Dobry DJ – zły DJ, czyli co odróżnia grajków
Zwykle po weekendzie dyskusyjne fora internetowe aż kipią od
treści. Nie inaczej było dziś, gdy podczas przeglądania jednego z
nich, podłączonego do słynnego w cyfrowo-DJ-skim światku bloga
djtechtools.com, znalazłem ciekawy temat opisujący, jak to można
zachłysnąć się technologiami komputerowymi.
Jeden z tamtejszych użytkowników postanowił wywnętrzyć swoje
przemyślenia dotyczące „grajków”, którzy opanowali
beatmatching – albo wciskanie przycisku sync – i nie wystarcza im
„zwykłe” miksowanie dwóch utworów. Sam kiedyś zapędzając
się w opanowywanie techniki grania, utraciłem swego czasu to, co
kiedyś nakręcało, wywoływało chęć do grania: zabawę.
Dwie drogi DJ-a
W czasach, gdy nie trzeba męczyć się z paskowym, nietrzymającym
tempa gramofonem i podobnym tego typu „umilaczom życia DJ-a”,
nie jest problemem opanowanie beatmatchingu na poziomie pozwalającym
mierzyć się z gwiazdami wielkich scen. Zaczynając się uczyć,
zwracamy bardziej uwagę na to, jaki to fajny utwór spróbujemy
wkręcić za chwilę, nie przejmując się zbytnio techniką. Po
pewnej ilości godzin treningów w domowym „zaciszu”, zaczyna nam
się nudzić zgrywanie dwóch utworów. I co robimy dalej? Mamy dwie
drogi.
Opcja numer jeden opisuje sposób patrzenia na sprawy
dziewięćdziesięciu procent amatorów grania. W skrócie nazwijmy
ją „Więcej Znaczy Lepiej”, a rozwijając filozofię tej
strategii, przykładowy grajek – jeszcze nie DJ – dokłada
pieniądze i poświęca kolejne godziny, by w swoich setach wyróżniać
się spośród miliardów innych i być może techniczną bajerą
zdobyć sobie serca klubowiczów. Słusznie ktoś już podał
argument, że choćby i na najlepszego na świecie turntablistę nie
da się patrzeć dłużej niż dziesięć minut…
Możliwość numer dwa to wyjście bezpośrednio do ludzi zaraz po
tym, jak nauczyło się sklejać beaty, albo – niczym wielu znanych
na świecie DJ-ów – uczyć się grania przed publicznością. Choć
z kwestiami technicznymi będziemy mieli pod górkę, nauczyć się
możemy rzeczy, których nasi „sypialniani” koledzy nie będą
mieli okazji posmakować, albo też dość szybko o nich zapomną,
przechodząc szybko do stadium końcowego choroby WZL. Mowa
oczywiście o doborze utworów, które będą cieszyć nie tylko nas,
ale i parkiet przed nami, które posłużą nam jako narzędzie
pracy, a nie składniki do zlepiania w całość dźwięków. Jest to
umiejętność, która – wydawać by się mogło – odznacza w
szczególności rezydentów i… Najlepszych DJ-ów świata, którzy
czasem tylko „puszczają płyty” jedna po drugiej, co wystarcza,
by zostawić w klubowiczach wspomnienia do końca życia.
Być gwiazdą
Chwila, gdy publiczność uzna, iż opanowaliśmy obie ścieżki,
to moment, w którym rodzą się gwiazdy, którym do sławy wystarczy
owa umiejętność puszczania dwóch kawałków w odpowiedniej
kolejności. Jestem pewien, że każdy z Was ma swoje zdanie na temat
najważniejszych umiejętności DJ-a i tego, co wyróżnia go
spośród trzech innych o podobnym repertuarze i cech, które są
najważniejsze w jego fachu. Podzielcie się nimi, a wszyscy się
czegoś nauczymy.
Przemyślenia obiecuję zebrać, składając je w profil stereotypowego DJ-a.
PS. Zobaczymy, czy ktoś wpadnie na konkluzję, do której doszli
panowie na tamtym forum. Szalenie prosta i trafna – oczekujcie jej
wielkimi literami pod artykułem!