EnTrance 2009 – relacja FTB.pl
Jubileuszowe EnTrance za nami. Organizowana w Bydgoszczy impreza, obok Sunrise Festival, stała się flagowym eventem agencji MDT. Oto nasza relacja z tej imprezy. Ani kryzys ekonomiczny, ani odbywające się równolegle w Holandii kultowe Trance Energy nie mogły przeszkodzić wielu imprezowiczom we wzięciu udziału w bydgoskim święcie trance’u. EnTrance to kolejna polska impreza z imponującą legendą. Raz na jakiś czas dobrze jest dać „odpocząć” swoim oczom od widoku zasłużonych konstrukcji Hali Stulecia i poznańskiej Areny, by móc po raz kolejny delektować się nowoczesnym wyglądem Łuczniczki. Bydgoska impreza niesie ze sobą piękne wspomnienia nie tylko dla uczestniczących w niej fanów trance’u, ale też artystów. To w tym miejscu debiutowali w naszym kraju m.in. Bobina, Menno de Jong, Re:Locate czy Jon O’Bir. Jedni wracali do Polski kilkukrotnie, o innych słuch zaginął, jednak nie zmienia to faktu, że MDT tworząc EnTrance stworzyło także idealną alternatywę dla imprez napędzanych przez powtarzające się do znudzenia nazwiska. Przejdźmy więc do rzeczy…
Pierwsze co uderzało po wejściu na halę, to dobre nagłośnienie. „Uderzało” to chyba odpowiednie słowo. Wraz ze znajomymi usiedliśmy naprzeciwko sceny, gdzie delektowaliśmy się czystym brzmieniem dobiegającym z głośników. A propos samej sceny, to wyglądała ona naprawdę nieźle. Wszystko było zrobione umiarkowanie i z klasą, bez wyświechtanego „wypasu”. Cztery poziome pasy z ekranów LED rozciągały się za sceną, a po środku znajdował się jeden standardowy ekran. Całość iluminacyjnego wyposażenia uzupełniała ciężka do zliczenia ilość świateł i laserów, które umieszczone nawet po bokach Łuczniczki urozmaicały wystrój tworząc niewątpliwie piękną oprawę. Scena była umieszczona niezbyt wysoko, także dj podczas grania miał naprawdę dobry punkt widzenia na bawiącą się publiczność. Na froncie dj-ki umieszczone zostały cztery ekrany. Ucztę dla oczu tradycyjnie zapewniał duet Clockwork, a jak wiemy z doświadczenia, tym panom nie zdarza się nie spełniać oczekiwań – po raz kolejny potwierdzili klasę. Każdego dj-a witało imponujące intro, a na ekranach wyświetlane były zdjęcia występujących tej nocy dj-ów. Za ten pomysł duży plus. Całość za pośrednictwem internetu i eteru tradycyjnie transmitowało radio Gra. Szkoda, że w tym roku zabrakło transmisji wideo.
Imprezę rozgrzewali dj-e MDT – Fafaq i Jay Bae. No, może „rozgrzewali” to słowo, które niespecjalnie opisuje styl, w jakim stylu obydwaj panowie zagrali. Fafaq rozpoczął wysyłając pozdrowienia do Utrechtu, włączając „LED There Be Light” duetu Rank1. Tym, którzy zapomnieli, że za kilka godzin w Holandii odbywać się będzie Trance Energy, pierwszy w line-upie dj z MDT postanowił zdecydowanie przypomnieć. Cały set obfitował w wyraziste utwory, a numerami takimi jak „Life Less Oridinary” czy „Spring Breeze” Fafaq zdawał się testować możliwości zainstalowanego w Łuczniczce sound systemu. Obok tych zainspirowanych electro numerów w czasie pierwszego tej nocy seta mogliśmy usłyszeć jeszcze bardziej upliftingowe numery, t.j. „Full Tiltin’” w remiksie Joint Operation Centre czy „Temptation” Vengeance w remiksie duetu Denga & Manus. Mocne rozpoczęcie imprezy dawało nadzieję na to, że tej nocy jeszcze wiele się wydarzy.
Po secie Fafaqa nadszedł czas na kolejnego reprezentanta MDT, a był nim nikt inny jak Jay Bae. Autor tegorocznej kompilacji wydanej z okazji piątej edycji EnTrance podniósł poprzeczkę zawieszoną przez swego poprzednika, grając od niego nieco mocniej. Wspólnym mianownikiem setów obydwu panów było tutaj „Face Value” Jochena Millera w remiksie Jonasa Stenberga – dyskusja na temat, czemu dj-e na imprezach nie słuchają swoich setów to już materiał na rozważania przy innej okazji;) Najmocniejszymi elementami układanki przedstawionej przez Jay Bae było na pewno legendarne „Operation Blade” w nowym remiksie Scott Project i „Mindfields” powracającego nie tak dawno z nowym albumem składu Prodigy. Wracając do numeru Public Domain: miło było usłyszeć w Łuczniczce charakterystyczny i dawno nie słyszany wers „Base In The Place London!”. Tak imponująco wyglądał początek imprezy. Co dalej?
Była 21:30, i najbliższa godzina i piętnaście minut miało należeć do Steve’a Muldera. Holenderski dj był pierwszą niewiadomą tej imprezy – w Łuczniczce mogliśmy być świadkami jego debiutu w Polsce, a wiemy nie od dziś, że dobry set na EnTrance może być idealnym preludium do częstszych powrotów na imprezy w naszym kraju. Jako że sam Carl Cox w ostatnim podsumowaniu Top 100 brytyjskiego DJmaga w rubryce „producent roku” wymienił właśnie Steve’a, zainteresowanie osobą tego mieszkańca Rotterdamu niewątpliwie wzrosło. Pan Mulder w porównaniu z dwoma pierwszymi dj-ami w line-upie zwolnił – ale tylko tempo. Utwory które Steve wyciągał ze swojego zbioru to prawdziwe tech-house’owe zrywacze parkietu, często nawet bardziej z naciskiem na tech. Ten set stanowił swego rodzaju przerywnik między setami Fafaqa i Jay Bae a resztą trancowego line-upu. Tak, jakby impreza zaczęła się od nowa, a oponenci nie mogli już powiedzieć, że impreza jest monotematyczna, bo Steve Mulder na chwilę nadał bydgoskiemu party nieco inny kierunek. Holenderski dj z premedytacją rozkręcał seta, z utworu na utwór grając coraz mocniej. Podczas tego niewiele ponad godzinnego setu mogliśmy usłyszeć m.in. „Roadkill” Dubfire’a, autorską produkcję Steve’a zatytułowaną „Elektronika” czy jeden z największych hitów poprzedniego roku – „What The Fuck” od Funkagendy, a numer ten przecież niewiele ponad rok temu robił furorę na głównej scenie Trance Energy w Utrechcie. U Jay Bae słyszeliśmy nową wersję „Operation Blade”, a w secie Muldera podobną rolę odegrała odświeżona wersja numeru „Don’t Laugh” Josha Winka autorstwa duetu Richie Santana & Peter Bailey. Dobrym posunięciem było nie tylko samo sprowadzenie Steve’a do Polski, ale też umiejscowienie go o tej a nie innej porze w składzie EnTrance.
Tuż po secie Muldera za konsoletą pojawili się Kyau & Albert, którzy bynajmniej do grona debiutantów w naszym kraju się nie zaliczają. „Modern Talking XXI wieku” szykują się właśnie do wydania swojej kompilacji „The Best Of 2002-2009”, która będzie dostępna również w Polsce. „Mamy tylko siedemdziesiąt pięć minut, także nie ma za specjalnie czasu na budowanie atmosfery – trzeba będzie od razu przejść do rzeczy.”- mówił przed występem Ralph Kyau. Jak powiedzieli, tak zrobili – klasyk „Need To Feel Loved” w nowej wersji duetu Adam K & Soha rozpoczął set, który wielu z Was uznało za jak nie najlepszy, to zdecydowanie jeden z najlepszych setów wieczoru. Każdy kto słyszał kiedykolwiek ich set, wiedział, że można spodziewać się sporej dawki autorskich produkcji. Nie inaczej było i tym razem, a z nagłośnienia zamontowanego w bydgoskiej hali wybrzmiały m.in. najnowsze „ Be There 4 U”, stworzone z obecnym na tej imprezie Markiem Marbergiem „Neo Love” i „Megashira” a na zakończenie „Hide & Seek” i „Are You Fine?”. Publiczność świetnie zareagowała też na remiksy Kyau & Albert dla Cressidy („6AM”) oraz Lange’a („Out Of The Sky”). O tym, że chłopaki są mistrzami ekspresji scenicznej i najzwyczajniej w świecie nie potrafią ukryć, że kochają to co robią, nie trzeba nikogo przekonywać. Może właśnie za to, dwójka niemieckich dj-ów otrzymała od bawiących się fanów biało-czerwoną flagę z umieszczonym na środku logo Euphonic. Na początku seta Kyau & Albert po raz kolejny pojawiło się „LED There Be Light”, tym razem w wersji Wippenberga – jednak w tym momencie imprezy wątpię, żeby ktoś jeszcze żałował, że jest w Bydgoszczy a nie w Utrechcie.
O godzinie duchów za sterami stanęła gwiazda imprezy, często wyglądająca bardziej jak gitarzysta brit-popowej kapeli niż dj – Gareth Emery. Jako że przydzielony przez MDT status headlinera zobowiązuje, Gaz dostał 15 minut więcej niż wszyscy pozostali dj-e. Emery słynie ze swych eklektycznych produkcji, łączących w sobie melodyjność trancu, housowy groove, elementy elektro i progresywne zacięcie. W krótkiej rozmowie przed jego występem, dowiedziałem się, że na jesieni tego roku wydany ma być debiutancki album, ponadto Gareth zapowiedział premierę swojego najnowszego singla „Expousure” właśnie w Łuczniczce. Jego sety to mieszanka najróżniejszych odcieni trancu: od tego progresywnego, poprzez uplifting aż do tech. Gareth wykorzystał swoje półtorej godziny idealnie. W jego secie, oprócz nowego singla znalazło się miejsce także dla jego remiksu „Vampire” stworzonego przez węgierskie duo Myon & Shane 54, czy bootlegu „This Is Silence”- de facto autorstwa Myona. Gareth za dj-ką czuł się swobodnie, chyba miał takie poczucie dobrze wykonanej roboty. Publiczność świetnie reagowała na takie hity jak „Made Of Love” Ferry Corstena czy świeżo wydaną (chociaż stworzoną prawie 3 lata temu), nową interpretację klasyka DT8 – „Destination” autorstwa Above & Beyond. Mocniejsze uderzenie zapewniały utwory Richarda Durnada („Into Something”) i Jochena Millera, którego „Face Value” poleciało w Łuczniczce po raz trzeci tej nocy. W pisaniu o całym tym widowisku nie sposób nie wspomnieć o „Point Zero” Matta Dareya – jeden z najpiękniejszych momentów nocy. Na zakończenie Gareth podziękował publiczności, a mnie w tym samym czasie naszła refleksja, czemu tak niewiele razy do tej pory gościł w naszej Polandii.
Kolejny dj w składzie i kolejny debiut w Polsce: Sied van Riel to człowiek, o którym głośno od jakiegoś czasu. Jego produkcje szturmują tracklisty wielu dj-ów, a coraz częściej jest on proszony przez najróżniejszych kolegów po fachu o remiks. Muzyka Sieda świetnie kontrastowała z tym, co grali jego poprzednicy za konsoletą ustawioną w Łuczniczce. Z głośników wypływały głębokie basy i charakterystyczne układy perkusyjne, dzięki którym można było doświadczyć popularnego stanu pod tytułem „nogi same rwą się do tańca”. Sied zagrał całą masę własnych utworów i miał do tego pełne prawo. Na dodatek utwory te pod wieloma względami stanowią świetne kompozycje – tym bardziej nie mamy Siedowi za złe, że postanowił wypełnić swojego seta w większości autorskimi produkcjami. Usłyszeliśmy m.in. „MME”, „Rush”, „E=M Sied Square” czy „Darklight”, które w tym roku było hymnem EnTrance. Po raz kolejny zabrzmiało też „Made Of Love”, tym razem w remiksie Super8 & Tab. Osobiście, Sied zaskoczył mnie zagraniem „New York City” Paula van Dyka i „Helsinki Scorchin’” wyżej wymienionego duetu Super8 & Tab – dobrze wiedzieć, że Sied nie goni na siłę za ekskluzywnymi nowościami i potrafi sięgnąć po nie najnowsze, ale wciąż dobre trancowe numery. Zakończenie seta to świetny Sam Sharp – „Roundabout”. Sied na pewno miło będzie wspominał polski debiut. W całym tym miłym wspominaniu Bydgoszczy nie przeszkodzi mu nawet awaria słuchawek – plastik trzymający jedną z nich najzwyczajniej w świecie złamał się. Bliższe szczegóły nieznane.
Jeżeli o 2.45 mieliście jeszcze siłę na coś mocniejszego niż końcówka seta Sieda, już za chwilę miało się to zmienić. To co zrobił Greg Downey, w jakimś stopniu oddaje treść sms-a, jakiego w połowie jego seta przysłał mi znajomy obecny na imprezie: „Co za Angol! Perform of the night!”. Greg zadebiutował w poprzednim roku na liście stu najpopularniejszych dj-ów na świecie wg DJmaga na miejscu 82. Wielu z tych, którzy przed jego setem miało wątpliwości dlaczego wogóle znalazł się w setce, po jego występie być może zastanawiało się, czemu nie wylądował wyżej w tej klasyfikacji. Porywający set mieszający w sobie tech-trancowe bangery i unoszące gdzieś wysoko i miażdżące jednocześnie numery spod szyldu UK trance. Szał wywołało Mansun – „Wide Open Space” w remiksie samego Downeya właśnie. Z produkcji Grega usłyszeć mogliśmy jeszcze m.in. „Stadium” i remiks „Burning Up” Kuffdama. Jednym z kończących numerów było niesamowite „Vivid Intent”, a w międzyczasie znalazło się także miejsce dla Prodigy („Omen” w remiksie Noisii a później nawet „No Good” w nieznanej mi wersji) oraz Underworld („Cowgirl” w interpretacji O’Callaghana). Greg pokazał sto procent własnych możliwości i potężny potencjał do wprawiania ludzi w ruch. Na koniec seta w dowód wdzięczności dla zgromadzonych w Łuczniczce imprezowiczów wskoczył na konsoletę i stamtąd pozdrawiał publiczność. Właśnie takiego kogoś trzeba było w line-upie, UK trance miał w Gregu godnego reprezentanta.
Czy mogło być jeszcze mocniej? Zamykający imprezę duet Sound Players postarał się, aby każdy, kto wytrwał do godziny 4 nad ranem, zapamiętał tę imprezę na długo. Chłopaki niedawno wydali swój debiutancki album „Faces”, mimo to udało mi się zidentyfikować tylko dwa numery z tego długograja („Twilight” i „Dark Point”). Zdziwiło mnie to, że mimo wydania albumu nie postanowili zagrać więcej własnych produkcji. Jednak ich set tak czy inaczej stanowił dokończenie dzieła zniszczenia. Wszystkie zawarte przez Sound Players numery to prawdziwe parkietowe bomby. Pojawiło się „Sunglassess At Night” w remiksie Popofa, później znalazło się także miejsce na nieznany remiks „Around The World” grupy Daft Punk. Set był spójny, utrzymany w mocnym klimacie. Większość zawartych tutaj numerów to mocne, techniczno-elektryczne aranżacje, breakdown, a po nim powrót do zdmuchującego z parkietu uderzenia. Zakończenie seta w wykonaniu duetu z Koszalina to „La Guiarra” Orjana w remiksie Schossowa – jeden z największych trancowych hitów zeszłego roku. Miło było usłyszeć ten magiczny numer na zakończenie jubileuszowej edycji EnTrance. Impreza zakończyła się kilka minut po godzinie 5, co bynajmniej nie spowodowało Waszego zadowolenia. Słyszałem z różnych źródeł, że do 10 hala musiała być posprzątana, z powodu jakiegoś wydarzenia odbywającego się w niedzielę (mecz, dzień kobiet – źródła podawały różne powody;)) Ci, którzy kiedykolwiek zostali do końca imprezy i widzieli jak wygląda taka hala po włączeniu świateł wie, że sprzątanie musi być nie lada wyzwaniem. Tak czy inaczej, piąta edycja EnTrance dobiegła końca.
Jubileusz trzeba zaliczyć do udanych. Wszyscy dj-e spisali się na medal, dając z siebie wszysko. Brawa należą się dla agencji MDT nie tylko za organizację, ale też za umiejętne dobranie line-upu. Rok temu skład EnTrance był bardzo upliftingowy, teraz mieliśmy do czynienia z większą różnorodnością artystów: tech-house’owy Steve Mulder, UK trancowy Downey, bardziej progresywni Kyau & Albert i Sied van Riel oraz mieszający wszystko Gareth Emery – musiało być ciekawie i tak też było, bo impreza spełniła oczekiwania zgromadzonych w hali fanów muzyki. Za rok znowu będzie można zawitać do Bydgoszczy na to trancowe święto – magia EnTrance trwa i oby tak dalej.