Grooverider wychodzi z więzienia
DJ londyńskiego Radio 1 po raz pierwszy opowiedział o swoim 10-miesięcznym pobycie w dubaiskim więzieniu. DJ był w trakcie odbywania swojego czteroletniego wyroku za posiadanie marihuany, jednak został ułaskawiony przez Rodzinę Królewską Dubaiu. „Wszystko płynie dalej. Mam swoje życie, muszę iść naprzód” komentuje swoje uwolnienie. Grooverider współprowadził weekendowy program o drum & bassie.
DJ został aresztowany 23 listopada 2007, ponieważ znaleziono przy nim na lotnisku 2.16 grama cannabis. Sam komentuje: „Chciałem dostać się na samolot lecący do Dubaiu, żeby zagrać tam imprezę. Właśnie zabierałem swój bagaż i człowiek z obsługi podszedł do mnie i zapytał, czy może sprawdzić moje torby.
Odpowiedziałem „Tak, oczywiście”, bo nie myślałem, że cokolwiek może być nie tak. Przeszukał moje torby i niczego nie znalazł. W końcu znalazł pył w kieszeni moich spodni. To była marihuana, ale było jej bardzo, bardzo mało. To była resztka, która wykruszyła się z jointa i nie pamiętam nawet, jak tam się znalazła.
Aresztowali mnie więc na tej podstawie pod zarzutem posiadania marihuany.
Najgorsze było to, że on powiedział mi, że to nie problem, że aresztują mnie teraz, ale wypuszczą do domu. Pomyślałem, że to jest ok.
„Wsiadłem do vana i kierowca zaczął jeździć wokół lotniska. Zacząłem zastanawiać się, dlaczego on tak krąży, przecież widzę swój terminal. Zapytałem go co się dzieje, a on odrzekł, że jedziemy do więzienia”. Kiedy dotarli do więzienia na lotnisku, DJ był w największym szoku w swoim życiu.
„Spotkałem tam też dwóch Anglików, którzy zapytali za co się tu dostałem. Odpowiedziałem, że za odrobinę pyłu, palenia w mojej kieszeni. Odpowiedział: Wiesz, że spędzisz tu cztery lata? „Chyba żartujesz? odpowiedziałem, byłem totalnie zbity z tropu i niemal upadłem na podłogę”.
Grooverider, który naprawdę nazywa się Raymond Bingham, spędził trochę czasu w więzieniu na lotnisku, jednak najgorsze dopiero miało nadejść. „Dwie albo trzy godziny później przyszedł ten gość z obsługi lotniska i powiedział, że czas już iść. Pomyślałem więc „ok, lecę do domu”.
Kolejne cztery miesiące spędził w izbie zatrzymań czytając książki i grając w szachy w warunkach, które określił jako przerażające. „Nie było toalet, tylko dziury w ziemi. W celi gnieździło się 8 osób. Jedzenie było w porządku i warunki dało się wytrzymać, ale to okropne widzieć tylu ludzi siedzących za nic”, przyznaje.
„Rozpacz i nieszczęście. To bardziej załamujące niż cokolwiek innego”.
Po tym, jak się przyznał został skazany na cztery lata i przeniesiony do głównego więzienia w Dubaiu.
Dla Radio 1 powiedział: „Nawet nie szedłem do sądu, po prostu wiedziałem, że dostałem cztery lata za nic. Jednak nic nie możesz zrobić. To bardzo frustrujące, ale trzeba to przyjąć”.
Pomimo załamania i trudnych warunków udało mu się zdobyć wielu nowych przyjaciół. Wiedziałem, że jest szansa na wypuszczenie we wrześniu, ale wiedziałem też, jaka jest kara.
Po kilkunastu momentach, kiedy pojawiała się szansa na uwolnienie ostatecznie okazało się, że jego sprawa zostanie rozpatrzona ponownie pod koniec sierpnia.
Dużo grałem w piłkę i podczas gry często słyszałem mnóstwo nazwisk, które padały z głośników. Wiedzieliśmy, że jest szansa, że i nas też wkrótce wypuszczą.
Jednak Bingham musiał poczekać jeszcze kolejne 7 dni. „To było najdłuższe 7 dni podczas całego mojego pobytu. Jednak kiedy ogłoszono oficjalnie tą informację, byli ludzie którzy płakali i turlali się po podłodze. Wszyscy byli podekscytowani, że w końcu wychodzą. Ja po prostu czułem ulgę, że wszystko się skończyło.
Jednak jeszcze nie mógł cieszyć się wolnością. Pojechaliśmy do więzienia na lotnisko i tam dowiedziałem się, że nie ma mojego biletu. Spotkałem jednak bardzo miłego oficera, który powiedział, że zabierze mnie na lotnisko i załatwi ten bilet za mnie”.
Żeby uniknąć nalotu mediów przekierował swój lot z Heathrow na Gatwick. Kiedy wrócił, uświadomił sobie w pełni co się stało: „Kiedy przekręciłem kluczyk w drzwiach do domu uświadomiłem sobie dopiero, co się u diabła właściwie stało.
Patrząc wstecz, Bingham powiedział, że najtrudniejsze było pogodzenie się z tym, że zostawił swoją ośmioletnią córkę w domu. „Najgorsze było przegapić to, jak moja córka dorasta przez ostatni rok. Rozmawiałem z nią na święta, a ona strasznie płakała i nie była to łatwa sprawa do zaakceptowania. Po powrocie właściwie to nawet jej nie poznałem, bo urosła 30 cm”. Wreszcie jego udręka się skończyła, Radio 1 podaje, że Grooverider wraca do pracy. „Minęło sporo czasu, ale wracam do roboty. Staram się znów złapać flow”, dodaje. Od 22 w niedzielę można słuchać specjalnego programu dot. tej historii.
Źródło: news.bbc.co.uk