Czy DJ powinien się powtarzać?
Ktoś kiedyś napisał, że DJ-e w Polsce są zbyt ambitni; że
grają dla siebie i swoich znajomych, najczęściej kolegów po
fachu, a nie dla Parkietu. Przez wielkie „P”, bo parkietowi
szacunek się należy. Bez niego, nie byłoby zawodu „grajka”.
Oczywiście nie jest to cytat a jedynie parafraza. Chciałem
poruszyć dziś istotny temat, jakim niewątpliwie jest odszukiwanie
przez DJ-ów świeżego repertuaru i prezentowanie go publiczności.
Czasem wychodzi to w formie bardziej przystępnej, czasem mniej.
Zastanówmy się, jak wygląda forma nieprzystępna.
Wchodzimy do klubu, jest dość wcześnie, a DJ jest jeszcze w
trybie „warm up”. Nikt nie wymaga od niego zrobienia
gigantycznego show i wyciągnięcia z biblioteki największych hitów
– można nawet powiedzieć, że jest dokładnie na odwrót. Mija
godzina, dwie, trzy, czy ile tam trzeba, a za konsoletę wchodzi
kolejny DJ. Pytanie numer jeden.
Czego od niego wymagamy?
Najczęściej określamy to zwrotem „ma zagrać w swoim stylu”.
Czyli jak? Jeśli posługujemy się takim sformułowaniem, zwykle
powinniśmy mieć na myśli kilka utworów, które znamy dobrze,
minimalny odsetek przystępnie podanych nowości oraz coś przesadnie
klasycznego – wszystko to z charakterystycznym brzmieniem danego
DJ-a. Tak myśli klubowicz, który nie znalazł się na parkiecie
przez kompletny przypadek. Numer dwa.
Co pomyśli kolega po fachu, inny DJ?
Pozwólcie, że zaprezentuje Wam najbardziej prawdopodobny cytat.
„Łeee… Powtarza się, nic nowego nie zagrał.”
Zwykle w ten sposób myślą tak zwani „turboundergroundowcy”,
którzy marzą o usłyszeniu samych nowości, a może i spisaniu ich
tytułów, by włączyć kawałki do swojego repertuaru. Wbrew
pozorom, najczęściej są to najbliżsi znajomi, którzy przychodzą
na każdą imprezę DJ-a „X”. I nie liczyć się będzie, że
jakiś utwór do tej pory zagrał raz czy dwa. „Y” już to
słyszał w związku z czym „X” powinien wyrzucić dany kawałek
do kosza. Trzy.
Co pomyśli klubowicz?
Nawet regularny bywalec zwykle ucieszy się z powtórzonego
repertuaru. Przychodzi potańczyć, irytuje go ciągła konieczność
liczenia taktów i zastanawiania się, w którym momencie nadejdzie
dziura melodyjna. Musi wiedzieć co nastąpi za chwilę, żeby nie
wyjść na idiotę przed partnerem tańcząc, choćby przez pół
sekundy, do ciszy bez sekcji rytmicznej. Jeśli przychodzi na set
„iksa” rzadko, tym bardziej nie zauważy w ogóle tego, czy jego
kawałek zagrany był w setach do tej pory dziesięć razy czy
pięćdziesiąt.
Jeśli nie przekonuje Was taki argument, wróćcie do czasów
szkolnych i pomyślcie o secie DJ-skim jak o lekcji. Abstrahując od
tego, jak często mówiło się o czymś żeby wkuć to na pamięć –
umożliwienie ludziom wkuwania tracklisty byłoby niepożądane –
przypomnijcie sobie, jak długo potrafiliście się intensywnie
skupić i przywiązywać do czegoś uwagę. Na pewno nie przez bite
czterdzieści pięć minut. Nowy utwór jest jak nowy materiał na
lekcji – trzeba wytężyć umysł, żeby cokolwiek z niego
usłyszeć. Skupianie uwagi nie jest domeną ludzi nastawionych na
zabawę… Poza tym zastanawiam się, czy potrafiliście skupić się
choćby na tyle, by przebrnąć przez cały ten tekst i
przeanalizować go w miarę dogłębnie.
To dwa aspekty grania utworów dobrze znanych. Poza tym, co
wydawać by się mogło oczywiste, tylko konsekwentnie wałkując
konkretny repertuar można zbudować jakikolwiek swój styl. Sety
złożone z pozycji ID-ID są dla koneserów – którym zwykle i tak
nie będzie coś pasowało – a nie dla klubowiczów. Tych koneserów
jest mniej niż mogłoby się wydawać. Chyba, że mówimy o występach Luciano w Pachy, podczas których podobno ani razu nie powtórzył żadnego kawałka.
Wywód ten tyczy się dość konkretnych okoliczności, ale
niewiele trzeba, by dopasować to do schematu imprezy klubowej z
„gwiazdą wieczoru”, czy jakiejkolwiek imprezy masowej, na której
ludzie chcą hitów, chcą mieć przy czym pośpiewać i – będąc
w Polsce – nie interesuje ich to, jak „X” zagrał tydzień temu
na megaimprezie na Jamajce czy w innym Berlinie. Nawet jeśli set
stamtąd da się znaleźć w Internecie, to ile osób było na
wydarzeniu obecnych osobiście? Pięć tysięcy? Tysiąc? Setka?
Przecież kilka miliardów ludzi na świecie nie słyszało tamtego
występu, więc co ich obchodzi, czy ktoś zagra podobnie – i nie
mam tu na myśli „gotowców”.