Geniusze XXI wieku na Festiwalu Tauron Nowa Muzyka (cz.1)
Gdyby działali w latach 60. czy 70. otoczeni byliby kultem przez liczną wtedy grupę ludzi o otwartych umysłach. Gdyby tworzyli w latach 90., ich muzyka grana byłaby przez MTV, nie tylko w programach z muzyką alternatywną. A dziś? Docierają do nielicznych – tych, którym nie wystarczy, że coś jest „trochę” ciekawsze niż pop i rock z radia i telewizji. Tych, którzy od muzyki oczekują, żeby była nie-sa-mo-wi-ta.
Oczywiście – „niesamowitość” to też pojęcie względne i subiektywne. Choć nie tak bardzo, jak by się mogło wydawać. Na pewno jest po przeciwległej stronie bieguna w stosunku do pojęcia „zwykłość”. Albo „przewidywalność, schematyczność”. Z muzyką teoretycznie niesamowitą też jest wiele problemów.
Bawić się w muzyczne eksperymenty też jest w sumie (teoretycznie) łatwo – wystarczy się naćpać i improwizować, wyrzucić z siebie strumień muzycznej świadomości.
I mówić, że to genialne, niepowtarzalne, że to „coś nowego”. Z ambitną muzyką (tak jak i z ambitnym filmem czy większością eksperymentalnej sztuki) już zawsze tak było i zawsze tak będzie – jedni zobaczą w tym olśnienie, inni uznają za bełkot.
W oceanie twórców muzyki nieprzewidywalnej znajdują się jednak tacy, którzy się wyróżniają, według jakiegoś nieokreślonego, abstrakcyjnego algorytmu są „lepsi od innych”. I znowu – w przypadku jednych często decyduje wielkich talent, w przypadku drugich przypadek, a w przypadku trzecich – „widzi-mi-się” dziennikarzy, którzy jednego dnia stwierdzają, że ten jest geniuszem i tyle.
Pierwsza trójka prezentowanych przez nas reprezentantów muzyki niesamowitej na tegorocznym festiwalu Tauron Nowa Muzyka w Katowicach to indywidualiści, którzy zostali w pewnym okresie kariery wyłonieni z tłumu twórców nieprzewidywalnych dźwięków i na pewno należą do tych, którzy poza szczęściem mają duuuuużo talentu.
FaltyDL
Nowy Jork
Mówią, że to gość od „future garage”. Future na pewno, ale do garage nie ma co się przywiązywać. To po prostu wizjoner mieszający stylistyki, czasem usłyszycie drum and bass, czasem abstract hip-hop, wszystko wzbogacone niezliczoną ilością przypraw, o których mogliście dotąd nie mieć pojęcia. Dużo basu, dużo kwasu. Dla wielu faworyt festiwalu.
Boxcutter
Irlandia
Znany z tego, że staje na scenie z komputerem i instrumentami jednocześnie. Człowiek – orkiestra. Wychodzi od dubstepu, żeby wylądować w innym świecie, czasem wracając na ziemię i dorzucając…jazz. W jego kawałkach znajdziecie też elementy disco albo odniesienie do kosmicznie połamanych beatów Mouse on Mars. Płyty powalają, ale pełnię swoich możliwości pokazuje na żywo.

Machinedrum
Nowy Jork
Kolejny pupil amerykańskiego serwisu Pitchfork.com, pochodzący z Brooklynu i nagrywający od dekady. Podobnie jak Boxcutter świetnie zna się zarówno na kompach, jak i instrumentach akustycznych – wszystko to łączy w nowoczesne IDM, oferując nieznane dotąd doznania estetyczne. Niedawno do swoich inspiracji dorzucił dubstep, dzięki czemu jego szalona fuzja wszystkiego nabrała dodatkowych (dudniących) barw.