News

Andy Duguid 'Believe’ – recenzja FTB.pl

Ten rok upływa pod niekwestionowanym urodzajem transowych albumów. Oto nasza recenzja płyty niekoniecznie oczekiwanej, wydanej jednak przez bardzo interesującego producenta na intrygująco wczesnym etapie jego kariery…



In Search Of Sunrise vol. 6 – Ibiza. To na tej składance pierwszy raz mieliśmy przyjemność (bo tego słowa trzeba użyć w stosunku do utworu „Don’t Belong”) usłyszeć produkcje Andy’ego Duguida. Używam tu liczby mnogiej, bo warto dodać że utwór Reeves feat. Alanah – „Lonely” to także dzieło wtedy jeszcze debiutanta ze szkockiego Aberdeen. Pierwsza myśl, jaka nasunęła się do głowy po przesłuchaniu „Don’t Belong”? Talent! Pierwsze pytanie: Gdzie ukrywał się do tej pory? Wcześniej wyszedł co prawda winyl z utworami „Hypocrisy” i „Dreamcatcher” ale czy zrobił on taką karierę jak utwór umieszczony na ISOS 6? To już jednak przeszłość. Czego można spodziewać się po debiutanckim albumie Andy’ego? To pytanie przewijało się na różnego rodzaju forach od momentu, kiedy sam autor zapowiedział jego premierę. Zacznijmy więc.



Całość jak to często bywa otwiera intro. Długo to nie trwa i wraz z pojawieniem się na wyświetlaczu cd playera cyfry „2” przechodzimy do rzeczy. Pojawia się utwór, który określam samymi superlatywami. „Don’t Belong” mimo tego, że znam od ponad roku, nie nudzi mi się. Taka mała esencja balearyckiego brzmienia, niebanalna w swoim uroku i cały czas tak świeża w swym wakacyjnym klimacie. Numer trzeci na tym krążku – „Falling”, utrzymuje nas w leniwym, lekko marzycielskim klimacie. Wokalnie udziela się tutaj Julie Thompson, która pojawi się jeszcze na ostatnim utworze tego albumu. Swoją drogą ten rok dla wokalistki niegdyś współpracującej z Jamesem Holdenem był co najmniej udany: współpraca z Signalrunners (niesamowite „These Shoulders”), Jonasem Steurem i Tiesto. Udział w tym albumie jest jakby zwieńczeniem powrotu do branży.



Numer czwarty to znany z ostatniego woluminu ISOS, obdarzony niezwykle bujającym groovem „Wasted”. Po raz kolejny z głośników wydobywa się piękny glos Gity Barkadze, znanej bardziej jako Leah. Wakacyjny klimat wygasa wraz z pojawieniem się mrocznego akordu następnego numeru. „Hold My Breath” to owoc ciekawej współpracy między trójką producentów z różnych zakątków sceny trance. Kto wcześniej wymyślił by takie trio pracujące nad jednym utworem: Andy, Mr. Sam i Rich „Solarstone” Mowatt? Mieszanka wybuchowa, chociaż jej efekt za sprawą wokali Richa może nie przypaść do gustu wielu fanom kobiecych wokaliz. Mimo to aranżacja brzmi zachęcająco i nawet nie będąc fanem akurat tych wokali trzeba przyznać, że miło się tego słucha.


Chyba nadszedł czas na jakiś numer instrumentalny. Oto pojawia się „The Crossings”. Utrzymane w typowym dla Andy’ego trancowo-house’ującym klimacie z bujającym basem i charakterystyczną, nieco piskliwą barwą melodii. Świetny wypełniacz idealnie komponujący się z dotychczasowymi częściami układanki. Pod numerem siedem kryje się najbardziej house’owy numer z całego zestawu: „To The Floor” w którym usłyszeć możecie głos I-Fana, tego samego człowieka, który udzielał się wokalnie w przebojowym „Speed Up” Funkermana. Utwór ten ma być wydany na singlu nakładem wytwórni Black Hole już niedługo, więc jeżeli czujecie się niezadowoleni tą wersją, może remiksy trafią w wasze gusta. Następne w kolejce „My Number” pobrzmiewa mi trochę muzyką lat osiemdziesiątych, zapewne za sprawą krzykliwych wokali. Utwór ciekawie kontrastuje z całością, nie pozwalając nam uznać całego krążka za jednostajne widowisko. Dobrze wiedzieć, że Andy potrafi zrobić odważny, nie koniecznie trancowy numer. Brawa za pomysł!



„Touching Ground” mimo lekko Deadmau5owych naleciałości może się podobać. Utwór ten nastawia cały krążek na właściwy, trochę transowy, trochę house’owy tor. Do końca pozostało niewiele. „Run” to idealny materiał na singiel, być może na kolejny hit Andy’ego. Ciekawe, popowe wokale i interesująca harmonia całości urzekną nie jednego. Zakończenie to kolejny numer z udziałem Julie Thompson. „White Sands” przygotowuje nas do miękkiego lądowania po ponad godzinnej podróży po różnych klimatach. Nic dynamicznego nas tu już nie spotka i nie jest to bynajmniej minus tego utworu. Po kilku dynamicznych trackach miło jest zakończyć odsłuch spokojnym numerem.


Ktoś mądry kiedyś powiedział, że wiara czyni cuda. Ja głęboko wierzę w to, że ta płyta jest bardziej wynikiem talentu niż jakiegoś nadprzyrodzonego zjawiska w postaci cudu. Podoba mi się wizja muzyki Andy’ego. „Believe” jest dowodem na to, że nie trzeba być na scenie długo, żeby wydać dobry album. Może właśnie raz na jakiś czas przydaje się płyta od „świeżaka”, żeby pokazać starym wyjadaczom, że konkurencja nie śpi. W Katalogu „trance” albumów w tym roku pod dostatek, jedne zaskakiwały, drugie trochę mniej. Jedne urzekały, drugie nudziły. Ten album to zdecydowanie rzecz godna polecenia. Wywarzone składniki: nie ma za dużo trancu, brak też przesady jeżeli chodzi o elektro, do tego house w wywarzonych proporcjach . Po prostu dobra płyta, z całkiem uniwersalną i odporną na mijanie trendów muzyką.




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →