Fenomen DJ-a Van Buurena wg dziennikarza Washington Post
Nam, „fachowcom” w dziedzinie muzyki elektronicznej, łatwo jest narzekać na wielkie, popularne gwiazdy, których mamy po dziurki w nosie, podczas gdy ludzie nie będący jej zagorzałymi fanami postrzegają pewne zjawiska z innej, bardziej zdystansowanej perspektywy. Tak jest w wypadku dziennikarki Washington Post, która była świadkiem występu najpopularniejszego DJ-a na świecie, Armina van Buurena (już za miesiąc na Global Gathering Polska!) w jednym z tamtejszych klubów.
„W poszerzającym się morzu supergwiazd DJ-skich, co takiego jest w van Buurenie, co przyciąga tak rozległą popularność” – pyta Megan Buerger, autorka oryginalnego tekstu. „Fajnie się go ogląda.” Jako kontrprzykłady wymienia Carla Cox, Tiësto i Paula van Dyk, którzy bardziej niż na publiczności, skupiają się na muzyce. Holendrowi faktycznie trudno jest odmówić kunsztu aktorskiego, rzec można, iż dorównuje on umiejętnościom muzycznym.
Dziennikarce nie podobały się tylko „nieustające przerwy, które wydawały się nieco drażnić publiczność.” Opisała znany nam doskonale ruch rozłożenia rąk, który najpopularniejszy DJ świata zwykł w takich momentach praktykować. „Podczas gdy może to działać na wielkich festiwalach, nie przekłada się na małe kluby” – zauważyła.
Tym samym z przytoczonych cytatów krystalizuje się fakt: Armina fajnie się ogląda i to właśnie dlatego jest on najpopularniejszym DJ-em na świecie, i dlatego właśnie jest w stanie nazwiskiem wyprzedać wielką imprezę. Chociaż wielu próbuje mu dorównać, to Holender, dzięki pozostaniu przy swojej pierwotnej stylistyce muzycznej, zbieraniu przez lata wiernej rzeszy fanów i najpóźniejszym z konkurencji wejściu w „komercyjny świat”, wydaje się być obiektem najmniejszej w tej chwili presji swoich wielbicieli sprzed lat. A nowi cały czas przybywają i poznają świat muzyki trance…