News

FTB History Channel: Sasha 'syn boży’ i pierwszy w historii DJ idol!

Mam wrażenie, że wiedza na temat Sashy w naszym kraju wciąż jest znikoma. „To ten od Digweeda” – odpowiedziałoby zapewne większość klubowiczów. Gdyby mieli jednak przytoczyć jakieś jego osiągnięcia, mogłoby być ciężko.


Żeby wiedzieć na jego temat więcej i głębiej, trzeba było dekadę temu być wielkim fanem muzyki progresywnej, zasłuchiwać się w jego kompilacjach czy setach z różnych zakątków świata, na które polowano namiętnie jak być może na nic wcześniej ani później w muzyce elektronicznej. Zanim pojawiły się mody na electro, minimal czy tech-house, to „progressive” przez wiele lat był tą najlepszą muzyką taneczną, przeciwwagą dla wszelkich komercyjnych zjawisk.



ACID HOUSE


Inaczej byśmy patrzyli na Sashę, gdyby polska scena klubowa ruszała wraz z brytyjską, pod koniec lat 80. Jak już wielokrotnie pisaliśmy ci didżeje, którzy podczas wielkiego acid housowego boomu akurat byli w odpowiednim miejscu, już do końca życia mają zapewniony status wielkich. Nawet ci, którzy pograli i zniknęli. A tym bardziej tacy, którzy kontynuowali swoją karierę, nie idąc na muzyczne ustępstwa, tylko systematycznie wzbogacając swoją biografię kolejnymi kamieniami milowymi.


TRANCE I PIANO HOUSE


Sasha był jednym z największych na przełomie lat 80. i 90., najpierw grał acid house’y w sławnej Haciendzie w Manchesterze, później podbijał klub Shelleys’s Laserdrome, gdzie wymyślił sobie własny muzyczny format – miksował euforyczne trance’y z euforycznymi piano house’ami i emocjonalnymi a capellami. W roku 1991 magazyn Mixmag umieścił go na okładce grudniowego numeru z podpisem: „Sasha Mania – pierwszy DJ idol w historii?”. Rzućcie okiem na tę okładkę i sprawdźcie jak Sasha wtedy wyglądał.


SYN BOŻY?


W roku 1993 Sasha nagrał swój pierwszy numer pod swoim aliasem, który wylądował na 57. miejscu UK chart. W tym czasie już grał w innym klubie o znanej skądinąd wszystkim nazwie Renaissance. Dobrał się tam z Johnem Digweedem i stworzył z nim nową jakość – wielogodzinne sety back to back, w których dwaj panowie zmyślnie mieszali progresywny house z brejkami. To stało się ich znakiem rozpoznawczym i doprowadziło wręcz do powstania kultu, międzynarodowego szaleństwa na ich punkcie.



Pod koniec 1993 roku wydał sztosa „Higher Ground”, po którym już cała klubowa Anglia zwariowała na jego punkcie. Mixmag pisał: „Super DJ, świetny remikser, magnez dla kobiet, teraz ma też świetnego singla. Sasha stał się prawdziwym artystą. On już jest gwiazdą, to oficjalna wiadomość”. Ale to wszystko nic – na okładce tego numeru twarz Sashy pojawiła się z tytułem „Syn boży?”. Sam odżegnuje się od tego, w wywiadzie zaznacza nawet: „Didżeje nie powinni być aż tak popularni!”.


KOŚCIÓŁ SASHY I DIGWEEDA


Cokolwiek by myślał, już było za późno. Do końca lat 90. każdy ruch Sashy i Digweeda tylko uguntowywał ich pozycję, która usytuowana była dosłownie w chmurach. Po wydaniu potrójnej kompilacji dla Renaissance dwa lata byli w trasie, skutecznie zdobywając kolejnych wyznawców. W 1996 Ministry of Sound wydało kolejny głośny miks „Northern Exposure”, rok później drugą część. To dla wielu najlepsze kompilacje w historii, nawet lepsze od tych wydanych jeszcze w latach 90. dla Global Underground, już osobno. Z kawałkiem „Be As One” dotarł do 17. pozycji UK Chart, w 1999 roku zrobił głośny remiks do „Ray of Light” Madonny, nagrał muzę do gry „Wipeout” i z Digweedem wydał kolejną część kultowej serii kompilacji „Northern Exposure”.


Na koniec jeszcze dwie ciekawostki: to właśnie gość tegorocznego Electrocity Sasha odkrył talent BT, z którym nagrał album „Ima”, on też w 2002 wziął pod swoje skrzydła młodego i zdolnego didżeja, którego dziś wszyscy znamy – Jamesa Zabielę. 




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →