Carl Cox: słuchamy najnowszej kompilacji 'Black Rock Desert’
Ostatniego dnia stycznia ukazała się pierwsza od dawna kompilacja Carla Coxa „Black Rock Desert”. To przy okazji pierwszy live mix z imprezy Coxa wydany na płycie. Podwójna składanka ujrzała światło dzienne dzięki Global Underground i trzeba powiedzieć, że jest to dość zaskakujący materiał. Przede wszystkim dlatego, że kojarzony z muzyką techno guru elektroniki daje nam wyraźnie do zrozumienia, że w swoich setach nie ogranicza się do jednego gatunku.
Dla miłośników nowoczesnych odmian minimalu jest tu właściwie tylko początek – pierwsze, zakręcone tracki w wykonaniu Tiefschwarz i Setha Troxlera, Bushwacki i Craiga McWhinneya wprowadzają w stan świadomości dzisiejszych fanów techniczno-deepowych brzmień. Pięknie wkręcają też kolejne dwie propozycje – najpierw Joel Mull, potem Lee Van Dowski i Glimpse, którzy dzięki hiszpańskojęzycznemu motywowi przypominają nam czasy, kiedy Cox grywał w swoich setach „Latin Lover” Moniki Kruse czy „Sunshine” Filterheadz.
Zapewne wielu fanów Carla chciałaby, by pozostał w takich klimatach do końca, ale nic z tych rzeczy. Doświadczony DJ w następnych minutach skłania się ku pięknym, progresywnym kawałkom w rodzaju „Lemur” Guya J w wersji Henry Saiza. Czyli do końca CD 1 będzie melodyjnie i klimatycznie? Też nie. Numer Alana Fitzpatztricka to prawie electro, a następny w kolejce Rob B & Lance Blaise to rasowy tech-house, a kolejny Onionz to dość tradycyjna muzyka house… Na bardziej parkietowe, pompujące techno musicie poczekać do kawałków Magitmana i Fergiego, jednak polecamy się nie przyzwyczajać do takiej stylistyki, bo pierwsza płyta kończy się deepowym, chicagowskim house’em…
Żeby jeszczee bardziej nas zdezorientować, CD 2 rozpoczyna się od utworu Robbiego Rivery! „The Main Room” to właściwie coś na skrzyżowaniu prog house’u z trance’em, w dodatku za chwilę mamy intrygujący electro-house w wykonaniu Nato Medrado. Kolejne zaskoczenie, bez dwóch zdań. Które to już z kolei? Kolejne minuty to już brzmienia tech-housowe – raz dość delikatne, innym razem mocarne. Często jednak zawierające przestrzenne breakdowny. Pierwsze big room techno na CD 2 to track Tima Bakera, który na pewno porwał konkretnie tysiące ludzi na zeszłorocznym festiwalu Burning Man. Chwilę później – kto by odgadł? – pojawia się Joachim Garraud (bardziej jednak techniczny, niż elektryczny).
Zanim kompilacja się skończy, wysłuchamy jeszcze tribalowego progressive’u, pędzącego tech-house’u, acid house’u, deepu, emo-techno i very oldschool house’u…. W głowie się zakręciło? Dawno nie słyszeliśmy tak rozstrzelonej gatunkowo kompilacji – słychać dobrze, że to set z imprezy i że Carl Cox nie sugeruje się etykietkami, tylko szuka dobrych groove’ów z różnych muzycznych szuflad. Z tego powodu nie wszystkie miksy są czyste, ale z drugiej strony amerykańska publiczność miała sposobność kontaktu z wieloma brzmieniami dzisiejszej muzyki tanecznej. Wygląda na to, że Carl Cox ma uszy bardzo szeroko otwarte i nie zamyka się w jednym stylu. Czy to zapowiedź eklektycznego i pełnego niespodziewanych zwrotów akcji seta na Global Gathering? Przekonamy się w czerwcu w Poznaniu.