News

Beach Party 2008 – relacja FTB.pl

Kolejna edycja Viva Beach Party za nami. Plaża, różnorodne brzmienia i mnóstwo światła – to wszystko mogliśmy obserwować w poprzedni weekend w Gdyni. Nie zabrakło tam zarówno nas jak i naszych niestrudzonych forumowiczów. Oto nasza relacja z tego nadmorskiego eventu.
























Do Gdyni dotarliśmy lekko spóźnieni na set otwierającego dwudniowy maraton Jamesa Granta. A jako wierny słuchacz jego audycji jestem pewien, że stanął na wysokości zadania prezentując melodyjne, lekko „transujące” utwory. W późniejszej rozmowie z Jamesem dowiedziałem się, że na początku przerywały mu płyty. „Zgubiłem case’a na lotnisku w Kopenhadze, wypalałem płyty pośpiesznie na laptopie, w drodze tutaj. Niestety, odtwarzacze nie pomogły mi szybko wydostać się z tej stresującej sytuacji (śmiech)”. Tak czy inaczej, brat Jona po problemach z CDJ-ami zrobił świetny warm up przed resztą uplitfingowego line upu na piątkowy wieczór. W jego secie mogliśmy usłyszeć m.in. produkcje Johana Vermeulena, fińskiego duetu Michael Cassette czy Jaytecha.























Scena robiła wrażenie, chociaż przy barierkach nie dość że za mocno walił bas, to nie było widać dj-a. Całość wyglądała tak, jak na duży event przystało. Wysoko usytuowana konsoleta, po obydwu stronach zawieszone ekrany LED na których swoje wizualizacyjne szaleństwa uskuteczniali panowie z Clockwork. Do tego kilka głowic z laserami i różnokolorowymi światłami. Występ każdego dj-a był poprzedzany intrem, które mnie osobiście irytowało i troszkę śmieszyło ze względu na przesycenie wyrazów „emołszons”, „senses” itd. itp. Ale to tak na marginesie;)
























Jedynym Polakiem w piątkowym składzie plażowej imprezy był Adam Nickey i to właśnie on przejął stery po menagerze Above & Beyond. Według opinii wielu z Was, był to jeden z najlepszych setów tej nocy. Chociaż Adam nie gra za często na wielkich eventach, spisał się jak tzw. stary wyjadacz. Bajeczne upliftingowe melodie w połączeniu z wizualizacjami wprowadzały w niesamowity trans. Set, mimo mieszanki upliftingu z bardziej „elektrycznymi” odcieniami trance był spójny i ciekawy. Usłyszeliśmy „Shift” i „Never Gone” autorstwa samego Nickeya, a końcówka to już lekko progresywne klimaty tj. Dash Berlin „Till The Sky Falls Down”  czy „Not Exactly” Deadmau5a. Jeżeli miała to być dobra zapowiedź nadchodzących atrakcji muzycznych, zdecydowanie był to strzał w przysłowiową dziesiątkę!























„W ostatnim tygodniu byliśmy na Global Gathering w Anglii, „Elektra” leciała na głównej scenie chyba pięć razy!”.
Opowiadał zdziwiony sukcesem ich ostatniego numeru Miika Eloranta znany bardziej jako Super8 w naszej krótkiej rozmowie przed występem helsińskiego duo. Ciężko było sobie wyobrazić, że Miika i Janne mogli by nie zagrać swojego ostatniego hiciora tego wieczoru. Oprócz „Elektry” usłyszeliśmy także remiksy, jakie chłopaki zrobili dla Paula van Dyka („New York City”), Luminary (również obdarzone wokalami Ashley Tomberlin „Amsterdam”), czy polsko-holenderskiej kolaboracji Dave Shiemann & Bart Claessen i ich „Madness”. Chłopaki bawili się świetnie, a w ich secie nie zabrakło również kultowego już Aalto – „5”. Nie wiem jak Wy to odczuliście, ale wejście na Gianluca Motta feat Molly – „Not Alone” w remiksie Martina Rotha w mojej opinii było niesamowite. Pod koniec seta chłopaki postanowili zagrać bardziej melodyjnie, aby nieco zwolnić przed gwiazdami piątkowego wieczoru.























Na tego seta czekało wielu. Above & Beyond (tym razem w składzie Jono i Tony) po owacyjnym przywitaniu od razu rozpoczęli z przysłowiowej „grubej rury” – remiks Cosmic Gate do OceanLabowego „Sirens Of The Sea” rozpoczynał także ich set na angielskim Globalu. Jak opisać set gwiazd wieczoru? Było melodyjne, dynamicznie… Czyli tak, jak można było się spodziewać. Dodatkowo brytyjski duet często zapędzał się w rejony naszpikowane wszechobecnymi ostatnio electro basami. Słuchając ich seta miałem wrażenie, że momentami chcieli oddać cześć (lub podlizać się, niepotrzebne skreślić;)) obecnym na imprezie producentom. Tym sposobem słuchaliśmy (po raz drugi tego wieczoru) „Shift” Adama Nickeya czy remiks Seana Tyasa do „Oceanic”. Nie wiem czy byliście zaskoczeni tak samo jak ja, słysząc wrzucane przez Tony’ego i Jono klasyki. Podczas gdy Aalto – „Rush” w remiksie Super8 i Orkidei nie odstaje za bardzo od współczesnych upliftingowych produkcji (moim skromnym zdaniem jest nawet lepsze od większości teraźniejszego trance’u) to już usłyszenia Nalin & Kane – „Beachball” w remiksie Gabriel & Dresden czy kończącego ich seta BBE – „Seven Days & One Week” spodziewał bym się tak, jak tolerancji dla homoseksualistów ze strony prezydenta RP (bez podtekstów;)). Z jednej strony, fajnie, że chłopaki w natłoku nowości pozwalają sobie na odkurzenie niektórych płyt. Oponenci mogą pomyśleć, że Brytyjczycy nie mieli pomysłu na seta. Oczywiście, nie ma seta A&B bez ich produkcji, tj. „Home” czy „Alone Tonight” które działają wszędzie. Mają prawo do grania własnych hitów i wykorzystują je na maksa. Kto tego nie zrozumie, temu nie pomoże nawet biegający po scenie i zachęcający do klaskania Tony czy wskakujący na konsoletę z gestami podziękowania dla publiczności Jono.  



 



















Sean Tyas
to niezwykle pozytywna osoba. Każdy kto chociaż raz miał okazję zamienić z nim kilka zdań, powinien przyznać mi rację. Grał w Polsce czwarty raz w tym roku, a za każdym razem jest pod wrażeniem oprawy i atmosfery panującej na naszych imprezach. „No shit man, i want to move here” to najczęściej powtarzane przez niego zdanie na gdyńskiej imprezie. Na scenie – wulkan upliftingowej energii, która udziela się wszystkim skupionym na (w tym przypadku składającego się z piasku) densflorze. Niestety, nagłośnienie (które dało mały „popis” w postaci efektu mono już podczas setu Super8 & Taba) zawiodło. Przester był tak duży, że czasami miało się wrażenie, że średnie tony miażdżą membrany, z kolei pod sceną mocno dudnił bas. Nie zmienia to faktu, że Sean spisał się świetnie a jak się słyszy jego remiks do „Heart to Heart” stworzone przez niego z pomocą Talli 2XLC czy jego własne „Lift” czuje się, że impreza się kręci. Szkoda tylko, że w połowie numeru ściszono mu ten drugi utwór, ponieważ jego czas dobiegł końca. Sam Sean zniknął zaraz po występie, o 6 miał samolot do Rosji.























Ostatnim dj-em mającym zapewnić nam dobrą zabawę w piątek był Mark Pledger. Był to jeden z najlepszych (jak nie najlepszy) set tej imprezy. Można było to wyczytać w Waszych komentarzach i wierzę w to, że nie są to opinie kierowane współczuciem dla Marka za to, w jaki sposób skończył się jego set. Na początek „Worldwide” które jest kolaboracją Marka z Super8 i Tabem – to się nazywa „wejście z buta”! Później jeszcze Luminary – „Amsterdam” (szkoda tylko, że nie Smith & Pledger remix) czy „Anticipation” duetu Lemon & Einar K. Świetna technika, dobór materiału i kontakt z publiką. To można było wywnioskować po niespełna półgodzinnym secie anglika z Oxfordu. Później muzyka ucichła a na telebimach pojawił się drażniący napis „Zapraszamy jutro”. Nie znam oficjalnych przyczyn zakończenia imprezy. Wielu z Was na pewno widziało, co się wydarzyło. Nie będę tego komentował, ale całe zdarzenie zostawia pewien niesmak. Jak później powiedział mi Mark Pledger: „To przykra sytuacja i szkoda, że przydarzyła mi się po raz pierwszy właśnie w Polsce”. Musiała nam wystarczyć tylko nadzieja, że sobotnia część imprezy obejdzie się bez takich „niespodzianek”.


 
Organizatorzy zapewniali, że piątkowa (i tak wysoka) frekwencja zostanie przebita przez tą sobotnią. W sumie na tzw. „przeciętnym kowalskim” nazwiska Idy Corr czy Sonique robią większe wrażenie niż Super8 & Tab czy Above & Beyond. Wejścia zastawione chętnymi do imprezowania ludzikami. W kolejce (umowna nazwa zgromadzonego tłumu) można było stać i stać, nikogo nie dziwiło to, że ktoś dostał się na miejsce dopiero po godzinie przebywania przed wejściem. Warto było przyjść wcześniej…
Tak czy inaczej, o godzinie 21 Matush grał już dla tłumu porównywalnego do tego z piątkowej nocy. Świetny warm up na sobotni wieczór! Energetyczna mieszanka electro, progressive i minimal house’u z delikatnymi wstawkami latino zadziałała niesamowicie. Jeden z najbardziej doświadczonych dj-ów na polskiej scenie po raz kolejny pokazał klasę i każdy z Was mógł się o tym przekonać. Całość była lekko undergroundowa, ale nie zabrakło znanych utworów, tj. Delerium – „Silence” (Niels van Gogh vs. Thomas Gold remix) czy jeden z niezliczonej liczby bootlegów „Toca Me” (Inpetto remix) z niezidentyfikowanymi mi wokalami. Brawa dla Matusha za interesującego seta!
























Wypowiedziane przez Idę Corr „Siema Polska!” rozpoczęło bardziej komercyjną część sobotniego wieczoru. Półgodzinny występ sympatycznej reprezentantki Danii porwał publikę, która w sporej części z wiadomych względów wybrała się tylko na sobotni wieczór Viva Beach Party. Usłyszeliśmy „Let Me Think About It” (zaskoczeniem był by brak tego utworu) dwa razy: na początku i na końcu koncertu Idy. Do tego doszło „Sexy Back” Timberlake’a z Timbalandem i nowe numery Idy, które przyjęły się równie dobrze jak największy hit tej wokalistki.
Następnie na scenie pojawiła się Dhany, wokalistka udzielająca się w projekcie braci Benassi. Niestety żadnego z nich nie było w Gdyni (może nie są wystarczająco medialni;)). Publika przez te pól godziny dostała to, co chciała dostać. było „Illusion”, było „Hit My Heart” i inne hiciory. Generalnie nie jestem zwolennikiem śpiewania z playbacku, tutaj było to zastosowane i oryginalny głos wokalistki czasami nie pokrywał się z tym z płyty. Tak czy inaczej, ludziom się podobało i chyba o to chodziło. 


 
Gwoździem programu dla mainstreamowych imprezowiczów tego wieczoru był występ Sonique. Pojawiła się ona na scenie w asyście czteroosobowej grupy tanecznej, której popisy choreograficzne stanowiły ciekawe urozmaicenie występu brytyjskiej gwiazdy. Tak jak w przypadku poprzednich gwiazd, tak i tutaj pojawiły się znane przeboje. Chyba nawet wśród naszych forumowiczów mało jest osób, które nie znają „Sky”, „I Put A Spell On You” czy „It Feels So Good”. Uzupełnieniem całości były dwa utwory z nowego albumu, który już jest skończony, ale Sonique wciąż szuka wytwórni do wydania go. Najbardziej klubowy ze wszystkich popowych występów tego wieczora był dobrym rozbiegiem przed kolejnymi postaciami z kompletnie innej bajki.























Ten kto nie lubi produkcji Giuseppe Ottavianiego, ten nie polubi jego występów, które z takowych tylko i wyłącznie się składają. Mocne, upliftingowe i melodyjne brzmienie, których jednych porywa, a drugim już się znudziło. Jednak nie ma to jak usłyszeć takie numery jak „Trough Your Eyes” czy otwierające seta „Linking People” spod rąk samego autora. Dodatkowo pojawił się wzbudzający wielki aplauz wśród fanów trance numer Paula van Dyka – „For An Angel” czy starsza produkcja Nu Nrg – „Freefall”. Włoski transowiec nie jest może mistrzem kontaktu z publiką, ale póki jego muzyka porywa tłumy, chyba nikt nie ma mu tego za złe.
























Całkowitym przeciwieństwem internacjonała z Italii jest „DJ z krwi i kości” jak sam o sobie mówi Johan Gielen. Najlepszy set soboty? W przeważającej liczbie Waszych komentarzy padało to stwierdzenie i ciężko mi się z tym nie zgodzić. Jak powiedział mi sam Gielen tuż po występie: „Chciałem zabrać publiczność w podróż, nie sztuką jest grać cały czas ten sam styl”. Tech-house’owo tech-trance’owy set Johana był idealnym kontrastem dla upliftingowych poczynań Ottavianiego. Początek prawie jak na Globalu w Poznaniu: Lustral w remiksie Funkagendy, następnie „Revelations” a później pojawił się jeszcze remiks Cosmic Gate do Veracotcha – „Carte Blanche”. No dobra, było i „Born Slippy” co może się już znudziło wszystkim, ale nie możecie powiedzieć, że Johan nie potrafi rozruszać tłumu. Po sporej dawce popowych nutek, i grającym do przesady trance’owo Ottavianim, Johan był jak lek na całe zło.


 
























Ostatnim dj-em tej edycji Viva Beach Party była niemiecka legenda słynnego Techno ClubuTalla 2XLC. Z zaciekawieniem czekałem na jego seta, okazało się, że było warto. Mieszanka electro z progressive trance, do tego uplifting i mocniejsze techowe brzmienia. Oczywiście, nie mogło zabraknąć „Heart To Heart” w secie, jakby nie patrzeć, współautora tego numeru. Poza tym pojawiły się nieznane mi bootlegi „Greece 2000” (inny został zagrany też przez Gielena) i „In Silence” Randy Katany. Talla grał jak na doświadczonego dj-a przystało spokojnie mieszając różne style. Kilka tygodni temu zastanawiałem się, po co go zaprosili. Teraz stawiam sobie pytanie, czemu nie gra częściej w Polsce?! Wraz z Johanem Gielenem najlepsze (trance’owe) sety sobotniej nocy.























Z nieoficjalnych źródeł dowiedziałem się, że ta edycja Viva Beach Party była przedostatnią. Niektórych to zasmuci, inni w natłoku eventów w naszym kraju nawet tego nie zauważą. Na każdej imprezie zdarzają się mniejsze lub większe wpadki organizacyjne. Ważne jest to, żeby nie przysłoniły nam one wrażeń muzycznych, żeby wspominając imprezę nie wymieniać w pierwszej kolejności potknięć organizatorów (które mogą być nawet niezależne od nich) tylko dj-ów i to jak zagrali. Fakt jest taki, że brakuje takich imprez nad naszym morzem. Wierzmy w to, że organizatorzy wyciągną wnioski z tej edycji i za rok impreza będzie stała na jeszcze wyższym poziomie! W tym roku muzycznie było naprawdę godnie. Do zobaczenia za rok? Czemu nie.    




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →