Recenzje

Ferry Corsten 'Twice In A Blue Moon’ – recenzja FTB.pl

Full On Ferry w Rotterdamie już za nami. Tego samego dnia światło dzienne ujrzała kolejna płyta długogrająca autora całego zamieszania. Oto nasza krótka recenzja kolejnego albumu Ferry’ego Corstena – „Twice In A Blue Moon”.


Wkład Ferry’ego w rozwój muzyki trance wydaje się być nieoceniony. Kto nie zna dokonań tego pana pod aliasem System F, a później pod własnym nazwiskiem, ten na pewno nie jest fanem trancu. O ile System F kojarzony jest z klasycznym brzmieniem w opinii wielu najlepszym dla takowego trancu okresie, to wydane później „Punk” czy „Rock Your Body, Rock” były odważnymi jak na tamte czasy posunięciami holenderskiego internacjonała. Warto podkreślić, że „Punk” było pierwszą produkcją Ferry’ego pod własnym nazwiskiem. Z utworem tym kojarzy się zmianę stylu produkcji Ferry’ego – wtedy zostawił on klasyczne brzmienie, komponując utwory z zastosowaniem elementów electro. Dla tego też pan Corsten uważany jest za pioniera całego nurtu electro-trance. Paradoksalnie, niedocenianego przez fanów transowych brzmień w rankingach popularności Ferry’ego (patrz chociażby ostatnie wyniki Top100 DJs) często doceniają nawet najzagorzalsi krytycy całego gatunku, doceniając brawurową zmianę stylu i wprowadzenie swego rodzaju „punkowości” do kojarzonego z ładnymi dźwiękami uplifting trancu.


Pierwszym albumem wydanym przez Ferry’ego był właśnie System F – „Out Of The Blue”. Pośród trzynastu utworów, oprócz tytułowego klasyka, cały pakiet legendarnych nut z „Cry”, „Needlejuice”, „Soul On Soul” czy stworzonym z Arminem „Exhale” na czele. Wydany w 2003 roku System F – „Togehter” pojawił się jedynie na rynku azjatyckim. Jedni tłumaczą to zamiłowaniem Corstena do tamtejszej kultury, inni pocieszają się tym, że utwory na albumie nie były pierwszej świeżości, więc zostały wydane tylko w Azji. Jak w większości wątpliwych kwestii, pewnie i w tym przypadku prawda leży gdzieś po środku. Rok 2003 to zaskoczenie w postaci albumu „Right Of Way”. Ferry wydaje się na stałe rezygnować z epickich melodii, zaskakując nadspodziewanie dużą ilością mocno elektrycznych brzmień. Nie mogło zabraknąć symbolu przemiany w postaci „Punk” oraz równie zakręconego „Rock Your Body, Rock” (warto dodać, że w obydwu utworach słyszymy głos samego Corstena). Ponadto pojawiają się klasycznie brzmiące „Sublime” (nagrane do spółki z Thrillseekers)  i „Star Traveller”. Trzy lata później ukazuje się jeszcze bardziej zakręcony „L.E.F.”. W międzyczasie Ferry zmienia nazwę wytwórni z Tsunami na Flashover. Fale Tsunami spowodowały pamiętną katastrofę w Azji, a graniczące z miłością zafascynowanie azjatycką kulturą nie pozwoliło Ferry’emu na wydawanie muzyki pod tak źle kojarzącą się nazwą. Wracając do „L.E.F.”: mocną zapowiedzią albumu był singiel „Fire” z udziałem wokalisty grupy Duran DuranSimona Le Bona. Ferry często podkreśla to, że inspiruje go muzyka lat 80. W wywiadach mówi o tym, że spełnia swoje marzenia nagrywając utwory ze swoimi muzycznymi idolami. Stąd na płytach Ferry’ego obecność takich ludzi jak Marc Almond (Soft Cell), Howard Jones czy Simon Le Bon właśnie. Kolejnym ciekawym gościem na „L.E.F.” był Guru – raper, który wraz z DJ-em Premierem tworzy legendarny duet Gang Starr. Dla fanów rapu legenda tak samo, jak dla fanów trancu legendą jest Ferry. Guru udzielił się w kawałku „Junk” opartym na elementach aranżacyjnych wspomnianego wcześniej utworu „Punk”. Drugi album Ferry’ego napędzany był przez mocne single w postaci „Fire”, „Junk” i „Beautiful”. Na kolejny album studyjny musieliśmy czekać dwa lata… I oto jest!


Po mniej elektrycznym niż zwykle singlu „Radio Crash” można było zastanawiać się, czy Corsten nie zostawi elektrycznego brzmienia i nie wróci do upliftingowych brzmień w unowocześnionej szacie. Jak zwykle w sytuacjach konfliktowych dobrze jest znaleźć złoty środek. Ten album to coś na wzór takiej równowagi pomiędzy brzmieniami electro a typowymi trancowymi dźwiękami. Już pierwszy numer „Shelter Me” może być na to dowodem. Zadziorny bas ładnie współgra z tajemniczą melodią. Następnie pojawiają się także bardzo „nośne” numery wokalne w postaci „Black Velvet” czy przynoszącego charakterystyczną dla numerów Ferry’ego manierę lat 80. „We Belong” (wokal Marii Nayler, znanej Wam z klasyka Roberta Milesa„One & One”). Piękną aurą urzeka „Gabriella’s Sky”. Numer ten przynosi na myśl wspomnienia związane ze starszymi numerami System F, podczas gdy „Made Of Love” aranżacyjnie niewiele różni się od „Beautiful” czy klubowej wersji „Into The Dark”. Jakby skojarzeń było mało, to głos Betsie Larkin przypomina nieco czystszy wokal Jes Brieden, ale dosyć czepiania się;) Następne w kolejce „Radio Crash” i tytułowe „Twice In A Blue Moon” to już dynamiczne i świeżo brzmiące upliftingi, wyposażone w te charakterystyczne Corstenowe barwy syntezatorów, tak bardzo przywołujące stare, dobre czasy klasycznego brzmienia. „Feel You” to powrót do lekko progresywnie zabarwionych brzmień wzbogaconych o electro. Wraz z kolejnym wokalnym „Life” stanowią swego rodzaju „spowalniacze” akcji, które odpowiednio dawkują napięcie przed pojawieniem się „Brainbox”. Ciągnąca się, surowa melodia ala Zombie Nation pojawiała się w setach Corstena od jakiegoś czasu, teraz możemy nacieszyć się do woli tym numerem posiadając go na albumie. „Shanti” to już orientalna wycieczka bogata w trancowe klimaty, nie macie wrażenia, że wokalizy ciągną się trochę za długo? Zakończeniem jest tutaj jedyny naprawdę relaksujący numer na płycie: „Visions Of Blue”. Dużo przestrzeni i pianino unoszące się na delikatnych padach – idealne zakończenie zachęcające ponownego wciśnięcia guzika „play”, tak żeby przeżyć to wszystko jeszcze raz.    
              
Ferry potwierdza klasę po raz kolejny. Stara prawda głosi, że jeżeli coś jest zrobione dla wszystkich, to znaczy, że jest zrobione dla nikogo. Na przekór temu porzekadłu powstają płyty takie jak ta, zawierająca szeroką gamę tanecznych brzmień, w której każdy znajdzie coś dla siebie, chociażby miał to być tylko jeden numer. Nawet upliftingowe numery na tym albumie są wyraziste, kolorowe, w porównaniu z większością produkowanych na masową skalę utworów po prostu czuć, że te perełki wyszły spod rąk mistrza. Sprawdźcie i przekonajcie się o tym sami.




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →