Inny Gareth i inny Sander podbiją Ibizę?
Świat się zmienia, czasy się zmieniają, i ludzie też. Przed Wami kolejny odcinek sagi pod tytułem – trancowi producenci na oczach i uszach swoich fanów przepoczwarzają się w nie-trancowych producentów, z pomocą młodszych, electro-housowych kolegów.
Być już niebawem electro-housowi didżeje w swoich setach grać będą więcej kawałków „do-niedawna-trancowych” producentów, aniżeli kolegów ze swojego podwórka. Z drugiej strony warto zastanowić się w tym miejscu, czy nowe numery Garetha i Sandera, które właśnie Wam prezentujemy, są ciekawsze od tracków np. Alesso? Czy wnoszą coś świeżego? Jakieś inne spojrzenie, wyniesione z lat tworzenia czegoś zupełnie innego?
Według różnych zestawień to mają być wielkie hity tegorocznego sezonu na Ibizie, mają zmiażdżyć duże parkiety wielkich klubów, w których dotychczas grano trance albo typowy electrp-house. Czy mają szansę? Czy Wam się podobają? Coraz mniej już nas w tym temacie dziwi, ale tak dla sportu wyobraźcie sobie człowieka, który był fanem Garetha i Sandera dwa lata temu i nagle, po dwuletniej przerwie postanowił sprawdzić, co u nich słychać. Dodajmy, że Sander zrobił kawałek z młodym producentem Julianem Jordanem, który mówi o van Doornie jako o 'jednym z najlepszych na świecie producentów muzyki house’.
Z drugiej strony być może słusznie w wielu miejscach podkreśla się coś innego – ich moc, energetyczność, wybuchowość i parkietowość. Może zbyt mocno jesteśmy przywiązani do ich nazwisk i nie potrafimy obiektywnie ocenić potencjału tych tracków? Zapomnijcie kto nagrał te numery i odpowiedzcie sobie na pytanie – są to bomby czy nie są to bomby?



