News

Eddie Halliwell: 'Po kilku drinkach dziewczyny robią się zbyt podekscytowane’

Spotkanie z Eddie Halliwellem zawsze gwarantuje dużo emocji. Nie da się porównać jego setów do kogokolwiek innego, choćby dlatego, że jako chyba jedyny na świecie potrafi skreczować trancowymi kawałkami i nie boi się tego czynić podczas swoich występów, powodując potężną euforię na parkiecie. Jeden z tych, któremu do rozwoju kariery nie jest potrzebna żadna własna produkcja. Czarodziej konsolety, specjalista od miażdżenia festiwalowej publiczności w tym roku w naszym kraju pojawi się tylko jeden, jedyny raz – podczas Electrocity w Lubiążu. Zanim to się stanie, sprawdżcie co ciekawego Eddie miał do powiedzenia w wywiadzie dla Skiddle.com.

Znany jesteś z tego, że podczas grania mocno wkręcasz się w muzykę. Twoich tanecznych ruchów nie da się podrobić…

To publiczność powoduje, że chce mi się szaleć. Po prostu nie mogę ustać. Taniec podczas grania ułatwia też płynięcie z muzyką, zapomnienie się – jednak dzięki tańczeniu nie tracisz kontaktu z rytmicznością granych utworów.

Jak sobie radzisz z długimi setami?

Staram się nie grać takich zbyt często. Mój ostatni sylwestrowy set w Melbourne trwał 3.5 godziny i stwierdziłem, że to jednak dla mnie za długo. Ludzie mówią, że coś takiego mnie wyniszcza – zbyt dużo jest energii w tym, co robię, by mogło to trwać wiele godzin.

Dostajesz przerwy na wyskok do toalety?

Kilka razy się zdarzyło, że musiałem lecieć z potrzebą, zwłaszcza po paru drinkach. Niewiele można poradzić w takich sytuacjach. Trzeba się tylko upewnić, że utwór jest odpowiednio długi.

Co nas czeka z Twojej strony do końca roku, poza festiwalami?

Pracuję nad czwartą kompilacją z cyklu „Cream Ibiza” i wciąż dużo się dzieje w związku z moją audycją „Fire it Up”.

http://www.radiodeea.ro/phps/images/stories/eddie-halliwell.jpg

A na czym polega twoja współpraca z Pioneerem?

Jestem zaangażowany w kwestie, które kocham. Pamiętam, jak wiele lat temu dzwoniłem do nich i zamęczałem ich pytaniami, chciałem spróbować ich nowy mikser, nad którym pracowali. Właśnie w ten sposób buduje się relacje, bycie pasjonatem popłaca. Potem zaczęli sponsorować moje imprezy, to się po prostu rozwinęło. To świetna sprawa działać razem z ludźmi, którzy ulepszają miksery, pracować ręka w rękę z nimi – gdy tworzą nowe rzeczy, zapraszają mnie na spotkania.

Przywiązujesz wagę do wyglądu scenicznego?

Generalnie od zawsze zwracam uwagę na ciuchy, ale będąc podróżującym didżejem, mającym do dyspozycji bagaż podręczny, trudno jest wozić wiele różnych rzeczy. Na pewno bardzo lubię ciuchy od Vivienne Westwood.

Czy to wszystko, co się mówi o DJ-ach, to prawda? Czy jak grasz na Ibizie, szalone dziewczyny rzucają ci się na szyję?

(Mocno zażenowany) Ah. Um. No wiesz, czasami wypiją za dużo, i zaczynają być trochę za bardzo podekscytowane (nerwowy śmiech). No ale tak tam jest – każdy chce się po prostu dobrze bawić.

Bardzo dyplomatyczne podejście… Wydajesz się zaaklimatyzowany z nową, cyfrową erą? Podobają ci się post-winylowe czasy?

– W czasach winyla DJ był bardzo ograniczony co do możliwości. Dziś z całym tym sprzętem możesz dosłownie całą muzykę edytować i tworzyć na nowo.




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →