Gwiazdy czarnej muzy zaatakują też trance?
Wszem i wobec wiadomo, jak bardzo popularny stał się ostatnimi czasy mariaż hip-hopu i elektroniki. Wielu z Was na pewno wymieni kilku ludzi, którzy zrobili to wcześniej, cała branża jednak jako prekursora tego typu połączenia wskazuje, niemalże palcem, Davida Guettę. Dalszą historię już znamy: dubstepowa Rihanna współpracująca z Chase & Status, Akon, Szwedzka Mafia, elektroniczne aspiracje 50 Centa, ostatni kawałek tria Magnetic Man…
Wiele można wymieniać mniejszych i większych kroczków w historii „elektronicznego” hip-hopu, czy też hip-hopowej „muzyki elektronicznej” – cudzysłów, gdyż tak naprawdę hip-hop od zawsze był elektroniczny w sensie narzędzi, za pomocą których powstawał, nigdy jednak wcześniej nie była to elektronika, której tematy podejmujemy na łamach FTB.
Swoją drogą nie tylko artyści dumnie reprezentujący elektroniczną muzykę klubową starają się zaangażować w R’n’B – działa to również w drugą stronę. Kojarzycie pewnie utwór SHM „Miami to Ibiza”, w którym wokalnie udziela się Tinie Tempah. Koniecznie odsłuchajcie jego „Pass Out”, które w drugiej połowie przeradza się w utwór typowo drum’n’bassowy. Producentem jest niejaki Labrinth – człowiek, który niebawem wydawać będzie swój album. Utrzymany w takiej stylistyce, może stać się kamieniem milowym w historii popularyzacji elektronicznych łamańców.
W całej tej historii, braknie jedynie wielkich projektów trancowo-rapowych. Można wymieniać współpracę artystów na mniejszą skalę, jednak nikt jeszcze nie stworzył utworu stricte trancowego o „czarnym” posmaku. Niedawna rozmowa australijskiego HeraldSun z Arminem van Buurenem wskazuje, iż może się to wkrótce zmienić.
Wywiad rozpoczyna się od być może nieco wyrwanej z kontekstu artykułu wypowiedzi dotyczącej samego albumu „Mirage”. Gdy jednak zagłębić się w nią i spróbować interpretować, co autor miał na myśli, widzimy zarys długoterminowego planu Armina. „Tworząc tę płytę chciałem się zabawić. Przykro mi, ale zrobiłem ten album dla siebie, nie dla fanów. Jeśli tworzy się dla fanów, ma się do czynienia z wielkim ciśnieniem – ogromne są wtedy oczekiwania.”
„Sukces Guetty udowadnia, że mieliśmy rację co do elektroniki” – stwierdza, wspominąc zapewne swe odwieczne fascynacje popowymi artystami. „Hip-hop nie wskoczył jeszcze na trance. Ale zwiększa szanse na sponsoring korporacji. Jeśli chcesz robić coś wielkiego w Ameryce, potrzebujesz pieniędzy. Taki sponsoring jest dostępny dla hip-hopu, bo jest on popularny. Połączenie to może więc otworzyć drzwi dla trance’u.” Wspomniani przez nas wcześniej trancowi ortodoksi zapewne pukają się teraz w czoło. Armin jednak jeszcze dorzuca do pieca: „jeśli jesteście wystarczająco otwarci na nowe pomysły, to się stanie. Jestem pewien, że wkrótce zobaczymy razem Snoop Dogga i Sandera van Doorna. To będą interesujące czasy.”
Czy aby na pewno? Z jednej strony może to zwiastować śmierć imprez masowych, które wkrótce staną się koncertami, podczas gdy z drugiej może się okazać, iż dzięki skrajnej komercjalizacji muzyki elektroniczno-klubowej, odrodzi się klubowy underground, a magicy techno powrócą do łask. Tendencja ta widoczna już jest choćby w bookingach zagranicznych lokali, być może wkrótce dotrze i do nas…