FTB History Channel. Elektroniczne trzęsienie ziemi w 1995 roku
Wyładowania elektroniczno-tektoniczne na planaiecie Ziemia w roku 1995 wstrząsnęły wszystkimi. Rockowa publiczność pokochała elektronikę! Oczywiście nie wszyscy – niektórzy są przecież niereformowalni, ale ci z otwartymi umysłami przecierali uszy ze zdziwienia. „Dobre!” – krzyczeli. „Mocne!” – mówili. „Niesamowite!” – przyznawali.
ALBUMY
Zacznijmy od albumów. Wtedy jeszcze instytucja albumu miała wielkie znaczenie. Brytyjskie magazyny muzyczne podsumowujące rok 1995 nie miały wyjścia. Obok 97 gitarowych płyt gitarowych zespołów, które tak uwielbiały, musiały do setki dorzucić co najmniej trzy albumy wykonawców elektronicznych. Numery z pierwszego albumu The Chemical Brothers grane były na rockowych imprezach obok Rage Against The Machine, Faith No More czy Beastie Boys, zaczęło się chemiczne szaleństwo, które Braciom udało się podtrzymać w kolejnych latach z pomocą następnych świetnych albumów.
Z kolei na duet Leftfield zwrócono uwagę głównie z powodu singla „Open Up”, w którym śpiewał …John Lydon z Sex Pistols! Poza tym na płycie były już bardziej bezczelne techniczne beaty, było techno, elementy trance’u, house’u, dubu i wielu innych rzeczy. Mikstura iście powalająca, do dziś cały elektroniczny świat wspomina ten krążek z wypiekami na twarzy.
Najwięcej magazynów za płytę roku uznało wtedy krążek „Maxinquaye” Tricky’ego, byłego współpracownika Massive Attack. To już nie była muzyka taneczna, dlaczego więc o nim w ogóle piszemy? Głównie z tego powodu, że naszym zdaniem muzyka Tricky’ego miała duży wpływ na powstanie dubstepu i rozwój innych gałęzi elektroniki, gdzieś pomiędzy trip-hopem a IDM-em.
SINGLE
Albumy albumami, magazyny i ich recenzje to jedno, ale szaleństwo publiczności to inna sprawa. Kto tak naprawdę narobił w 1995 najwięcej szumu? Wystarczy podać tytuły trzech singli, które wyjaśnią wszystko. „Firestarter”, „Breathe”, „Poison” – czy istnieje ktoś interesujący się muzyką w 2011 roku, kto nie wiedziałby od razu o kogo chodzi? Panowie z The Prodigy pozamiatali wtedy dokumentnie. Dość powiedzieć, że niezwykly agresywny „Firestarter” to był wtedy numer jeden na brytyjskiej liście przebojów! Zresztą – kolejne nie radziły sobie dużo gorzej…
The Prodigy podobnie jak Chemiczni Bracia nie mieli problemów z podbiciem serc nawet fanów metalu, w końcu beaty mieli połamane, niektóre motywy niemalże gitarowe. Wśród singli z 1995 roku (podobnie jak w przypadku mocno tanecznego albumu Leftfield), wielką furorę zrobił też dość ostry numer oparty na techno beacie duetu, którego podobnie jak pozostałe, uważamy dziś za legendę elektroniki. Mowa tu o Underworld i ich „Born Slippy”. Co ciekawe, wersja którą znamy, zupełnie różni się od oryginału, była na stronie B singla, i nikt z początku nie zwrócił na nią uwagi. W dodatku panowie opowiadają, że zrobili to dla jaj, jako monolog 'alkoholika’…
Rok później numer ten w tej wersji pojawił się na soundtracku do „Traisnpotting” (no i w ostatniej, zapadającej w głowę scenie filmu) i furora wzrosła o kilka tysięcy procent…