Groove Armada o albumie „Black Light”
Nowy album Groove Armada, „Black Light”, rzucił nieco światła na to, czego możemy się spodziewać po ich nadchodzących występach jako zespół… Skąd czerpali inspirację, na czym wzorowali się i jak zmieniło to ich sety DJ-skie? Serwis InternetDJ postanowił przyjrzeć się z bliska sprawie i spytać o to samych Andiego Cato i Toma Findlay’a…
Kto lub co było główną inspiracją dla „Black Light”?
Cóż, złożyło się na to wiele wiele okoliczności – ostatnich osiemnaście miesięcy wywołało u nas uczucie, że musimy zrobić coś innego. Odkąd sięgamy pamięcią, nastąpiła wielka zmiana w muzyce tanecznej i publiczność chce teraz identyfikować się z zespołami bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Chcieliśmy włożyć kogoś takiego jak Saint Saviour i nasz MC Mad do centrum tego, co robimy na żywo, odpuścić sobie wizualizacje i celować w klimat poprawnego zespołu. Patrzyliśmy na takie grupy jak Friendly Fires i spodobało nam się to podejście do sprawy. Jeśli chodzi o inspiracje muzyczne, było to coś bardziej jak Roxy Music, Bowie, atmosfera z lat siedemdziesiątych…
Jak wybieraliście wokale?
Pracujesz z tyloma ludźmi ile chce pracować z tobą i sprawdzasz co masz. Tym razem założeniem była praca z jak największą ilością nowych artystów i jak najmniejszą liczbą wyjadaczy – mimo to, nadal uwielbiam i podziwiam ludzi będących na scenie od wielu lat.
Jaka część procesu produkcji była robiona w domu?
Wszystko.
Musieliście stawić czoła jakimś wyzwaniom?
Jest pewien prosty, fundamentalny i całkiem poważny wrzód na tyłku w postaci faktu, że Andy mieszka we Francji, a ja nadal w północnym Londynie. Więc wiecie, jest sporo podróżowania, dużo bycia poza domem. To było dla nas dość trudne. Osobiście, często byłem nie do końca pewny co robimy, więc jak zwykle mieliśmy mnóstwo nieprzespanych nocy!
Powracając do korzeni i pierwotnych wpływów osiągnęliście coś całkiem świeżego. Zamierzacie trzymać się tej strategii?
Jeśli kiedykolwiek zrobimy kolejną płytę, wydaje mnie się, że będziemy pracować w ten sposób… Ale w tej chwili myślimy o przywaleniu jakąś dobrą piwniczną muzyką house, więc zobaczymy. Cieszy nas wolność, którą dał nam teraz label – w zasadzie robimy co chcemy – to jest boskie!
Czy zmieniło to wasz sposób myślenia za deckami?
Niespecjalnie. Uważamy, że musisz zdawać sobie sprawę z tego, co się dzieje teraz na scenie – nie można już po prostu grać 4/4 przez całą noc. Skoro o tym wspomniałem, to nigdy nie była nasza strategia. Zawsze byłem dość wszechstronny w swoich gustach i tego lata, gdy będziemy grali na tarasie w Space, zamierzam trochę wszystko wymieszać…
Co chcecie przekazać tym albumem, jeśli cokolwiek?
Chyba to, że nadal tu jesteśmy i wierzymy w to, co znów robimy – warto więc sprawdzić co przygotowaliśmy. Nie ma głębszego znaczenia.
W jakim kierunku będzie zmierzała wasza muzyka?
To ciężkie brzmienie działa dla nas dobrze na żywo. Występy ostatnio były elektryzujące, więc sądzę, że w tej chwili czujemy właśnie taki klimat.
Co ciekawe, ich album zawiera tylko i wyłącznie kolaboracje – nie usłyszymy żadnego kawałka wyprodukowanego tylko przez panów Cato i Findlay’a…