News

Chris Liebing – wywiad dla FTB.pl

Chris Liebing to jeden z najpopularniejszych na świecie dj-ów techno, choć znają i cenią go także fani innych gatunków. Między innymi dlatego, że gra miażdżące sety z potężną muzyką, która trafia nawet do tych, którzy na co dzień nie słuchają techno. Wielokrotny uczestnik polskiego Mayday za każdym razem zbiera entuzjastyczne recenzje, o każdym jego secie mówi się w samych superlatywach i wspomina długo po imprezie. Ostatnio zagrał na Soundtropolis, gdzie udało nam się namówić go na rozmowę.


 /Przemek Bollin/ Twój set na Soundtropolis był niczym muzyka brytyjskiego zespołu Mogwai, jeśli można to w pewnym stopniu porównać. Jedna i druga muzyka jest pewną opowieścią i przenosi słuchaczy w stan oderwania od grawitacji. Warto to podkreślać, bo mało komu zdarza się tworzyć tak spójne sety… To pewnego rodzaju trans i nie chodzi mi tutaj o trance (śmiech).


– Wiem, o czym mówisz. Kiedy ludzie słyszą, trans myślą o czymś zupełnie innym (śmiech). To pewien problem, staram się zatem eksperymentować z muzyką, tworząc czasem nawet bardziej tripowe rzeczy. Aby uzyskać efekt większej siły dźwięku, dodaję do niego nieco loopów, odchodząc od regularnego techno. Tamtego wieczoru było trochę za dużo przestrzeni pomiędzy mną a ludźmi, brakowało przez to odpowiedniej atmosfery pomiędzy nami. Ale ludzi byli fantastyczni, niesamowite doznania… tylko ta odległość (śmiech- Chris lubi się uśmiechać).


Co wpływa na energię twojego seta? Atmosfera, ludzie, oczekiwania, a może coś zupełnie innego?


– Myślę, że zdecydowanie sprowadza się to do atmosfery, jaka  wytwarza się pomiędzy mną a ludźmi. To daje pewność grającemu, który dostaje coś ekstra. Pozwala mu to na stworzenie czegoś więcej, co nie znaczy, że zbiega się to w tym momencie z oczekiwaniami ludzi. Myślę, że w takiej chwili ludzie przestają myśleć o tym, czego się spodziewają i po prostu wchodzą w pewien stan, trans.


Zanim zaczniesz swojego seta, nim przyjdzie czas na to, byś pokazał co masz ciekawego w zanadrzu obserwujesz ludzi? Starasz się wyczuć oczekiwania ludzi?


– Zawsze to robię. To bardzo ważne, by poczuć atmosferę miejsca w którym się jest. Bardzo mi zależy na tym, by ludzie którzy wydają swoje pieniądze na imprezę na której gram, byli zadowoleni. Tak właśnie wygląda cel mojej pracy, choć jednocześnie samo usatysfakcjonowanie ludzi to swego rodzaju walka. Zmagamy się ze sobą, myślę: „dadzą się porwać do tańca, czy nie?”. Jeśli to wszystko zagra, jest wspaniale.


Podoba ci się lokacja Soundtropolis? To dobre miejsce na imprezę?


– Lokacja jest bardzo klimatyczna, choć muszę przyznać, że ludzie nie mają łatwego zadania żeby swobodnie tańczyć w blasku świateł. Bardzo tu stromo! Podziwiam tych, którzy szaleją przez całą noc.


A jak oceniasz nagłośnienie?


– Trudno mi je ocenić, bo niestety nie byłem po stronie publiczności w trakcie mojego seta. Wcześniej było trancowo, więc trudno mi było ocenić brzmienie po jakimś „tim tirimti” (śmiech). Moja muzyka opiera się na głębokim basie, czuć w niej groove. Dlatego, jeśli nagłośnienie nie ma dobrych parametrów dla tych partii, słuchając mojego seta możesz stać i myśleć: „o co mu chodzi?”.


Mogę cię uspokoić, że nagłośnienie jak na to miejsce jest naprawdę niezłe.


– Dobrze mi to słyszeć, bo to naprawdę ważne. Inaczej sens tego co robisz, po prostu znika.



Patrząc na ten i inne festiwale w Polsce, odnosisz wrażenie, że organizacyjnie jesteśmy na tym samym poziomie co niemieckie festiwale?


– Można to porównać jedynie po atmosferze jaka wytwarza się w obu tych krajach. Jednak po za tym, niestety nie. Niemieckie festiwale mają ogromne zaplecze finansowe. Co roku, na przykład niemieckie Nature One coś udowadnia. Swoją pozycję, przygotowanie i tak dalej. To wszystko robi wrażenie przy, zamiast kilku tysiącach jak na Soundtropolis, tam jest kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Znajdziesz tam kilka namiotów z niesamowitym line-upem. Trzeba jednocześnie podkreślić, że kilkanaście lat temu w Niemczech nie było wielkich rockowych festiwali, a rock miał się znakomicie. Teraz mamy nie tylko rockowe, ale i elektroniczne, więc to  kwestia czasu kiedy i w Polsce pojawią się imprezy na skalę europejską.


W Polsce największa liczba klubowiczów, to przedział wiekowy max 28 lat, może trochę więcej. Przynajmniej takich najczęściej widuję w klubie i wiem, że nie są tam przypadkiem. Jak jest w Niemczech, jeśli weźmiemy pod uwagę muzykę techno.


– W Niemczech znam ludzi, którzy mają już ponad 40. lat i wciąż słuchają techno.. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że oni wciąż przychodzą do klubów, żeby sprawdzić, co aktualnie się dzieje. Dobrze ich widzieć i wiedzieć, że nie wyzbyli się tej muzyki. Ale oczywiście większość stanowią młodzi ludzie, od których przecież zależy kondycja tego stylu. Tam techno to nie tyle muzyka, co wręcz kultura. Ma głębokie korzenie, dlatego to pewnego rodzaju mieszanka pokoleniowa.


Różne pokolenia, to również inne wymagania od DJ-a.


– Oczywiście. Staram się być uczciwy wobec starszego pokolenia ludzi, którzy przecież mają więcej doświadczeń z muzyką, czasem więcej niż ja. Dlatego staram się dotrzeć do nich, nie oczekując specjalnych szałów w ich zachowaniu. Trudno przecież mieć takie, widząc fana muzyki techno w wieku lat 40. Przecież nie będzie on skakał z radości, jak oszalały, bo zagrałem jego kawałek (śmiech). Różnice są, ale chodzi tak naprawdę o to samo, dobrą zabawę. Ekspresja, to już rzecz wtórna.


Pracujesz aktualnie nad nowymi produkcjami?


– Bardzo często przesiaduję ostatnio w studio, pracuję nad remixami, które mam zamiar wydać w październiku. Poza tym, jeszcze w tym roku ukaże się live set z Nature One w Niemczach.


Brzmi interesująco, skąd ten pomysł?


– Zawsze chciałem wydać wersję koncertową tego co robię. Zapytano mnie czy nie chciałbym wydać tego właśnie z Nature One. Pomyślałem: „hm, czemu nie? Przecież tam było naprawdę odjazdowo!”.  Płyta ukaże się w listopadzie, nie mogę się doczekać.


A nowy album?


– To trudniejsza sprawa, dlatego nie należy się jej spodziewać w tym roku.


Z czego to wynika? Szukasz czegoś nowego? Chcesz zmienić swój styl?


– Cały czas go zmieniam. To bardzo długotrwały proces.


Podpytuję, gdyż kojarzy mi się to z poszukiwaniem nowego stylu, własnego „ja” przez Ozgur Cana ze Szwecji. Produkował wiele, ale nie wydawał niczego, bo stwierdzał za każdym razem: „to nie to”.  Jak wiele rzeczy tobie zdarza się odrzucać?


– Bardzo wiele. Czasem zdarzy mi się stworzyć trzy numery niemal jednocześnie i nic z tym nie robię. Przykładowo poświęcam weekend na pracę w studio i nie mam pomysłu na wykończenie produkcji. Jednak, kiedy już uda mi się coś skończyć, od razu to wydaję. To nie zawsze jest najlepszy sposób… (śmiech). To się dzieje jednak tylko w sytuacji, gdy czuję, że dany kawałek jest kompletny, kiedy jest kompletny w połowie, pozbywam się go.


Myślisz o przyszłości techno? Uważasz, że dzisiejsza scena jest bardziej otwarta na brzmienia, niż dziesięć lat temu?


– Na pewno bardziej, niż ta sprzed pięciu lat. Wtedy było bardziej loopowo, minimalowo, szczególnie od Italian Mafii. Mnie również inspiruje minimal, ale to nie znaczy, że się nim specjalnie interesuje. Nudzi mnie, choć zdarza się, że znajdę w nim coś ciekawego. Kilka lat temu też bywało już nudnawo od tego całego loop szału, więc ludzie podkręcili tempo. Techno stało się mocniejsze, a moja muzyka stała się bardziej urozmaicona. Wszystko może się zdarzyć, acidowo, szybko i na pewno inaczej. Loop z pewnością nie wróci (śmiech). Najciekawsze jest to, że gdy ostatnio słuchałem swojego miksu z Frankfurtu z roku 1997, to okazało się, że grałem tak samo jak dziś. Tyle, że jakość dźwięku jest nieporównywalnie lepsza. Być może historia zatoczy koło. Brzmienie stanie się bardziej istotne, niż poszczególne elementy muzyki.


To bardzo rozwijające dla muzyki techno.


– Z pewnością. W przeciwieństwie do trance i szalejącej rzeszy fanów. Zabawna jest ta muzyka, choć czasem zdarzy się coś ciekawego. Jeszcze bardziej obciachowy jest natomiast jumpstyle, to totalna żenada (śmiech).


A co sądzisz o tektonik?


– A co to jest tektonik? (śmiech)


Elektro taniec,  bardzo popularny we Francji. Kultura disco-punk i tak dalej…


– A tak, Digitalism, Justice i te sprawy (śmiech). Być może słyszałem o tym tańcu. W każdym razie elektro, to świetny wyzwalacz energii i cieszy mnie fakt, że dzięki temu ta muzyka zyskuje w Europie przy tego typu rzeczach, jak specyficzny taniec.


Zawitasz do Polski jeszcze w tym roku?


– Hm, nie wiem szczerze mówiąc. Widzisz, z tym jest taki oto problem, że bardzo rzadko grywam w polskich klubach. Nie znam ich szczerze mówiąc. Grałem chyba tylko w Warszawie i kiedyś na Śląsku. Przez ostatnie trzy lata bywałem tu tylko na festiwalach typu Mayday. Może uda się jeszcze tu zagrać w tym roku, zawsze dobrze mi się gra w Polsce.




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →