Gareth Emery – wywiad dla ftb.pl
W 2002 roku popularny angielski magazyn Mixmag napisał o umiejętnościach 22-letniego wtedy Garetha: „Nudni dj-e miejcie się na baczności! Gareth Emery zamierza skopać wam tyłki!”. Te słowa z perspektywy czasu wydają się być prorocze, a Gareth swoimi produkcjami i eklektycznymi setami systematycznie potwierdza klasę. Przecież każdy fan progresywnego trancu zna jego remiksy „Formentera What” Alberta Vorne’a i ostatniego singla Orkidei „Metaverse”. Oto rozmowa, jaką odbyliśmy z Garethem po jego występie na Tunnel Electrocity.
Pytanie standard na początek: jak podobała się impreza?
– Jadąc tutaj nie wiedziałem do końca czego się spodziewać. Muszę powiedzieć, że miejsce, w którym dzieje się całe przedsięwzięcie jest porażające! Dalej nie mogę uwierzyć w to, co tu widzę. W Anglii nie mógł byś zrobić imprezy w klasztorze! Ludzie reagowali wspaniale, dobry soundsystem, piękne oświetlenie. Myślę, że imprezowicze z całej Europy mogli by przyjeżdżać na tę imprezę!
Czyli jesteś zadowolony jak rozumiem? (śmiech)
– Haha, moi menedżerowie nie wiedzieli jak mi się tu spodoba. Teraz powiem im: chłopaki, chcę tu zagrać za rok!
Przejdźmy do sedna sprawy. Twój słynny wywiad dla trance.nu do dziś budzi kontrowersje, w szczególności zdanie „95% trance’u jaki wychodzi to gówno”…
– Wielu ludzi czytało ten wywiad i niektórym wydawało się, że nie lubię trance’u. To nieprawda! Kocham trance. Trance to moja miłość od 1998 roku i uwielbiam ten rodzaj muzyki od tych dziesięciu lat tak samo. Wracając do tych 95% – wydaje mi się, że te „lepsze” 5% to w sam raz, żeby ta muzyka się rozwijała. Uważam, że jest tyle słabego trancu, ponieważ w dzisiejszych czasach jest zbyt łatwo podpisać kontrakt na utwór i wydać go. To wszystko przez internet, który wiele rzeczy ułatwia. Może pięć lat temu, jeszcze to wszystko wyglądało inaczej. Musiałeś pracować latami, żeby wydać swoje dzieło. Pamiętam jaką miałem sytuację z moim GTR „Mistral”. Wysyłałem go wszędzie przez jakieś cztery lata i odpowiedzi nie były pozytywne: „Nie wystarczająco dobry”, „Popraw to, popraw tamto”, „Spróbuj jeszcze raz!” i dopiero po jakimś czasie udało mi się to wydać. A dziś? Wydawanie muzyki nic nie kosztuje! Teraz już niewielu ludzi ciężko pracuje nad utworami, przecież wszystko można gdzieś tam wydać. Teraz staram się skupić na tych pozytywnych aspektach, ale zawsze byłem zdania, że dobre trancowe nagranie jest lepsze niż cokolwiek innego! I nadal są producenci, którzy wprowadzają nowe pomysły. Dla tego kocham trance!
Czy twoim zdaniem możemy zaliczyć produkcje Garetha Emery’ego do tych lepszych pięciu procent? (śmiech)
– Szczerze mówiąc, myślę że tak, ponieważ to ja je produkuję! (śmiech) Na pewno są ludzie, dla których moja muzyka to bardziej te 95%. Cieszę się z tego, że moje numery są doceniane przez Tiesto, Armina i Paula van Dyka. Jednak wiadomo, to wszystko jest sprawą indywidualnego gustu.
Jak więc określił byś styl własnych produkcji? Muszę ci powiedzieć, że mój znajomy jest dj-em i raz, przed wyjazdem na imprezę pytam go, w jakim klimacie zagra. On odpowiada, że nie wie, bo w ostatnim czasie wyszło za mało „garethów” czyli czegoś pomiędzy progressive a upliftingiem.
– Haha! Świetne! Coś w tym jest. Lubię mieszać różne elementy: trance, progressive, electro, techno… Jeżeli tworzę nowe nagranie staram się pozbierać różne style muzyczne które mi się podobają i ułożyć wszystko w całość. Myślę, że mój styl jest swego rodzaju rezultatem tego składania. To jest piękne w muzyce tanecznej. Masz wiele inspiracji. Jest progressive, jest techno, czasami można dodać więcej electro, możesz to usłyszeć w „Another You, Another Me”. Problemem jest to, że dużo czasu zajmuje znalezienie własnego stylu. Sam szukałem swojego miejsca przez kilka lat. Robiłem progressive, jakiś pompujący uplifting… zajęło to jakieś 3, może 4 lata. Wtedy dopiero powiedziałem sobie „Tak, to jest to!”.
Czyli twoje remiksy dla Alberta Vorne’a albo Orkidei to jest właśnie styl Garetha Emery?
– Myślę, że tak. Męczyłem się trochę nad remiksem „Formentera What”. Chciałem zrobić progressive z trancowym breakdownem, melodią i ciętymi wokalami. Nie spodziewałem się, że odniesie on taki sukces. Zrobiłem remiks, pomyślałem, że jest fajny, ale nie spodziewałem się, że ludzie będą go grali. Pracowałem nad tym długo, zrobiłem najpierw jedną wersję i nie była ona wystarczająco dobra. Kurde, co zrobić, jestem już blisko terminu i wyślę kawałek, z którego nie jestem zadowolony? Tak się stało, że wersja która została wydana, powstała w jeden dzień! Dalej nie mogę w to uwierzyć…
Jesteś pierwszym dj-em który rozsławił nowy rodzaj przemycania swojej muzyki, jakim jest podcast. Czemu podcast a nie program radiowy?
– Uwielbiam podcasty. Są świetnie zorganizowane i dają swobodę zarówno działania dla mnie, jak i odsłuchania dla fanów. Kiedyś sporo słuchałem ASOTa, ale po jakimś czasie w natłoku spraw przegapiałem kolejne odcinki. Podcastu nigdy nie przegapisz, sam ściąga się na twój komputer. Pamiętam, że jak zaczynałem to traktowałem to jak eksperyment, może zrobię dwa lub trzy podcasty. Okazało się, że zainteresowanie moim podcastem jest duże, więc kontynuowałem to. Teraz mamy już 60 odcinków. Miło jest dostawać maile od słuchaczy, to świetna sprawa!
Jak wygląda twoja selekcja numerów do podcastu? Prawdopodobnie dostajesz sporo trancu ze słynnej grupy „95%” (śmiech)
– Niestety tak (śmiech). Dla mnie osobiście, podcast nie reprezentuje w 100% kawałków, które grywam w setach. To nie są dokładnie te same numery, które gram w klubach. To nagrania jakiegokolwiek stylu, jakie spodobały mi się przez ostatnie 2 tygodnie. Jest jakiś house, techno, oczywiście trance. Raz na jakiś czas pojawia się coś niespodziewanego: Bloc Party albo Pendulum. Nie chcę się ograniczać w stylu ten podcast jest house’owy czy trancowy. Każde nagranie jakie mi się spodoba, umieszczam w podcascie. Obrałem taką formułę, że prezentuje krótkie fragmenty utworów, 3 może 4 minuty i zmiana.
Gdybyś miał wymienić producentów, których nagrania robią na tobie największe wrażenie w ostatnim czasie, byli by to…
– Hmm to bardzo trudne pytanie, ponieważ jest dużo dobrych producentów. Podam ci kilku, nie wszystkich (śmiech). Andy Moor, świetny producent, Marco V, Sander van Doorn. Po drugiej stronie sceny masz Marka Knighta czy Deadmau5a, który zrobił sporo przez ostatnie kilka lat. Jest też spora ilość talentów, jak np Sonic Division – wszystkie kawałki świetnie wyprodukowane, widzę tu duży potencjał. Jest sporo dobrych producentów, mamy w czym wybierać!
Jakie są twoje plany na przyszłość?
– Przede wszystkim – album! Jeżeli zrobisz słaby kawałek, możesz mieć dobre remiksy do niego a album, to dla mnie prawdziwe wyzwanie! Chciałbym zrobić album w tym roku. Myślę jednak że wydam go w ciągu następnego roku. Mam dużo dobrej muzyki, w sam raz na album. Ciężko jest znaleźć wystarczającą ilość czasu, żeby posiedzieć w studiu i wszystko dopracować. Czasami bywa tak, że jestem w domu dwa dni w tygodniu. Tak więc album jest moim głównym celem.
Nie masz zamiaru dodać trochę starszych produkcji żeby ułatwić sobie pracę?
– Tak, wielu ludzi mi to proponuje, zrób album „The best of Gareth Emery”. Ja jednak skupiam się na kompletnie nowym materiale. Oczywiście, było kilka numerów, które chciało by umieścić się na albumie: „Mistral”, „Another You, Another Me”, kolaboracje z Jonem O’Birem, kilka remiksów. Ale ja rozumiem pojęcie „artist album” jako zbiór nowej muzyki, przygotowanej według jakiejś koncepcji.
W imieniu swoim i naszych klubowiczy życzę ci powodzenia, obyśmy wszyscy cieszyli się dobrą muzyką od ciebie!
– Dziękuję bardzo, dam z siebie wszystko! (śmiech)