Chicane wczoraj i dziś
Kto czeka na nowe Chicane? Nowy album z okładką bardzo mocno stylizowaną na 'Magnetic Fields’ Jean-Michel Jarre’a pojawi się już za kilka dni, to dobra okazja, by przypomnieć sobie największe sukcesy i najbardziej pamiętne numery w karierze Nicholasa Bracegirdle’a.
1995
Pierwszym utworem, który zaznaczył swoją obecność na brytyjskich listach przebojów był „Right Here Right Now”, który Nick wydał pod aliasem Disco Citizens. Była to jeszcze nieco inna muza, aniżeli późniejsze projekty, sprawdźcie zresztą sami. Był rok 1995.


1996
Rok później Nick świętował już pierwszy międzynarodowy sukces. „Offshore”, podpisane jako Chicane, szybko zdobyło Wielką Brytanię, a chwilę później rozprzestrzeniło się po świecie, dzięki wsparciu wielu didżejów, związanych z bardzo różnymi gatunkami muzycznymi. To jeden z tych kawałków, który już w dniu premiery brzmiał jak klasyk, do dziś u wielu powoduje ciarki na plecach.


1999
Na kolejny przebój pan Bracegirdle musiał czekać kolejne trzy lata – choć w międzyczasie bynajmniej nie próżnował – był wziętym producentem i inżynierem dźwięku. W „Saltwater” wziął na warsztat fragment utworu z repertuaru Clannad, konkretnie kompozycji „Theme From Harry;s Game”. I znowu się udało, bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.


2000 i 2006
Warto też wspomnieć o kolejnych dwóch hitach Chicane, w przypadku których postanowił zaprosić do współpracy dwa mocne, męskie głosy, znane ze świata popa i rocku. Najpierw w 2000 roku wysmażył z Bryanem Adamsem „Don’t Give Up”, a sześśc lat później zaprosił …Toma Jonesa! Ten drugi pomysł był cokolwiek karkołomny, ale track z Adamsem wyszedł całkiem fajnie.




2011
Jak widać Chicane nadal stać na ryzykowne i kontrowersyjne pomysły, czego dowodem jest ostatni numer „Going Deep”, w którym udziela się raper. Sporo fanów w związku z tym szybko odrzuciło ten track, ale chyba niepotrzebnie, bo raper nie jest tu taki straszny, a w dodatku brzmienie mocno przypomina stare kawałki Faithless z lat 90. Dawno żaden numer nie miał takich dźwięków, co sądzicie o takim rozwiązaniu? Przy okazji – warto zaprzyjaźnić się z teledyskiem.

