Hit roku: 'Te DJ, ch** ci w dupę!’
„Słyszeliście kiedyś o niesamowitej sztuce, zwanej DJ-owaniem? O graniu na różnych zje **nych imprezach i wernisażach? Wiecie czym tak naprawdę jest to całe Dj-owanie? Największą ściemą wszech czasów. Ludzie, którzy trudnią się tym fachem, zarabiają najłatwiejsze pieniądze świata. Największe, a może i jedyne wyzwanie to przekonać właściciela i PR’owców klubu, że bycie DJ-em wymaga niesamowitego talentu i tylko nieliczni mieli szansę urodzić się z tym darem. Założę się, że co drugi 70-letni niewidomy i trędowaty Etiopczyk, potrafiłby rozkręcić melanż tak samo jak każdy z tych DJ-ów klasy B, którzy obstawiają otwarcia kolejnych sklepów z lifestylowymi ciuchami dla snowboarderów”.
Jak Wam się podoba początek artykułu na stronie www.vice.com? Kolega autor pisze, że sam zarabia pokaźne sumki na graniu w różnych imprezach, a ledwo wie co to skreczowanie. Z tekstu wynika, że jest didżejem raczej rockowym (Misfits?), zna się na muzyce (wie, jak od hip-hopu przejść płynnie do punka – „Co robimy? Po ostatnim hip-hopowym tracku wchodzimy z Princem, potem trochę ESG, Slits i nagle boom, jesteśmy tak gdzie chcieliśmy i to w naturalny sposób. Z zachowaniem odpowiedniego flow”.). Wcześniej ludziom tłumaczy, że żeby zachować flow, wystarczy nie być „je***nym idiotą”.
Wszystko to mocno przejaskrawione i pewnie nastawione na wzbudzenie kontrowersji i rozgłosu. Jeśli tak – udało się, daliśmy się nabrać, dajemy Wam linka do artykułu, możecie zacząć nabijać im oglądalność i liczbę komentarzy. Może napiszmy wszyscy: „brawo, jesteś dobry w głaskaniu włanego ego?”. Z drugiej strony jest tu rzecz jasna dużo stwierdzeń bardzo trafionych.
Oto link do tego tekstu o ambitnym tytule: „Te DJ, ch** ci w dupę!”.
http://www.vice.com/pl/read/hey-v11n5
I jeszcze kilka cytatów z cyklu Greatest Hits:
„NWM: Najniższy Wspólny Mianownik, czyli nasza publiczność. Kręcisz melanż dla bandy ćpunów i innych najebusów, więc nie zapominaj czego im trzeba – kompletu dousznych kocyków bezpieczeństwa. Co prędzej ukoi Twoje uszy gdy pewnego dnia znajdziesz się w klubie czy barze na kompletnym haju? Trochę nut od Journey czy raczej acid house’owy secik? (geek alert – ekipę z polibudy prosimy o wstrzymanie się od głosu).”
Albo: „Nie ma to jak przeskoczyć całą kolejkę klubowiczów w świeżo wyprasowanych V-neckach i rzucić nonszalancko do selekcjonera: „Siema, ja tu dziś gram.” Do tego nie zapomnijcie ubrać się na bezdomnego. Im lepszy klub, tym gorsze ciuchy – tym bardziej wkurwicie tych wszystkich lamusów z liceum, którzy gardzili Wami w liceum, a teraz muszą marznąc w kolejce”.
„Musicie jednak pamiętać, że jak nie zapłacą Wam w noc występu to hajsu już nigdy nie zobaczycie na oczy. Jest w tym coś magicznego, bo po 24 godzinach cała kasa zazwyczaj zamienia się w parę grubych, kokainowych wąsów, wciąganych prosto ze zgrabnego tyłka jakiejś modeleczki”.
„ Nie możecie zostać z pustym magazynkiem, jeszcze zanim melanż się na dobre rozkręci. Więc z pewniakami poczekajcie i najpierw w myślach z 10 razy zapytajcie się czy to już dobry moment i dopiero kiedy będziecie naprawdę pewni, atakujcie! Jeden przycisk i cała ta banda rusza na parkiet i oddaje się dzikiej tanecznej orgii. To jak wybuch bomby atomowej, nie ma litości! To właśnie dla tych chwil zostaliście DJ-ami, no i może jeszcze dlatego, że jesteście bandą pojebów, którym nie chce się spać w nocy.”