Wywiad

Gwiazda Sensation Polska Richard Durand – wywiad dla FTB.pl

Kiedy dokładnie trzy lata temu Tiësto podczas swojego Essential Miksu zagrał zaskakujący remake „Sunhump” z klasyczną, gitarową solówką, uwaga sceny po raz pierwszy została przeniesiona na Richarda Duranda. On sam następnymi odważnymi remiksami dbał już o to, by jej nie stracić, zyskując przy tym uznanie właśnie Tiësto. Odświeżanie kolejnych przebojów z ubiegłych lat, „Smack My Bitch Up”, „The Fall” czy „Lethal Industry”, niektórych irytowało, natomiast niezdecydowanych przekonywało podczas występów live. Dziś aktualna ksywa niegdysiejszego G-Spotta i twórcy hitów m.in. DJ-a Jeana – Richard Durand jest już powszechnie znana. Tuż przed wakacjami zadebiutował autorskim albumem, a obecnie zastanawia się nad kompilacją.



 


Twój debiutancki album ukazał się na łamach Magik Muzik, wytwórni, która odegrała niebagatelną rolę w kształtowaniu ram muzyki trance. Czy to właśnie twój wymarzony label, czy może są inne, z którymi chętnie podjąłbyś współpracę?
Było mnóstwo innych, z którymi mogłem pracować, jednak wysoko cenię indywidualne, osobiste podejście do sprawy. To właśnie z pewnością udało mi się znaleźć w Black Hole Recordings (zarządzającym Magik Muzik – red.).

Piszesz, że często pytano cię o obrany kierunek muzyczny. Czy są pytania, które cię męczą bądź irytują?

Nie, nie ma takiego konkretnego pytania, ale drażni mnie ignorancja niektórych dziennikarzy, którzy postrzegają scenę trance jako jeden, spójny gatunek, podczas gdy obecnie przypomina ona raczej środowisko podzielone na wiele różnych stylów. Nie chcę zostać zaszufladkowanym. To, co naprawdę kocham w komponowaniu utworów, to możliwość eksperymentowania z najróżniejszymi brzmieniami.

Momentami album jest niewątpliwie różny od tego, z czym zwykliśmy kojarzyć cię dotychczas. To dlatego, że potraktowałeś „Always the Sun” właśnie jako szansę wypróbowania nowych dźwięków, okazję do wyrażenia siebie w inny sposób czy po prostu chciałeś przez to zróżnicowanie zwrócić uwagę liczniejszego grona odbiorców?

Mój debiutancki krążek z pewnością dał mi możliwość innego przekazu oraz pokazania innej strony Richarda Duranda. Twierdzę, że jeżeli przesłuchasz album więcej niż raz, to odnajdziesz część mnie w każdym z kawałków.

Jak opisałbyś styl muzyczny, w jakim utrzymany jest album, odnosząc go do tego, co grasz na żywo?

Czasem podobieństwa same będą się nasuwać, czasem nie będzie ich nawet trochę! To naprawdę zależy od chwili, tego, gdzie występuję. Jeśli gram krótkiego seta dla szerszej widowni, wybieram bardziej komercyjne kawałki oraz moje własne popularne utwory. Natomiast gdy mam przed sobą dłuższą noc dla zdecydowanej publiczności, częściej sięgam po znacznie nowsze i co za tym idzie – względnie nieznane nagrania. Myślę, że to ważne, aby ludzie mieli możliwość usłyszenia moich autorskich prac, kiedy właśnie po to przyszli na imprezę. Poza tym bardzo lubię miksować moją muzykę, bo przecież kupujesz bilety na koncert Madonny niekoniecznie z myślą o tym, by usłyszeć Britney, prawda?

„Always the Sun”, tytułowe nagranie z płyty, obecnie ma swoje pięć minut w polskich rozgłośniach radiowych. Raz Nitzan i Sir Adrian pomogli ci w przygotowaniu tego kawałka, więc znając ich dokonania, pewnie przeczuwałeś, że wkrótce również on może odnieść sukces?
Podoba mi się sposób, w jaki rozwinęło się „Always the Sun”, spotykając się z entuzjastycznym odbiorem w wielu różnych krajach. Bez wątpienia jest to jeden z najlepszych utworów na krążku, choć kiedy grywam w klubach, wybieram żywszą wersję Fall Down.


Wybrałeś już kawałek, który zastąpi wkrótce „Always the Sun” w roli singla promującego album?
Kolejnym wydawnictwem z albumu będzie „No Way Home”. Ukaże się razem z wersją radiową, która zawiera więcej wokali. Jestem bardzo ciekawy tego, jak zostanie odebrany przez słuchaczy.


„Papillon”, utwór numer 3 z albumu, oraz singiel znaczący comeback Union Jack mają tożsame tytuły. To fascynujące, w jaki sposób to podobieństwo zestawia ze sobą dwie, tak różne stylistyki trancowe.
Kiedy nagrywałem „Papillon”, zaczynałem praktycznie z czystą kartą. Utwór potem powstawał niejako samoistnie, w dużej mierze podczas mojej podróży powrotnej po występie w Kanadzie. Po prostu podążałem za chwilowym natchnieniem. Natomiast sam tytuł odnosi się do relacji z moją partnerką, Nicole.


Czy sądzisz, że właśnie takie staranne wykonanie pudełka, jak w przypadku „Always the Sun”, to jeden ze sposobów na to, by w dobie kryzysu sprzedaży zachęcić fanów do kupna płyty w tej konkretnej postaci?
W zasadzie nie rozpatrywaliśmy projektu oprawy wizualnej przez pryzmat sukcesu marketingowego. Zależało mi po prostu na tym, aby mój pierwszy album był doskonały pod każdym względem. Podoba mi się wygląd i sam pomysł wyrażony we wzorze. Myślę, że okładka dopełnia trud i wysiłek, jaki włożyłem w komponowanie kolejnych utworów. Jednakże to prawda, że zamiast ściągać album z sieci, część osób wybiera płyty CD, ponieważ ceni sobie wygląd.



Na albumie zawarłeś raptem trzy wokalne kawałki plus dodatkową, akustyczną wersję „No Way Home”. Czy to odzwierciedla twoje spojrzenie na muzykę elektroniczną – muzykę, która powinna pozostać przede wszystkim instrumentalną?
Niezupełnie. Niestety terminarz pracy był bardzo napięty, lecz gdy tylko miałbym okazję i czas współpracować z innymi wokalistami, pewnie bym skorzystał z tej możliwości. Stąd też na moim następnym albumie prawdopodobnie znajdzie się więcej nagrań wokalnych. W odróżnieniu od całkowicie instrumentalnego kawałka, umieszczając partie śpiewane, czynisz nagranie bardziej osobistym.


Niektóre tytuły na twoim albumie, jak „Dr. Gorgo” czy „Slow Geisha”, brzmią co najmniej dziwnie. Skąd wziąłeś pomysł na nie?
Haha, obawiam się, że cię rozczaruję, ponieważ nie wiąże się z nimi żadna romantyczna historia. Pomysły podsunęły mi nazwy niektórych dźwięków, z jakich korzystałem podczas pracy w studio.


Simon śpiewa w dwóch utworach wokalnych na „Always the Sun”. Już wcześniej pojawiał się na albumach Alexa M.O.R.P.H.-a, Rogera Shaha czy ubiegłorocznym singlu Leona Boliera. Co uważasz o nim jako wokaliście?
Myślę, że jest wspaniałym kumplem, jak i fantastycznym wokalistą. Uwielbiam to, co pokazał w obu kawałkach. W magiczny sposób dodaje moim utworom rockowego kopa.


Masz innych ulubionych wokalistów w muzyce elektronicznej?
Poza Simonem wskazałbym na Julie Thompson. Ma znakomity głos. Niedawno zremiksowałem „It Only Hurts”, które dobrze radzi sobie na parkiecie. To niesamowite uczucie współpracować z kimś tak utalentowanym.


Tiësto zawsze mówi o tobie w samych superlatywach. Zastanawialiście się nad wspólnym projektem?
Na tę chwilę nic oficjalnie nie planujemy, ale kto wie, co przyniesie jutro? Jestem obecnie zajęty występami i pracą w studio, ale jednocześnie nie zamykam się szansę współpracy ze znajomymi didżejami, jeśli tylko ta się pojawi.


Po wydaniu debiutanckiego albumu zastanawiasz się nad pierwszą kompilacją pod tym pseudo?
Tak, coś się już kręci, ale na razie muszę trzymać język za zębami. Mogę jednak dodać, że wiele osób będzie bardzo zaskoczonych.




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →