Didżeje bez licencji na celowniku policji?
Może to tylko epizod, a może coś więcej? W ostatni weekend zatrzymano didżejów w jednym z poznańskich klubów, bo grali bez licencji DJ-a. Przypomnijmy – taka licencja kosztuje 2 tysiące złotych. Oto artykuł Jacka Sobczyńskiego z Głosu Wielkopolskiego.
„Po likwidacji dopalaczy czas na wyplenienie z rynku nielegalnie grających didżejów? Takie wrażenie można odnieść, śledząc poczynania Wydziału do Walki z Przestępczością Gospodarczą Komendy Miejskiej w Poznaniu. W miniony weekend po nalocie policji na jeden z poznańskich klubów muzycznych zostali zatrzymani didżeje bez licencji ZPAV, korzystający z nielegalnie skopiowanych nagrań muzycznych. Teraz grozi im do 3 lat więzienia. Tymczasem większość grywających weekendowo w klubach didżejów gra bez licencji. A to – nawet w przypadku puszczania muzyki z oryginalnych nośników – jest zabronione.
– Bardzo często dystrybutorzy, rozprowadzający płyty bądź legalne pliki mp3 zastrzegają, że te utwory nie mogą być rozpowszechniane publicznie bez zgody – informuje Bogusław Pluta, dyrektor Związku Producentów Audio Video. ZPAV wprowadził możliwość zakupu licencji przez didżejów po tym, jak oni sami zaczęli zgłaszać się do nich z prośbami o umożliwienie im legalnego grania muzyki z komputerów zamiast noszenia z sobą torby płyt na każdą imprezę.
– Nagle okazało się, że licencję wykupiło niewiele osób. Ci, którzy zapłacili za nią 2000 zł, poczuli się wystrychnięci na dudka, skoro ich koledzy „po fachu” grają bez licencji i nic im nie grozi. Stąd pojawiły się policyjne kontrole w klubach – tłumaczy Bogusław Pluta.
– To kompletnie bez sensu. Osobiście nie znam didżeja, posiadającego licencję, trafiają się natomiast tacy, którzy grają imprezy z nielegalnie ściągniętych plików mp3. Pomijając fakt, że to frajerstwo – to na nich policja powinna zwrócić uwagę. Ja gram z winyli, płyt i oryginalnych mp3, nierzadko kupionych od samych artystów. Poza tym utwory legalnie ściągnięte z takich serwisów jak Beatport czy Juno nie są objęte polskim prawem – uważa pragnący zachować anonimowość poznański DJ i organizator imprez drum`n`bass.
Czy za nielegalnie grających didżejów odpowiedzialność powinien wziąć klub? Nie, o ile sam podpisał umowę, zezwalającą na publiczne odtwarzanie w nim utworów muzycznych oraz opłacił związane z tym składki.
– Nas licencje didżejskie nie obchodzą. To ludzie wynajmowani przez klub na takiej samej zasadzie jak barmani czy sprzątaczki. Interesuje nas za to, czy klub dysponuje odpowiednimi umowami – twierdzi tymczasem Mieczysław Śliwiński, dyrektor okręgu sieci ZAiKS. O ile zatem za granie bez licencji odpowie didżej, o tyle brak odpowiednich umów obciąży lokal, który może zostać nawet zamknięty. Tak jak przed kilkoma laty stało się z klubem K2 przy ulicy Mostowej.
– Nasz klub działa legalnie, mamy podpisane umowy. Na imprezy zapraszamy didżejów z najwyższej półki, wobec których mamy zaufanie. Ale nie do końca rozumiem zamieszania związanego z licencjami. Jeśli didżej kupił pliki mp3 legalnie, ma dowód zakupu, albo, co więcej, dostał je od artysty, który wypuszcza swoją muzykę własnym sumptem, wówczas nie widzę problemu – uważa szef klubu Opcja Krzysztof Bendowski.
Kolejne kontrole w poznańskich klubach policja planuje przeprowadzić w najbliższych tygodniach. Czy dojdzie do nastepnych zatrzymań?
DJ – licencja
2000 złotych – tyle musi zapłacić DJ, który chce wykupić licencję pozwalającą na legalne granie w klubach. Licencja obowiązuje do końca każdego roku kalendarzowego. Co kwartał didżej musi przesłać na adres Związku Producentów Audio Video raport z wykazem zwielokrotnionych nagrań, które odtwarzał na imprezach. Didżeje z licencją mogą legalnie grać utwory z wszystkich legalnych nośników – winyli, płyt kompaktowych czy mp3. Mogą też zgrywać utwory z oryginalnych płyt na komputer i wymieniać się nimi z innymi posiadającymi licencję didżejami”.
Tekst: Jacek Sobczyński, Głos Wielkopolski
Przypomnijmy jeszcze, że pomysł z licencją działa od 16 lipca 2009. Szczegóły na dj.zpav.pl.