Felix, meskal i prze-komercjalizowanie
Świat muzyki tanecznej od zawsze miał do czynienia z substancjami mniej lub bardziej zmieniającymi świadomość, od zawsze też zmagał się z zagrożeniem komercjalizacji. O obie te kwestie zahaczył weteran amerykańskiej sceny w ostatnim wywiadzie.
Chodzi o Felixa Da Hosuecata, który dołączył do grupy artystów zwracających uwagę na problem przesadnej komercjalizacji tanecznych dźwięków. Jak wiadomo do niedawna klubowy świat radził sobie z tym całkiem zgrabnie, muzyce tanecznej wielki przebój trafiał się tylko raz na jakiś czas i przeważnie przez przypadek, a kultura związana z imprezowymi beatami funkcjonowała sobie raczej na uboczu.
Od czasu wielkiego boomu w USA wszystko zaczęło się robić…inne. Trudno nadążyć za wszystkimi wypowiedziami na ten temat, którymi dzielą się z dziennikarzami mniej lub bardziej znani producenci i DJ-e. W czołówce są oczywiście ataki na Guettę i ataki na Swedish House Mafię, fani trance’u najwięcej narzekają na Tiesto i Sandera van Doorna, a także coraz bardziej na Armina, który na swój nowy album zapowiada klimaty big roomowe, a nawet …dubstepowe.
W najnowszym wywiadzie dla magazynu Billboard tematem komercjalizacji zajął się Felix Da Housecat, który użył nowego określenia „over-commercialized”, czyli mówimy już o etapie kolejnym, następującym po komercjalizacji. Czas na prze-komercjalizowanie, przesadę i przegięcie, jeden krok za daleko i tak dalej. Z drugiej strony trudno się temu dziwić, skoro nawet gwiazdy r’n’b nagrywają swoje hity na podkładach, w których uderzenie beatu jest na tyle mocne, że do niedawna w wielu dużych klubach rezydenci baliby się je zagrać!
Ale wróćmy do Felixa Da Housecata, który przy okazji zwierzył się ze swoich problemów z niebezpiecznymi substancjami, w jego przypadku z meskalem. A „mezcal” to mocny, niedokładnie przedestylowany napój alkoholowy z przefermentowanych części agawy („Walczyłem ze sobą, walczyłem z meskalem, byłem uzależniony, a to powoduje u ciebie halucynacje. Walczyłem ostro, bo zbyt mocno wkręciłem się w imprezowanie i picie do tego stopnia, że nie mogłem siebie poznać w lustrze”).
Co do prze-komercjalizowania powiedział: „To jest oczywiście fajne, że muzyka elektroniczna powoduje aż takie zainteresowanie w Ameryce, ale uważam jednak, że w tej chwili mamy do czynienia z prze-komercjalizowaniem sceny. To jedna z tych sytuacji, gdzie albo zostajesz wierny swojej sztuce albo się sprzedajesz. Ja się nigdy nie sprzedałem, i nie mam takiego planu, prędzej zniknę.
To strasznie smutne widzieć, jak muzyka taneczna została zabrana i brutalnie wykorzystana. Nikt nie brał pod uwagę, że to od zawsze było związane z pewną kulturą. To był ruch – Chciago, Nowy jork, to było super. Po prostu chciałbym, żeby to było trochę ciekawsze”, dorzucił. Czy Waszym zdaniem doszliśmy już do momentu prze-komercjalizowania? Czy kolejne postaci wypowiadające się na ten temat chcą po prostu zaistnieć w mediach, a tak naprawdę wszystko jest na swoim miejscu?
A przy okazji polecamy sprawdzić, co nowego szykuje sam artysta:
