Dziesięć klasyków z Detroit
O tym, że muzyka techno w dużej mierze narodziła się w Detroit nie musimy już chyba informować. To właśnie stamtąd pochodzą największe legendy. Trudno jest spośród wielkich wybierać wielkie, chyba, że robią to wieloletni szefowie labeli, znawcy kultury, DJ-e i producenci. Dziesięć takich największych utworów z gatunku detroit techno wybrali ludzie w dużej mierze odpowiedzialni za jego rozwój.
Juan Atkins o Cybotron – „Cosmic Cars” (1982) :
Przy „Cosmic Cars” wyobrażałem sobie bycie w samochodzie,
jechanie na autostradzie i nagle ni stąd, ni zowąd, po prostu
odlecenie w kosmos. Moja muzyka zawsze w pewnym stopniu dotyczyła
swego rodzaju ucieczki. Bo są chwile, gdy jest się w mieście jak
Detroit i może zrobić się naprawdę źle. Po prostu chce się
odlecieć. Czasem chciałoby się po prostu pożeglować do innego
czasu i przestrzeni. Wiele moich kawałków odnosi się do tego typu
przygody.
Mark Flash o Cybotron – „Alleys of Your Mind” (1981) :
Och, człowieku. Usłyszałem to pierwszy raz w radiu, w piwnicy
mojej mamy, piorąc ubrania. Myślałem „O. Mój. Boże.”
Słuchałem Electrifying Mojo. Ten kawałek mnie rozwalił.
Wyłączyłem pralkę, podszedłem i stałem w miejscu, bo czułem
się tak dobrze, że nie mogłem się nawet poruszyć. To był jeden
z najznakomitszych utworów, które kiedykolwiek słyszałem. Kupiłem
dwie kopie, gdy wyszedł. Pytałem sam siebie „co ten koleś
myśli?” Najbardziej urzekło mnie brzmienie, beat – pierwszy raz
tak naprawdę dotarła do mnie muzyka elektroniczna. Znałem już
„Planet Rock”, ale „Alleys Of Your Mind” było w sumie innym
brzmieniem.
Brendan Gillen o A Number of Names „Sharevari” (1981) :
Kolesie, którzy zrobili „Sharevari” powiedzieli mi anegdotę
dotyczącą pójścia na imprezę w szkole średniej, w 1980, w
Detroit. To była jedna z tych ogródkowych imprez, gdzie miał
wystarczająco szczęścia, by posiadać basen. Próbowano uczynić
te imprezy elitarnymi, więc miały elitarne nazwy, jak „Gables”,
co stanowiło całość z logiem Clark Gables. Nosili nawet te
satynowe kurtki. Było kilka takich grup i Charivari było nazwą
jednej z nich, i to stąd zespół wziął nazwę tego kawałka. W
historii chodziło o to, że poszli na tę imprezę i DJ robił
sztuczkę z graniem dwóch kopii tego samego nagrania. DJ robił to z
kawałkiem italo disco „Holly Dolly Kano. Grał te płyty i zamiast
„Holly Dolly” leciało „Holly, Holly, Dolly, Dolly”. W ten
sposób przeszli do „Share, Vari, Share Share, Vari Vari”.
Imitowali to, co zrobił DJ. Większośc ludzi mówi, że to pierwszy
kawałek detroit techno.
Carl Craig o Model 500 – „No UFOs” (1985) :
Wiele świetniej muzyki leciało u nas w radiu. Jako dziecko łatwo
było usłyszeć najnowszą muzykę z Detroit, bo w tamtych czasach
była wspierana przez rozgłośnie radiowe. Gdy pierwszy raz
usłyszałem „No UFOs”, będące pierwszym niezależnym kawałkiem
Juana Atkinsa na Metroplex, grane było o siedemnastej, w dni
robocze, gdy wszyscy byli w samochodach. Nie była to tylko noc albo
środek dnia. To był „drive time”, więc naprawdę dało mi to
szansę usłyszeć tę muzykę jako coś więcej niż tylko muzyka
klubowa.
Cornelius Harris o Rhythim Is Rhythim – „Strings of Life” (1987) :
Derrick May to „Strings of Life” i, wiecie, to nie nazywa się
„Strings of Death”. Jest o całej tej wielkiej przyszłości,
której jesteśmy częścią; jest o szukaniu czegoś innego.
Próbujemy znaleźć miejsce, w którym możemy robić to, co chcemy
i nie być ograniczanym przez inne gówno. Myślę, że to właśnie
to, co się pomija – fakt, że techno w zasadzie było bardzo
inspirującym aspektem życia Detroit, w sumie dla całego regionu.
Słyszałem je w radiu, jako dziecko, a w telewizji był program
taneczny zwany „The Scene”. To tam wielu ludzi, którzy nie byli
bezpośrednio z Detroit albo, jak ja, byli zbyt młodzi by móc pójść
na imprezy.
Anthony „Shake” Shakir o Eddie Fowlkes – „Goodbye Kiss” (1986):
To był jeden z wielkich, imprezowych kawałków. Eddie i Juan
pracowali nad tym razem. Był to motyw przewodni wielu wspólnot. Gdy
było puszczane, ludzie spieszyli na parkiet. Utwór, który można
było zagrać na dzielnicy i nikt nie przychodził mówić „wyłączcie
tę szaloną muzykę.” Jest w nim coś naprawdę czarnego… Czarni
nie patrzyli na nie, jakby była to „dziwna muzyka białasów”,
bo często techno w Detroit postrzega się jako dziwne, białe gówno.
Kawałek Fowlkesa jest jednym z tych, które wypłynęło z ulicy.
Działało na dzielnicy.
John Collins o Inner City – „Big Fun” (1988) :
Gdy po raz pierwszy usłyszałem „Big Fun”, po prostu mnie
rozwaliło. Spotkałem Kevina Saundersona w klubie Cheeks. Grupa
wynajęła tamtej nocy klub. Poszedłem tam, a w mojej DJ-ce stał
ten koleś. Myślałem „dlaczego jesteś w mojej DJ-ce?” A on na
to „jestem Kevin Saunderson”. Tak naprawdę go nie znałem, a on
powiedział do mnie: „chciałbym dać ci kopię mojego kawałka.”
To było „Big Fun”. O to dla mnie chodziło w techno. Utwór
techno, który stał się popowy. Miał wszystko, czego kawałek
mógłby potrzebować.
Brian Gillespie o Psyche – „Elements” (1989):
Carl Craig stworzył naprawdę dobry utwór pod pseudonimem
Psyche. Jeśli byłeś kolesiem z getta Detroit, DJ-em z dzielni,
brałeś płytę, obracałeś ją, grałeś na 45 RPM i zmniejszałeś
tempo o osiem. Miał w sobie pewien groove. Gdy podkręciło się
tempo, stawał się świetny. Pamiętam Derricka May, gdy podszedł
do mnie kiedyś i pytał „hej, co robisz? Grasz to za szybko. Nie
tak zrobiono ten kawałek”. Ale spójrz na tamtych dwudziestu
DJ-ów. Oni kupią tę płytę z twojego labela i będą ją grali w
tym tempie. Powinieneś dziękować nam, bo biliśmy w Detroit
rekordy. Gdy słuchaliśmy kawałków, zawsze odbywało się to na
dwa sposoby: 45 zwolnione i 33 przyspieszone.
Jeff Mills o Underground Resistance (feat. Mike Banks) – „The Theory” (1991) :
Jeśli miałbym wybrać jeden kawałek Mike’a Banksa, byłby to
prawdopodobnie starszy kawałek jego grupy, Underground Resistance –
kawałek zwany „The Theory”. Struktura akordów jest bardzo
reprezentatywna. Myślę, że utwór ten naprawdę podsumowuje
Detroit i ludzi, i te koncepcję o przyszłości oraz konsekwencjach
sięgania dalej, dalej i dalej.
Denise Dalphond o Moodyman – „Dem Young Sconies” (1997) :
Moodyman w „Dem Young Sconies” wychwytuje to naprawdę
szorstkie brzmienie. Muzyka Detroit określana jest czasem jako
szorstka i brudna – to konkretny sposób używania maszyn
perkusyjnych. Jest taka niezależna estetyka, a ludzie nie mieli
pieniędzy, by kupować mnóstwo sprzętu. Używało się więc to,
co się miało. Jeśli miało się gówniany keyboard Casio, tym się
bawiło. Jeśli miało się tylko czterościeżkowy magnetofon,
kombinowało się, jak użyć go w kreatywny sposób. I taki zawsze
był dla mnie Kenny Dixon. Używał tego, co miał w naprawdę
eksperymentalny sposób.
Źródło: npr.org