Ibiza chce się pozbyć klubowiczów? (Mr. Root)
Ibiza przeżywa kryzys oraz po prostu się dusi. Wyspa, na której na co dzień mieszka 140 tysięcy lokalesów potrafi w sezonie w jednym momencie przyjąć ponad milion gości oraz pracowników sezonowych. Od kilku lat ceny nieruchomości szybują w górę do niebotycznego poziomu. Baleary, a w szczególności Ibiza, są najdroższym miejscem do życia w całej Hiszpanii. Mieszkanie lub dom do kupna albo wynajęcia na kontynencie lub chociażby Wyspach Kanaryjskich kosztuje co najmniej 3-4 razy mniej niż na Ibizie. Dodatkowo popularność serwisu Airbnb spowodowała wywindowanie cen oraz brak mieszkań dla pracowników sezonowych.
Kilka dni temu hiszpańska telewizja wyemitowała reportaż pokazujący warunki, w jakich pracownicy sezonowi muszą mieszkać i jakie ceny zmuszeni są płacić (400 euro/miesiąc za łóżko w skandalicznych warunkach mieszkalnych oraz sanitarnych).
>>>
Dodatkowym problemem są kłopoty z wodą oraz elektrycznością. Jedno z trzech największych miast na wyspie Santa Eulalia Del Rio (Santa Eulalia Nad Rzeką) nie widziała rzeki od ponad 30 lat, a jedynym jej wspomnieniem jest jej suche koryto, jakie można zobaczyć przy wjeździe do miasta od strony Eivissy. Z trzech zaplanowanych stacji uzdatniania wody morskiej powstała tylko jedna, a podziemne źródła wody nie wystarczają.
Kolejnym problemem jest przemysł imprezowy.
We wrześniu zeszłego roku hiszpańska policja wraz z urzędem skarbowym najechała największe kluby na wyspie. Pierwsza była Amnesia, z której wyniesiono ponad milion euro niezgłoszonej i nieopodatkowanej gotówki. Następnego dnia agenci weszli do prywatnych willi oraz na jachty właścicieli. Kilka dni później to samo stało się w Pacha i Privilege. Jedna z najbogatszych rodzin na wyspie posiadająca koneksje polityczne w samym Madrycie – rodzina Mutates, właściciele hoteli i klubu Ushuaia oraz budynku po dawnym Space również nie uniknęła nalotu hiszpańskich służb oraz konfiskaty milionów „lewej” mamony.
Dodajmy fakt, że w dużej mierze Brytyjczycy przylatują na wyspę rano, imprezują cały dzień i noc, aby następnego dnia wrócić do domu. W wyniku tego lokalny biznes turystyczny oraz lokalna gospodarka wbrew pozorom wcale nie ma się najlepiej.
Rząd Balearów (Majorka, Ibiza, Minorka, Formentera) ma dosyć.
Wprowadza coraz bardziej drakońskie kary i ograniczenia. Swego czasu legendarne imprezy nad basenami luksusowych willi dziś są zakazane, muzykę można puszczać tylko w domu. Za wypicie piwa lub innego alkoholu na ulicy San Antonio można dostać 500 euro mandatu. Guardia Civil (miejscowa straż miejska) staje się coraz bardziej brutalna w egzekwowaniu porządku wśród imprezowiczów. Dwa lata temu śmiertelnie przez funkcjonariuszy został pobity pewien młody Brytyjczyk. Oczywiście sprawa nie została wyjaśniona. To było ostrzeżenie.
Miejsce, które od 10 lat kocham. Miejsce które swoim rajskim klimatem przyciągnęło tak wiele osób, w przeciągu ostatnich 30 lat powoli stało się piekłem.
Rząd Balearów chce przyciągnąć bogatszą klientele a pozbyć się imprezowiczów lub co najmniej konkretnie ograniczyć ich ilość.
Zdają sobie sprawę że legenda wyspy jest tym, co nadal przyciąga turystów, jednak kryzys jaki przeżywa Ibiza zmusza ich do podejmowania stanowczych decyzji. Kiedyś za PRL’u funkcjonowało określenie „klęska urodzaju”. Ibiza właśnie taką przeżywa.
Mr. Root