News

Felieton: Polskie imprezy mają problemy, bo młodzi ludzie nie ćpają

Dawno już nie było u nas nic na ten temat, bo też zmieniły się mocno okoliczności w naszym kraju. Coraz częściej w dyskusjach o klubowym świecie w Polsce słyszy się opinie, że „są z nim w tej chwili duże problemy wynikające między innymi z tego, że młodzi ludzie przestali ćpać”.

Nie da się ukryć, że scena klubowa od zawsze mocno związana była i w pewnym stopniu napędzana była przez energetyzujące narkotyki w rodzaju tabletek ecstasy i amfetaminy. Są nawet tacy, którzy twierdzą, że pierwszego boomu na klubowe imprezy w Wielkiej Brytanii czyli wybuchu wielkiej acid housowej rewolucji nie byłoby w ogóle, gdyby nie „pigułka szczęścia”, dzięki którym ludzie słuchając pozytywnego house’u czuli całymi sobą jego pozytywny przekaz i panowała między nimi wielka harmonia, a nawet miłość.

Analogicznie rzecz ujmując są też tacy, którzy twierdzą, że nie byłoby też eventowo-klubowo-festiwalowego boomu w Polsce, gdyby nie substancje chemiczne, swego czasu masowo przyjmowane przez imprezowiczów.  

Od tamtej pory dużo się jednak zmieniło – z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że – krótko rzecz ujmując – w Niemczech i na Ibizie  nie przestano ćpać, a w Polsce – w dużym stopniu – przestano. Dobrze to o nas świadczy, aczkolwiek może wpływać na kondycję sceny.

Miałem okazję być w ostatnim czasie na na niemieckim Time Warp i
niemieckim Mayday, a następnie na polskim Mayday i polskich imprezach
klubowych. Z całą stanowczością stwierdzam zatem – to, co się dzieje na tych dwóch niemieckich festiwalach (oraz w dużym stopniu również na Ibizie) przebija nawet to, co widzieliśmy u nas w czasach największego narkotykowego boomu. Zasugeruję nawet stwierdzenie, że te dwie imprezy powinny być przez władze Mannheim i Dortmundu zlikwidowane, bo stanowią narkotykowy raj i niebezpieczeństwo dla zdrowia i życia tysięcy młodych ludzi.

Tymczasem będąc na wielu polskich imprezach klubowych zauważyłem inną tendencję – parafrazując sławny cytat z Pulp Fiction „Alkohol wrócił w wielkim stylu”. Jednak, na szczęście, nie w wersji przesadnej, groźnej dla otoczenia. Wprost przeciwnie – pewnie mi wielu nie uwierzy, ale na ostatnim Mayday trudno mi było wypatrzyć kogoś mocno zaprawionego chemicznymi energetykami, miałem wręcz wrażenie, że 10 tysięcy ludzi w Spodku uśmiecha się do mnie sympatycznie będąc pod wpływem trzech browarów. 

Czyżby więc młodzi Polacy poszli po rozum do głowy i zrezygnowali (przynajmniej do pewnego stopnia) z niszczących dla zdrowia proszków i tabletek, bo zrozumieli, że stan lekkiej (a nawet czasem i większej) euforii można osiągnąć również po kilku piwach czy drinkach? Nie żebym chciał tu promować CH25OH, ale mnie osobiście to cieszy, przynajmniej nie muszę na evencie czy festiwalu bać się o gości dookoła mnie, że zaraz dostaną drgawek i ktoś ich będzie musiał wynieść i zawieźć do szpitala.




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →