Gareth Emery o polskich imprezach i historii 'Concrete Angel’
Gareth Emery, twórca wielu niezapomnianych numerów i autor kilku miło wspominanych w Polsce setów chciałby kiedyś zagrać w jakimś polskim klubie, o czym za chwilę przeczytacie w naszym wywiadzie. Będzie też o historii powstania jego największego przeboju 'Concrete Angel’…
Widziałem, że podczas występu na Mayday Dortmund świetnie się bawiłeś, skakałeś wręcz za konsoletą…
– No tak, to było naprawdę świetne! Super produkcja, super ludzie! Jestem naprawdę pod wrażeniem tego, jak wygląda produkcja tej imprezy, ale też cieszę się z tego, jak ludzie się doskonale bawili. Grałem bardzo różne rzeczy – od trance’u po house przez odrobinę techno i zauważyłem, że ludzie mieli bardzo otwarte umysły na rozmaite brzmienia. To jeden z takich występów, podczas których od samego początku do samego końca jest mega dobrze.
Wspomniałeś dwukrotnie o produkcji, w UK takich nie macie?
– W Wielkiej Brytanii mamy bardzo dużo dobrych festiwali odbywających się na świeżym powietrzu, ale jakoś niespecjalnie dużo takich halowych eventów. Mamy Creamfields czy Global Gathering, ale brakuje nam takich dużych rave’ów w takich halach, co tu się na co dzień odbywa? Mecze hokejowe? Wiemy, że macie takie rzeczy w Polsce, ale w UK jest z tym problem.
Skoro wywołałeś Polskę – jak wspominasz imprezy u nas?
– Szczerze powiem, że Polska to jedno z takich miejsc, gdzie chciałbym się pojawiać częściej! Ale ostatnio nie zdarza się to tak często, jakbym sobie życzył. Poprzednim razem były to festiwale – Sunrise, Electrocity. Electrocity to jest niesamowity festiwal, nieprawdobobna miejscówka, coś, czego nie widziałem nigdzie na świecie! Z kolei Sunrise zawsze dobrze mi pasował jeśli chodzi o muzę. Czego mi brakuje, to grania u was w klubach. Zupełnie nie wiem, jak one w ogóle wyglądają, nigdy mnie nie zapraszają do polskich klubów! Lubię grać dla 5 czy 10 tysięcy osób, ale też fajnie jest zbudować intymniejszą atmosferę w „spoconym” klubie, gdzie masz przed sobą mniej niż tysiąc osób, samych twoich fanów – wtedy jest całkiem inna wibracja. Chciałbym coś takiego przeżyć w Polsce!
Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, jak „Concrete Angel” podobał się w naszym kraju – na liście przebojów Radia Planeta Poznań numer utrzymywał się w czołówce ponad pół roku, był zdecydowanym hitem roku 2012, podobnie było m.in. w Planecie Katowice…
– WOW, nie wiedziałem! Coś ci powiem – naprawdę niewiele brakowało, żeby ten utwór w ogóle nie został przeze mnie zrobiony! Miałem wokale od dawna, ale przez długi czas nie mogłem z nimi zrobić niczego konstruktywnego, z czego byłbym zadowolony. Christina dała mi wręcz ultimatum! Ona pochodzi spoza świata elektronicznego i wiesz, chciała to już wydać, jako kawałek akustyczny. Powiedziałem – OK, spróbuję jeszcze raz i zobaczymy. Próbowałem kolejne 3 miesiące! Podczas jednego z lotów samolotem po imprezie nagle stanęło mi przed oczyma, jak ten utwór powinien wyglądać i zanim wylądowałem w domu, miałem już większość zrobione. Bardzo się cieszę, że spróbowałem, bo z całego świata dostałem tyle pozytywnych reakcji, tyle miłości ile otrzymałem od ludzi, nigdy bym nie przypuszczał, że odbiór tego utworu będzie tak fenomenalny.
Również słuchacze ASOTA wybrali „Concrete Angel” utworem roku…
– Tak, to było bardzo dla mnie ważne – wybierali przecież ludzie, fani muzyki trance, i to w ogromnej liczbie. Cieszyło mnie to tym bardziej, że nigdy nie lubiłem namawiać ludzi „głosujcie na mój kawałek” – to moim zdaniem obniża wartość późniejszego ewentualnego dobrego wyniku. Pamiętam, jak Armin wspomniał coś o tym, że to będzie kawałek roku, ale byłem spokojny – jeśli tak faktycznie będzie, to super, jeśli nie to nie. No i tak się zdarzyło, to było coś niesamowitego.
Czy po „Concrete Angel” czujesz presję stworzenia znów wielkiego przeboju?
– Jest coś takiego, gdy już raz coś ci się uda, chciałbyś znowu. Pojawia się presja. Pamiętam, że gdy pierwszy raz udało mi się zrobić coś dobrego, jakieś 10 lat temu, bardzo mnie to dopadło, walczyłem z tą presją. Chyba z 4 kolejne lata czekałem, aż znów udało mi się zrobić coś, co było dobre! „Sanctuary” było też wielkim sukcesem, przed „Concrete Angel”, potem całkiem nieźle wypadły instrumentalne numery „Exposure” czy „Tokyo”, człowiek musi z tą presją walczyć. Musi na nią uważać, bo jeśli jej się podda, czekają go ciężkie czasy. Lepiej się wyluzować i podejść do tego naturalnie – kiedy się pojawi znów coś dobrego, to się pojawi i koniec. To najlepszy sposób – po prostu robić muzykę, którą się kocha i polubi ją albo 200 osób albo 2 miliony. Tylko tak można zrobić wielki numer – gdy popuścisz sobie, poczujesz się wolny i dasz się ponieść swojej kreatywności.
OK, no to życzymy ci, żeby kolejny twój numer polubiło 2 miliony osób…
– Dzięki, też bym chciał, ale wiesz co – najlepsze w robieniu muzy jest to, że możesz zrobić numer, który spodoba się mniejszej grupie osób, ale za to spodoba im się naprawdę mocno i głęboko. Miło jest, gdy udaje ci się mieć sukcesy na obu polach – zrobić coś fajnego dla bardziej undergroundowej publiczności, ale też wydać czasem numer, który stanie się przebojem.