Electrocity V: subiektywny plan zwiedzania
Subiektywny plan zwiedzania w przypadku Electrocity to – w przypadku kogoś o szerokich zainteresowaniach muzycznych – prawdziwe zabójstwo. Umówmy się więc, że tym razem taki plan spróbujemy ułożyć z punktu widzenia dwóch osób (w pewnym momencie dołączy nawet trzecia), z których jedna woli rzeczy delikatniejsze, bardziej melodyjne i przystępne, a druga jedzie do Lubiąża przeżyć nawałnicę mocnych beatów.
Powyżej zdjęcie z przygotowań
Tak się składa, że na Electroity V wybieram się z kolegą, który od urodzenia kocha potężne uderzenie, pewnie jeszcze w brzuchu matki lubił loop techno, a w ostatnich latach nie mógł nie zwrócić uwagi na wysyp klimatów hardstyle i hardcore, które trafiły idealnie w jego muzyczny temperament. Jedno jest pewne – między 16 a 18 na pewno w ogóle się nie zobaczymy – ja będę sączył pierwsze soki pomarańczowe sparwdzając jaki repertuar przygotowali na Lubiąż dobrzy znajomi z dwóch duetów: Loui & Scibi oraz Wet Fingers (na żywo potrafią zaskoczyć ciekawymi nutami) na scenie Electrocity, rzucając uchem raz na jakiś czas do blisko położonej sceny Run To The Sun, gdzie więcej electro pierdalnięcia na pewno usłyszymy w wykonaniu Alexa Paina i DJ-a Quiza. W tym czasie kolega po raz pierwszy tego dnia się spoci, w samym środku klasztoru, przy rozkręcających scenę Fly With Me Mindfuckers i Alanie White.
Od 18 zaczną się schody – nawet jeśli mówimy o dwóch różnych osobach. Kolega po wymienieniu jednego zdania zniknie mi na dłużej, w końcu na scenie Gate To Hell zacznie się bombardowanie. W tym momencie będę się bał, że już go w ogóle tej nocy nie zobaczę – w końcu zaczyna Jowan, a potem Alex Kidd i wyczekiwany przez wielu Kutski. Do 22:30 mam kolegę z głowy, choć obiecał mi, że będzie sprawdzał, jak sobie w tym czasie radzą na Run To The Sun Krzysztof Chochłow, Eric Chang, Carlo Calabro, a zwłaszcza Lisa Lashes, którą darzy wielkim uczuciem. W tym czasie przejmę klasztor, bo tam Poziom X, Double U & SS i od 20:00 pierwszy gość z zagranicy Luca Bacchetti. Robiąc sobie przerwy w celu uzupełniania płynów i łykania atrakcji kulinarnych nie omieszkam sprawdzić, jak na scenie głównej bujają publiką Neevald, Matush, Afrika Islam i V_Valdi. Na pewno jednak nikt mnie nie ruszy między 21 a 22 z klasztoru, gdzie grać będzie guru Detroit Kevin Saunderson…
Około 22 dołączy do nas koleżanka, która ze względu na solidarność płci chciałaby posłuchać Lisy Lashes. Niestety od 22:30 do 7 rano nie będzie z nami współpracować w kontekście zwiedzania terenu imprezy, bo szykuje się na wielką trancową ucztę na scenie Run To The Sun. Odlicza minuty do tego potężnego maratonu, podczas którego zagrają jej wszyscy faworyci: najpierw Gareth Emery, potem Eddie Halliwell, następnie Marco V i Sander van Doorn, najpierw osobno, potem razem w secie back-to-back. Trudno jej się dziwić… Młode postaci z Polski i zagranicy również ją interesują, więc nie opuści występów Jordana Suckleya i Niklasa Venna, jedzenie i picie będziemy musieli jej donosić:).
Ja od 22:00 będę pląsał w Red Tent przy połamanych beatach Kraak & Smaak, po 30 minutach pobiegnę na główną na kolejną legendę – tym razem nowojorskiego house’u Todda Terry. Kolega obiecał w tym czasie biegać między hs a techno, w końcu w jednym miejscu będą Dutch Master i Abyss & Judge, a w drugim kolejne asy technicznych beatów, których słuchał jeszcze w podstawówce – Timo Maas i Dubfire (wcześniej przecież w Deep Dish).
Przed północą mogę być już czasem w bardzo „housowym” nastroju – końcówka Doorly’ego na głównej, potem fajerweki i dwóch housowych tytanów: Roger Sanchez i Erick Morillo. Z Ericka będę uciekał na Umka, na pewno z ciekawości sparwdzę grającą po nim Nastię Beauty – zwłaszcza, że kolega nie będzie się kwapił uciekać z serii: Showtek-Southstylers, Zany i Digital Abuse. Na koleżankę też nie mam co liczyć, będzie wciąż na Run To The Sun w konkretnym… transie.
Końcówka imprezy: ostatnie minuty Serge’a Devanta, pierwsze pół godziny Angelo Mike’a, a potem pewnie wpadnę na kolegę na scenie przy ołtarzu – w końcu od 05:00 gra Marco Remus, a potem leganda naszej sceny techno Chris Da Break. Wtedy się zorientuję spoglądając raz jeszcze na time-table, że zabrakło nam jeszcze jednej osoby do ogarnięcia choćby namiotu Red Tent, gdzie po Kraak & Smaak grali jeszcze przecież: Tim Healey, Sultan i Hardy Hard! No cóż, takie życie. Jedno nie ulega wątpliwości – pod względem liczby wielkich gwiazd house’u, trance’u, techno i hardstyle’u (a nawet breakbeatu) – Electrocity nie ma sobie równych.
A Wy jak planujecie się „rozrywać” w Lubiążu? Podajcie zestaw artystów, na których na pewno pobiegniecie.
Time-table do wydrukowania (kliknij, aby powiększyć)
Mapa do wydrukowania (kliknij, aby powiększyć)