Hardwarowa muzyka bez masteringu, czyli 'Analogowe Akwarium’ z Detroit
Rick Wilhite funkcjonuje na scenie elekronicznych brzmień z Detroit od momentu, gdy pracował w Buy Rite records we wczesnych latach osiemdziesiątych. W tamtych czasach prowadził również własny sklep z płytami Vibes New and Rare Music, zaopatrując w unikalne dwunastki całą rzesze dj-ów. Osiągnął status człowieka wiedzącego na temat amerykańskiego techno, house‘u i disco niemalże wszystko. Nawet ceniona oficyna Rush Hour pokusiła się o wypuszczenie serii singli Rick Wilhite Presents Vibes New and Rare Music.
Rick w dużej mierze był odpowiedzialny za eksplozję housowych balang w Detroit, poprzez budowanie koneksji pomiędzy artystami z innych miast, jak chociażby z Chicago, przyczynił się do rozwoju nurtów, które są podwalinami wielu dziesiejszych klubowych kreacji. Do tego warto wspomnieć o produkcyjnej współpracy z Theo Parrishem, Kenny Dixonem Jr-em i Malikiem Pittmanem w projekcie 3 Chairs. Po wielu winylowych singlach katowanych do śmierci przez wielu dj-ów naświecie, nadszedł w końcu czas na solowy album Ricka Wilthie.
„Analog Aquarium“ to zdecydowanie ukłon w kierunku źródeł deep house‘u z Detroit. Album otwiera perfekcyjnie wprowadzający w specyfikę amerykańskiego brzmienia jazzujący „Blame It on the Boogie“, zmontowany przy współparacy Onsulade’a, Theo Parisha i Billy Love’a na wokalu. Referencyjna aranżacja świetnie przybliża gorączkę kalifornijskiej aury. Następny sztos z Malikiem Pittmanem „Dark Walking“ przeciera zacienione szlaki głębokością nierównomiernej linii basu i masowaniem jazzowych akordów.
Potem pierwsza część zadymionej improwizacji „Music Gonna Save The World“, dudniąca stopa i wokalowe jammowanie wywołuje obraz jakiejś mocno przyprawianej piwnicznej libacji. Galopujący „Sunshine Pt. 2“ zaczyna się dość przyjemnie, ale złowrogie smyczki i dzwonki przekształcają całość w powoli budzący sie niepokój. Piątka „City Bar Opening (Basement Mix)“, już wcześniej wydana na Still Music bazuje na powtarzającej się brudnej sekwencji, zniekształconym odgłosie tłumu i kręceniu rozjeżdżającymi się pogłosami.
Trochę powietrza mamy w „Deep Horizon“, niosącym nas na subtelnie pędzącym swingującym groovie, rozparcelowanym na tle swobodnie łechtających akordów. Nakręcająca pętla z podbijająca nastrój soulfulową wokalizą i śladowym dodatkiem filtrów to esencja „In The Rain“. Następnie minimalizm ciężkich niczym ołów pejzaży kreśli przed nami tribalizujący „Cosmic Jungle“. Numer dziesięć „Cosmic Soup“ to sucharowate techno gary i wyłaniająca się bliska biciu serca pulsacja. Na koniec druga część lo-fi jamu „Music Gonna Save The World pt.2“.
Album „Analog Aquarium“ to niezwykle surowe podejście do tematu – brud, dudnienie zaszumionych kompozycji, poczucie braku m i x u i m a s t e r i n g u powoduje pewien dyskomfort w słuchaniu. Materiał faktycznie został nagrany wprost z analogowych instrumentów bez użycia softu, jednak w szerszej perspektywie złudzenie niechlujności produkcyjnej, bezpośredni feeling tworzy gamę zjawiskowych struktur otwierających pole do swobodnej interpretacji słuchacza. Ta dość niekonwencjonalna dziś forma produkcji jest jedną z głównych zalet wyjątkowej kąpieli w analogowym akwarium.
Tekst: Elf (Bartosz Piwowar)