Historia acid house’u
Prawdopodobnie niewielu z Was pamięta rok 1987. Jeśli jednak pamiętacie, to powinniście jak przez mgłę kojarzyć okulary pilota, skórzaną kurtkę i rękawiczki bez palców. Tak, wtedy właśnie Top Gun wchodził do kin, a „Bad” Michaela Jacksona święciło triumfy w każdej stacji radiowej.
Jednak w oddali, poza mainstreamem działali dj-e, którzy w Chicago zasiali pierwsze ziarna acid house’u: DJ Pierre, Marshall Jefferson, Spanky i Herb Jackson. Razem stworzyli projekt Phuture i tak powstał pierwszy na świecie utwór acid housowy o tytule „Acid Tracks”. Od tej chwili ponad 11-minutowy utwór stał się synonimem dla muzyki elektronicznej, podobnie jak wcześniej bassline z Rolanda TB-303.
303 to jednooktawowy keyboard z sześcioma parametrami tworzy tripowe, polifoniczne dźwięki, w swojej chaotyczności regularny i ewoluujący.
Simon Reynolds w swojej książce „Pokolenie Ecstasy” opisał ten oryginalny dźwięk, jako „ uderzenie amnezji: jesteś totalnie wsłuchany, pochłonięty, jednak trudne jest to do zapamiętania, niemożliwe do odtworzenia w głowie po imprezie”.
Ron Hardy był pierwszym dj-em, który zagrał „Acid Tracks” Phuture. Ekipa Phuture przekazała swoje studyjne demo Hardy’emu w Chicago i od tego momentu produkcja ta zaczęła robic furorę, jednak jako „Acid Trax” Rona Hardy’ego. Obiegowa opinia była taka, że organizatorzy imprezy dodali LSD do wody i stąd wziął się ekstatyczny stan klubowiczów.
Nazwa „Acid Tracks”, jakprzyznają panowie z Phuture nie wzięła się od narkotyku, ale 303 przypominało im brzmienie acid rocka.
Phuture ostentacyjnie wręcz odżegnywali się od narkotyków, a na drugiej stronie „Acid Tracks” znajdziemy „Your Only Friend”, utwór antykokainowy, który zaczyna się od słów „hi is cocaine speaking”, a później „I’ll make you die for me, in the end I’ll be your only friend” (Sprawię, że umrzesz dla mnie, na końcu będę twoim jedynym przyjacielem).
Od 1989 roku acid house podąża swoim kursem, jednak brzmienie 303 zaczęło przenikać do innych przestrzeni muzyki tanecznej.
Charakterystyczny acidowy dźwięk zdefiniował brzmienie tego okresu i stał się hymnem dla kultury rave’owej i ecstasy w UK. To brzmienie zyskało nawet swoje logo – uśmiechnięta żółta buźka.
Tak dzięki dj-owi Pierre i jego przyjaciołom wszystko zaczęło nabierać tempa.
Obecnie pojawiło się jego nowe wydawnictwo w labelu Gigolo DJ’a Hella. Track ten nie jest acid housowy, ale jest z pewnością jego wypadkową.
Tworzysz muzykę od 20 lat. Czy wciąż jesteś uzależniony?
– Zdecydowanie. Właściwie nie słucham obecnie żadnej innej muzyki, może poza chrześcijańską. Hip hop aktualnie jest zbyt oklepany. Muszę otaczać się tym, co robię, żeby być w grze.
Jesteś w grze od samego początku. Czy to co jest teraz bardzo się różni od początków sceny?
– Wiele rzeczy się pozmieniało stary. W tej chwili mamy inny rodzaj pasji na scenie. Nie mówię, że ludzie teraz nie mają pasji w ogóle, ale teraz jest ona subtelniejsza i znacnie mniej intensywna niż w latach 80-tych. Ludzie mogą tego nie wiedzieć, ale kiedyś, jak nie zgadzałeś się z kimś co do utworu albo dj-a, mogło dojść do bójki.
Ludzie naprawdę podchodzili bardzo emocjonalnie do muzyki. Spotykałeś ludzi na ulicach czy w klubie musiałeś uważać na to co mówisz, bo mogło dojść do bijatyki.
Czy kiedykolwiek biłeś się?
– Tak, w wielu sytuacjach. Biłem się o to, kto jest lepszym dj-em, Frankie Knuckles czy Ron Hardy.
Myślę, że pasja związana ze sceną i muzyką house była porównywalna z tą, jaką prezentują fani piłki nożnej w Europie. To nie było najlepsze w tamtym czasie, ale emocje są ważne.
Pasjonowałes się więc tym, co tworzyłeś, ale czy wyobrażałeś sobie jak znaczący będzie wpływ tego na muzykę elektroniczną?
– Zdecydowanie nie. Kiedy stworzyliśmy „Acid Tracks” chcieliśmy zrobić coś, co będzie się podobać ludziom.
Myśleliśmy, że jako jedyni będziemy tworzyć muzykę acid house, ale wtedy Armando wydał „Land of Confusion”. Kiedy to usłyszałem to aż mnie skręciło w żołądku. „Cholera, ktoś inny też ma 303!”
Jednak podczas gdy inni producenci tworzyli na 303 to wy byliście pionierami. Wy mieliście na nich wpływ.
– Nie wiedzieliśmy do końca co robimy. Kiedy powstał ‘Acid Tracks” po prostu graliśmy na 303 i zastanawialiśmy się, jakby to było, gdyby dorzucić bit to tego brzmienia. Nie byliśmy pod wpływem żadnych twórców, to maszyna nas zainspirowała.
Czy maszyny wciąż cię inspirują?
– Nie tak bardzo jak powinny. To dziwne, może nawet trochę smutne, ale kiedy stajesz się starszy i bardziej doświadczony w muzyce mniej eksperymentujesz. To tak jakbyś stawał się zbyt mądry by być kreatywnym. Kiedy produkujesz muzykę to myślisz, że coś kompletnie głupiego jest dobre, bo nie znasz niczego lepszego.
Kiedyś to była też kwestia przypadku, w mniejszym stopniu niż teraz. Software nie stwarza tylu możliwości przypadkowego odkrycia jakiegoś dźwięku jak hardware.
Czy twoje studio to wciąż pomieszczenie pełne 303 i drum machines?
– Moje studio jest w tej chwili naprawdę proste. Niema tu prawie fizycznych urządzeń, jest kilka MIDI kontrolerów, kilka zewnętrznych kart dźwiękowych, mikrofonów i kilka kontrolerów klawiszowych.
Wciąż mam cyfrowy mikser – Taskam DM-24. Nie chcę się go pozbywać, bo mam nadzieję, że wrócę pewnego dnia do hardware’u.
Chcę kupić kilka drum machines ponieważ uświadomiłem sobie, że software nie da takich bitów jak drum machine. Jednak aktualnie cyfrowy mikser zakurzył się i, ironia losu, na nim stoi komputer i keyboard.
Analogowe brzmi lepiej – to podstawowy argument wszystkich, którzy produkują od lat.
– Wiesz, software nie jest tak prosty jak zabawy z 303. Obecnie używam Reasona, który jest całkiem dobrym programem, kiedy przesiadasz się z hardware’u na software, niemniej producenci traktują muzykę zupełnie inaczej, kiedy doszedł tutaj wymiar wizualny.
Kiedyś używałeś jedynie uszu podczas produkcji, obecnie używasz również oczu.
To odwraca twoją uwagę od uszu, co chyba nie jest dobrym zjawiskiem.
Wiem, że nie powinienem używać moich oczu podczas produkcji, jednak nic nie mogę z tym zrobić.
Czy nie możesz po prostu wyłączyć monitora?
– Haha, tak czasem to robię. Jednak kiedy używam equalizatora, to robię już to od tak długiego czasu, że wiem jak powinna brzmieć dana ścieżka. Wiem, jak np. equalizacja powinna być ustawiona, aby stopa brzmiała dobrze, więc używam oczu, nie uszu, co trochę rozleniwia.
Straciłeś sporo pieniędzy na swoich pierwszych produkcjach, bo nie miałeś do nich praw autorskich. Czy to prawda?
– To nie do końca było tak, że nie mieliśmy praw autorskich, nie mieliśmy wtedy Internetu, więc nie wiedzieliśmy co dzieje się w Europie.
Nie było wtedy magazynów i prasy w ogóle, które by wspierały muzykę, więc nie wiedzieliśmy co dzieje się w naszym mieście.
Żyliśmy w niewiedzy i wiele labeli wykorzystało ten fakt, wydając nasze produkcje na kompilacjach.
Dodatkowo wtedy nie wiedzieliśmy nic o muzycznym biznesie.
Co 16-letni dzieciak może wiedzieć o wydawaniu? Wiesz, czytałem ostatnio o Arecie Franklin – otrzymała 1% wpływów za swoją muzykę.
Wytwórnia kupila jej dom, ale to było wszystko. Wytwórnie wykorzystują artystów i to jest nieetyczne.
Wydawałeś swoją muzykę we wszystkich wielkich labelach housowych – Strictly Rhythm, kilka lat działałeś w A&R, Nervous, Ovum, Twisted i King Street. Jednak twój nowy singiel – „I’ve Lost Control” ukazał się w Gigolo DJ’a Hella. Wydałęś w tym, labelu po raz pierwszy.
– Tak, to zabawne. Mój znajomy, który jest producentem Mary J. Blige powiedział kiedyś: Hej, powinieneś wysłać swoje tracki do Gigolo. To jest cool label.
Tak więc zrobiłem, a utwór spodobał się Hellowi. To nie ma nic związanego z acid housem, to coś jakby Wildpitch zmieszany z nu skool minima techno.
Słynny artykuł anty-acid-housowy w The Sun.
To właściwie celebracja acid house’u, utwór też mówi o tym, jak ludzie zatracają się słuchając tej muzyki, tak jak miało to miejsce w klubie Music Box w Chicago, prowadzonym przez Rona Hardyego.
Poza tym to tribute dla Marshalla Jeffersona, który był pierwszym gościem, który stworzył utwór o „straceniu kontroli” („losing control”).
Czy motyw „losing control” jest dziś wciąż aktualny?
– Oczywiście, ludzie wciąż wariują. Nie jestem pewien teraz, czy to przez muzykę, czy przez narkotyki (śmiech).
Jednym z motywów pojawiających się w kontekście acid house’u jest żółta uśmiechnięta buźka, która pojawia się na koszulkach i okładkach płyt. Jako jeden z pionierów tego brzmienia miałeś coś wspólnego z tym logiem?
– Nie mieliśmy z tym nic wspólnego. Myślę, że to logo pojawiło się w UK. Po raz pierwszy zauważyłem to logo na okładkach moich własnych wydawnictw sprowadzonych z Europy. Żałuję, że to nie my wymyśliliśmy ten symbol, bo wtedy mielibyśmy prawa autorskie do niego i zarobilibyśmy mnóstwo pieniędzy. Jednak nawet gdybyśmy go wymyślili, nie mielibyśmy pojęcia o prawach autorskich. Wiele rzeczy wtedy było bardziej niewinnych.
źródło: beatportal.com