News

EnTrance – Uczta! (relacja)

Przyznam się bez bicia, że przegapiłem pierwszą edycję EnTrance.  W hali Łuczniczka w Bydgoszczy byłem w sobotę po raz pierwszy i muszę przyznać, że sam obiekt robi duże wrażenie. Bardzo duża sala i do tego bardzo dużo miejsca wokół niej – infrastruktura dosłownie stworzona do organizowania tego typu wydarzeń – sporo przestrzeni na punkty z kebabem czy kiełbaskami. Gdyby bydgoska publiczność była bardziej „klubowa”, pewnie częściej niż raz w roku słuchalibyśmy tam muzyki trance. 10 autobusów z Poznania nie zapełniłoby jednak parkietu, więc wydaje mi się, że sporo klubowiczów z Bydgoszczy i okolicy skusiło się na EnTrance 2006. Od godziny 22-giej szybko zaczęła rosnąc ilość ludzi na parkiecie i wokół – podejrzewam, że rozniosło się po okolicy, że dobrze się dzieje w Łucznicce. Na frekwencję nie musieli narzekać w sobotę ani organizatorzy ani występujące gwiazdy, które z tego co wiem zachwycone były samym eventem i polską publicznością, która jak zwykle stanęła na wysokości zadania. Po każdym secie mieliśmy do czynienia z szerokimi uśmiechami i głębokimi ukłonami w kierunku tłumu. To już nie nowość, że zagraniczni didżeje, przyzwyczajeni do kapryśnej, zagranicznej publiczności, która „wszystko już widziała i słyszała”, niemal ze wzruszeniem obserwują reakcje Polaków, którzy żywo reagują na każdy dobry numer, a w trakcie spokojniejszych fragmentów dają didżejowi do zrozumienia, że cały czas są z nim – klaszcząc czy krzycząc, podnosząc ręce do góry i nie tylko.



   W Bydgoszczy miałem czasami wrażenie, że odgłosy tłumu do konsolety nie docierają, a to ze względu na potężne nagłośnienie. Przy pierwszym kontakcie z zestawem nagłośnieniowym omal się nie przewróciłem. Trudno było uwierzyć, że tak wielką halę można aż tak dobrze wypełnić muzyką. Czytałem o zastrzeżeniach odnośnie akustyki obiektu i przyznam, że muszę się z nimi nie zgodzić – większość czasu spędziłem z tyłu hali dokładnie naprzeciwko sceny i nawet w tym odległym miejscu miałem wrażenie, że jestem w bardzo dobrze nagłośnionym klubie. Mimo, że słuch już zdążyłem sobie poważnie nadwyrężyć, tym razem czułem basy i nie tylko na całym ciele (często podczas eventów mam wrażenie, że jest mimo wszystko za cicho).



  Co do muzyki EnTrance 2006 to była prawdziwa uczta. Zaczął Toxic Noiz, który na rozgrzewkę zagrał..same idealne „rozgrzewkowe” nagrania : był Steve Lawler „That sound”, był Tocadisco („You’re no good for me” i sławny remix Mylo „In my arms”), był też DJ Jose „Stepping to the beat” w zabójczym electro-house’owym remiksie Enzo Mori. Zestaw znanych przebojów sprawdził się znakomicie, a trancowa publiczność przyjęła pierwszego house’owego didżeja bardzo ciepło.



  Następny był znany z Sunrise hiszpański DJ Chus Liberata. Ciągle uśmiechnięty, przemiły młody człowiek (miałem okazję się o tym przekonać na backstage’u) nie miał jeszcze pełnego parkietu, ale bądź co bądź, była dopiero godzina 21. Oprawa też była jeszcze niepełna – ruszyły co prawda prostokątne ekrany diodowe, ruszyły wizualizacje, ale to nie było wszystko, co miała dla nas Agencja MDT, o czym mieliśmy się przekonać już niebawem. Mimo wczesnej pory spora ilość klubowiczów ftb.pl to właśnie set Liberaty uznała za jeden z lepszych tego wieczoru. Na początek usłyszeliśmy „Killer” Seala (kiedyś też ATB) w nowej wersji, chwię później Chus zapowiedział nam jedną z głównych gwiazd wieczoru czyli Freda Bakera. Nie muszę dodawać co się działo przy „Total Blackout”. Ani przy „Advanced” Marcela Woodsa. Potem były jeszcze nieznane mi nagrania przypominające Binary Finary, Johana Gielenia i Jean-Michel-Jarre’a. Pierwszy raz tego wieczoru wybrzmiały też „Damager” Scotta Maca i „Cherry Bossom” Marcela Woodsa.



    Jestem wielkim fanem talentu DJ W, ale mimo to obawiałem się, jak między świetnymi trancowymi didżejami odnajdzie się specjalista od muzyki house – tym bardziej bałem się o to, jak house’owe nuty odbiorą fani trancu na parkiecie. Na szczęście rzeczywistość pokazała, że obawiałem się niepotrzebnie. Godzinny set W obfitował w atrakcje między innymi dlatego, że przez ten czas usłyszeliśmy niemal 20 nagrań! Szybkie, ciekawe miksowanie spowodowało, że nie było czasu na wybrzydzanie, a tym bardziej na nudę. Najpierw Axwell (2 jego remiksy: C-Mos tylko przez chwilę, potem „Sliping away” Moby’ego), potem dwa przeboje, które grał też Toxic Noiz („That Sound” Lawlera i „SOS” Filterfunk), Porno „Music Power” w remiksie Syke & Sugastarr, fantastyczny „Texas” Benjamina Thievesa, drillowy „Rock da house”Kraft i na koniec coś, czego większość się nie spodziewała: najpierw tech-trance Marco V „Red Blue Purple”, a potem czyste techno Alex Trackone i Tom Hafman.



   Dokładnie o 23:00 na scenie pojawił się po raz pierwszy w Polsce młodziutki i bardzo wysoki Menno De Jong. Oprócz niego przywitało się z nami sensacyjne 6 laserów! (jeszcze nigdy tylu laserów na oczy nie widziałem – nawet na Trance Energy 2005). Przez następne kilka godzin owe 6 laserów w połączeniu z wizualizacjami i kolorowymi diodami (aż trudno uwierzyć, że w nich tkwi aż tyle możliwości!) tworzyły wraz z muzyką naprawdę wyjątkową i wybuchową mieszankę – nie da się opisać słowami jakie to wszystko momentami robiło wrażenie.. Menno lepiej zacząć nie mógł – Way out West „Killa”, potem przez najbliższe półtorej godziny po prostu nas zaczarował – cudowny, piękny uplifting trance i nie tylko. Jak to ktoś obrazowo określił „same perły i rakiety” muzyki trance. Podczas seta De Jonga miało się wrażenie uczestniczenia w prawdziwym święcie muzyki – jak we mszy niemalże. Było „Dust wave” w instrumentalnej wersji Van Buurena, były dwa powalające mash-upy czyli połączenie „Dark side of the moon” Ernesto vs Bastian z „Silent waves” Jonasa Steura, a także połączenie Tiesto „Flight 643” z Ton TB „Dream machine”. Było też kilka produkcji samego Menno De Jong, który mimo swych 21 lat już teraz stanowi poważną konkurencję dla swych dużo starszych znakomitych kolegów. Set był perfekcyjny technicznie, a do tego muzycznie absolutnie magiczny. Menno chyba oglądał film z Sunrise 2005, bo wzorem Johana Gielenia w pewnym momencie stanął na konsolecie i nisko ukłonił się publiczności, która przez całe półtorej godziny żywo reagowała na każdy dźwięk (a zwłaszcza na długie, piękne, bezbitowe fragmenty).



     Szybko się okazało, że to nie koniec atrakcji tej pięknej nocy. Jochen Miller zaczął od zabójczego „Never win” Fischerspoonera (to chyba nie był remiks Benny’ego Benassi’ego choć dość podobny). Były raz jeszcze tej nocy „Advanced” i „Damager” oraz „Red Blue Purple”, było kilka jego własnych produkcji. Był też wspaniały, niezidentyfikowany na razie utwór, który wcześniej zagrał Menno De Jong – oparty na bicie Filterheadz, ale nie będący wcale ostatnią produkcją belgijskiego duetu, był kolejny tajemniczy „marszowy” numer, którą wstrząsnął Łuczniczką nie na żarty. Oprócz tego usłyszeliśmy całą masę nieznanych, ciekawych rzeczy, które sprawiły, że set Millera spośród wszystkich setów był najbardziej zróżnicowany. Jochen znakomicie się przy konsolecie bawił, kilka razy początkiem kolejnego nagrania wystukiwał sobie rytmy jakby przygrywał na perkusji.



    Podobne zachowanie można było wypatrzyć u Belga Yves’a Deruytera przy co najmniej dwóch utworach. Yves jest częścią sceny klubowej od ponad 20 lat (w zeszłym roku świętował 20tą rocznicę) i przez pewien czas w Bydgoszczy miało się wrażenie, że nie bawi go to już tak, jak jego młodszych kolegów. Za konsoletą był raczej statyczny, ale tylko do pewnego momentu. Seta rozpoczął od wokalowej wersji „Born slippy”, potem przez kilkadziesiąt minut dosłownie miażdżył swoją muzyką – to już nie był tech-trance, ale techno z elementami trance. Było klasyczne „Nothstar” Oliviera Shine’a, było sporo wgniatających w podłogę utworów, których nigdy wcześniej nie słyszałem. Set Deruytera był zdecydowanie najszybszym tego wieczora- grał na 145 bpm conajmniej..W środku seta zaserwował nam dwie przerwy w postaci obu stron jego ostatniego winyla: „Infinity” (oczywiście w ciężkiej, dub wersji) oraz niesamowite „Feel free (free your mind and your ass will follow”), które do dziś śni mi się po nocach. Yves powiedział mi o tej kompozycji, że to „jeden z jego klasyków”. Po przerwie znów przez kilkadziesiąt minut dosłownie bombardował, z czego doskonale zdawał sobie sprawę, bo w trakcie przedostatniego nagrania udawał strzelającego do nas z karabinu.. Na sam koniec ku uciesze wszystkich zgromadzonych przypomniał „Twisted” Svensona & Gielenia – w tak szybkiej wersji chyba jeszcze tego nagrania nie słyszałem.



    O godzinie 3 za konsoletą pojawił się kolejny Belg czyli Fred Baker. Znany zarówno z pięknych melodii jak i ciężkich brzmień zaczął od ślicznego nowego hymnu „Sensation Belgium 2006”. Chwilę później publiczność oszalała przy dźwiękach „Adagio for Strings” (Fred Baker remix oczywiście). Od tego momentu specyficzna odmiana trancu z rytmem „z podbiciem” jak w „Total Blackout” królowała do końca seta. Rytm ten znamy m.in. z „El Toro” Mojado – zresztą twórczość Mojado też się pojawiła w secie Bakera, a konkretnie dub wersja „Naranja”. W wywiadzie przeprowadzonym przed EnTrance Fred mówił mi, że w tej chwili gra w swoich setach muzykę taką jak Armin Van Buuren, ale w Bydgoszczy tego nie potwierdził. Skupił się na cięższych propozycjach, rolę Armina w Łuczniczce zdecydowanie przejął na siebie wcześniej Menno De Jong. Po występie wyznał „For my first time In Poland, it was awesome!!!”



   Ostatnie dwie godziny należały do Thorna i Dennisa Vakulina. Pierwszy zdobył sobie tłum przed sceną początkiem seta : Agnelli & Nelson „Shiver” i „Trespasser” Frisky Warlock, a drugi po ciekawym, różnorodnym secie zakończył cudownym motywem z filmu „Requiem for a Dream, który długo jeszcze po zgaszeniu świateł brzmiał nam w uszach.



 Reasumując EnTrance 2006 było kolejną piękną nocą dla fanów muzyki trance: wg wielu najciekawszym muzycznie trancowym eventem. Wszyscy didżeje, zarówno ci, których już dobrze znamy, jak i ci , których jeszcze w naszym kraju nie było, zagrali jakby to była ostatnia noc w ich życiu, a znakomite sety zwłaszcza Menno De Jonga, Jochena Millera, jak i Yves’a Deruytera i Freda Bakera nie tylko zostaną nam na długo w pamięci, ale też mam nadzieję spowodują, że ci panowie jeszcze nie raz do nas powrócą.


 zdjęcia: krzysztofkt




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →