Brytyjski celebryta jeszcze mocniej uderza w parkiety
Po kim, jak po kim, ale po Szkocie faktycznie spodziewać się możemy dosłownie wszystkiego, o czym na pewno doskonale wiedzą wierni fani monitorujący jego sukcesy na przestrzeni ostatnich lat.
Kolejny z takich szoków przeżyliśmy, gdy zafundował nam hit stricte electro housowy, skierowany bardziej w gusta młodzieży wkręcającej się ostatnio w klimaty Afrojacka, niż w jakiekolwiek z jego wcześniejszych wydawnictw, które lansowały go jako pioniera nowej fali disco. Eksperymenty gatunkowe nie dziwią nas ani trochę, lecz gdy weźmiemy pod uwagę brak wokalu w jego najnowszym utworze „Awooga”, zaczynamy się o Calvina Harrisa poważnie obawiać.
„Awooga na dwudziestym pierwszym na beatportowej liście electro house po pierwszym dniu,” pisał Brytyjczyk wczoraj w okolicach godziny dwunastej. Dziś kawałek jest na dziewiątym miejscu owej listy bestsellerów i chociaż nie odmawiamy temu panu możliwości rozpływania się w sukcesie kolejnego wydawnictwa, to przecież specjalnie nie wyolbrzymimy sprawy stwierdzając, iż w świecie showbiznesu osiągnął już prawie wszystko. Jakże dziwnie więc wygląda ów wpis w świetle milionów egzemplarzy jego albumów sprzedanych na całym świecie…