Ajax ginie w wypadku, Afrojack rozbija Ferrari
W ostatnich dniach w zagranicznych serwisach traktujących o muzyce tanecznej pojawiły się dwie informacje teoretycznie niemające ze sobą nic wspólnego. Poza jednym aspektem – tym, że w obu przypadkach mowa była o wypadkach samochodowych. Każda okazja jest dobra, żeby przypomnieć sobie, jak kruche jest nasze życie i jak warto jeździć ostrożnie, choć niestety w przypadku DJ-a Ajaxa ostrożność nie pomogła…
Jeden z nich zakończył się szczęśliwie, drugi tragicznie. W tym pierwszym szczęście w nieszczęściu miał Afrojack, który co prawda skasował swoje nowe Ferrari, ale ani jemu, ani jego współtowarzyszom nic się nie stało – jak zresztą widać na załączonym obrazku. Podobno wypadek miał miejsce zaledwie dwie godziny po zakupie czerwonego Ferrari wartego 240 tysięcy dolarów. „Teraz już wiem, że nie można szaleć Ferrari, gdy warunki atmosferyczne temu nie sprzyjają – napisał, i dodał – Dziwicie się, dlaczego wciąż się uśmiecham? To tylko samochód, wciąż mam cudowną rodzinę i tak samo fantastycznych fanów. Kocham was wszystkich!!”.
Prawie w tym samym czasie, dokładnie dzień później w innej części świata, niedaleko Melbourne, doszło do wypadku z udziałem zasłużonego w Australii DJ-a Ajaxa. Agencje donoszą, że nie była to jego wina – w jego auto wjechała ciężarówka i spowodowała śmierć na miejscu. Stało się to dokładnie w dniu 42. urodzin Ajaxa, który w Australii był znaną postacią już od końca lat 90.
Boys Noize napisał, że Ajax był pierwszym gościem, który zaprosił go na antypody, żeby wspólnie pograć dobre electro w roku 2006, Fake Blood nazywa go legendą, Brodinsky wspomina „jednego z najlepszych DJ-ów na świecie”, do fanów Ajaxa należeli tacy artyści, jak: Justice, Digitalism, Tiga, był szefem Bang Bang Crew i labelu Sweat It Out Records. Według wielu komentatorów był jedną z najważniejszych postaci australijskiej sceny, mającą wielkie zasługi dla aktywowania imprezowego życia na Antypodach i rozprzestrzeniania dobrych brzmień electro.
