ludziach. Dla mnie bardzo
ważne jest wydawanie na winylach. Wszyscy traktują je poważniej
niż wydawnictwo cyfrowe. Albo można stworzyć stronę dla wydania
cyfrowego, ale kto robi to dla Maxi albo EP? Przewaga DJ-ingu
laptopowego dla mnie jest taka, że można wziąć ze sobą dużo
kawałków do bagażu podręcznego, więc jesteś w stu procentach
pewny, że dojadą z tobą, gdy gdzieś polecisz. Brzmi to głupio,
ale przeżyłem coś takiego zbyt często w przeszłości. Innym
problemem dla mnie jest dźwięk. Wielu DJ-ów myśli, że całkowicie
w porządku jest grać empetrójki 192kb, a ja mogę tylko
powiedzieć, że publiczność w klubie powinna dostać „najlepszy”
dźwięk – nie tylko dzięki świetnemu systemowi nagłośnieniowemu,
który mógł zainstalować klub – ale też grając pliki *.wav,
pełny dźwięk! Na dobrym systemie w klubie jest gigantyczna różnica
nawet między *.wav a plikiem 320kb. Niestety w dzisiejszych czasach,
gdy wszyscy słuchają empetrójek na iPodzie czy małych,
komputerowych zestawach głośnikowych, dźwięk nie wydaje się być
już tak ważny.

Twój nowy label Maschine ma bardzo różne brzmienie od trance’u,
którego pionierem byłeś w latach dziewięćdziesiątych. Czy
uważasz to za naturalną progresję tego, co komponowałeś wtedy,
czy świadomie zmieniłeś kierunek w odpowiedzi na to, jak rozwinęła
się scena trancowa?

W latach dziewięćdziesiątych, tak jak teraz, tworzyłem „muzykę
elektroniczną”…. Nie było „trance’u” gdy zaczynałem.
Robiłem również wszystkie inne rodzaje: cięższe, techno, house,
etc. Po prostu nie odczuwałem granic. Więc label jest kierunkiem,
który wydawało mi się obierać w 2005. Między 2008 a 2010 miałem
przerwę od produkowania i wydawałem tylko muzykę innych ludzi.
Musiałem skupić się na nowej firmie masteringowej i tłoczącej
płyty, zacząłem budować studio, przenosić je i robić wiele
innych rzeczy. Od późnego 2010 znów produkuję i nadal kontynuować
będę swój sposób robienia wszystkich rodzajów materiału tu i
tam. Scena nie obchodziła mnie nigdy tak bardzo, by przejąć
kontrolę nad tym co robię, albo nie robię.

Jakie masz odczucia na temat przemysłu muzyki klubowej,
nieustannie recyklingującego stare kawałki? To szansa na danie im
długowieczności czy też po prostu pokazuje to brak kreatywności?

Dla mnie problemem nie jest ktoś używający starego sampla,
bardziej są nim ludzie, którzy w zasadzie odtwarzają cały kawałek
i umieszczają swoje nazwisko w listach płac bez pozwolenia albo
chociaż pytania. Bez oryginalnej muzyki nie ma progresu. Brak
progresu oznacza, że ludzie nie będą kupować albo naprawdę
interesować się tym dawniej „innowacyjnym” stylem muzyki. W
tych czasach, z tak wieloma wydawnictwami, trudno jest nawet DJ-om
być na bieżąco i znajdować dobre wśród słabych. Wcześniej
ludzie mogli śledzić rozwój oraz zmiany w muzyce i podążali za
artystami czy sceną ogólnie. Teraz, ci którzy wpadną na tę
muzykę, często zostawią ją po chwili, jako, że nie rozumieją
małych kroków naprzód.

Podczas kariery, która trwała ponad dwadzieścia lat, przemysł
zmienił się bezmiernie. Dokąd zmierzać będzie dalej?

Hmmm, trudno powiedzieć, bo ten obecny okres jest bardzo ważny i
będzie miał wpływ na to, czy scena będzie dalej się psuła, czy
może stanie się nieco bardziej stabilną i zdrową.

Źródło: skiddle.com




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →