Genialni remikserzy: nadzieja 2011 Egbert
Zwykle w cyklu o genialnych remikserach zajmowaliśmy się postaciami, które na rynku są już od dawna, a nawet bardzo dawna. Tym razem zaryzykujemy – przedstawiamy Wam gościa, który w swojej dyskografii nie ma jeszcze dziesiątek czy setek remiksów, bo też jeszcze nie miał tyle czasu. Według Discogs wydaje dopiero od 2008 roku, a więc jest to bardzo świeża krew na klubowej scenie. Przy okazji więc prezentujemy go jako „nadzieję 2011”, bo jak tak dalej pójdzie, już niebawem usłyszą o nim wszyscy, a pod koniec roku będzie w czołówkach plebiscytów…
Jak na razie w całym Internecie trudno znaleźć o tym Holendrze informacje, na swoim MySpace i Facebooku nie zamieścił żadnej biografii. Póki co mu ona niepotrzebna, wystarczy, że mówi się o nim, że to odkrycie Svena Vatha. Pierwsi jednak byli Secret Cinema (wyłapał go na majspejsie!) i Michel De Hey – do niego należy EC, gdzie Egbert w 2009 roku wydał przełomowe „Vlammen EP”.
Dlaczego przełomowe? Bo znalazł się tam numer „Magie”, który na dłużej zagrzał miejsce w torbie z winylami Papy Svena. Potem kawałek ten zagościł na kompilacji Svena „The Sound of 10th Season”, Egbert najwyraźniej uwierzył w siebie i od tego momentu już tylko zachwyca. Rok 2010 to już oficjalne zaproszenie od Svena do wydania w Cocoon Recordings. Ukazuje się EP „Open” z aż czterema numerami spod jego ręki. Nieco różnią się one od czterech remiksów, które Wam za chwilę polecimy – są bardziej surowe i techniczne, choć nie brakuje im historii i dobrych groove’ów.
Czas na remiksy – najważniejszy to bodaj „Le Caroussel” dla Phila Kierana. Hipnotyczny, piękny, płynący – progresywna perła w starym stylu, przywołująca przestrzenne kawałki Jamesa Holdena czy Nathana Fake’a. Świetnie przemyślany, intrygująco rozwijający się numer, którego może zagrać DJ na co dzień serwujący zarówno techno, house, prog house, jak i nawet trance.
Podobnie klimatyczny i wciągający jest remiks dla Rolanda M. Dilla „Taurine on Sunday”. Subtelny beat pędzi sobie nieśmiało do przodu, a wspomagają go ciepłe brzmienia syntezatorów prawia jak z Jean-Michel Jarre’a. Znowu kłania się (bardzo) stary trance, jeszcze z czasów, gdy był niezbyt szybki i bardziej progresywny niż upliftingowy w sporych prędkościach.
Następnie jeszcze jeden remiks dla Kierana – z rozpływającymi się żeńskimi wokalizami i oldskulowym klawiszem. Struktura rytmiczna raczej techniczna, za to charakter – znów – niemalże trancowy. W remiksie dla Marca Romboya „The Overture” mamy nieco bardziej toporny beat, ale odpowiednia zabawa brzmieniami klawiszy znów czyni z niego hipnotyczne arcydzieło. I jeszcze jedna rzecz – najbardziej techniczny z wymienionych remiksów (dla DJ-a Simi „Dream It”), w którym Egbert, podobnie jak na EP dla Cocoon, udowadnia, że porządne techno może mieć dużo przestrzeni i pomysłów. Do tego piękny bas i abstrakcyjne plamy dźwiękowe, które wpasowują się w całość wprost idealnie.
P.S. Podobno w 2011 czeka nas debiutancki album Egberta. Czekamy!