ACTA 2 przyjęte! Nowa dyrektywa o prawach autorskich w Internecie
Rewolucja w sieci? Koniec pewnej epoki? 12 dzień września 2018 może być dniem, który bardzo dobrze zapamiętamy.
Dlaczego? Bo Parlament Europejski większością głosów przyjął ostatecznie budzącą kontrowersje dyrektywę o prawach autorskich w sieci. Jedni się cieszą (np. Artyści), inni straszą i obawiają się najgorszego – daleko idącej cenzury internetowych treści.
Oto kilka cytatów. W Polityce czytamy:
„– To dziejowy moment. Obywatel zwyciężył z gigantycznymi koncernami – cieszyła się tuż po głosowaniu w europarlamencie piosenkarka i reżyserka Maria Sadowska. Ona i ponad 50 innych artystów apelowali do polskich europosłów o poparcie tego projektu. To bardzo istotna dyrektywa porządkująca przepisy w świecie cyfrowym, regulująca ochronę praw autorskich. Z jednej strony właściciele wielkich platform internetowych, jak Google, YouTube czy Facebook, będą zobowiązani do usuwania treści naruszających prawa autorskie twórców – piosenek czy zdjęć”.
W Business Insider czytamy:
„Proponowane przez eurodeputowanych przepisy przewidują, że giganci internetowi, np. Facebook, będą musieli płacić, jeśli korzystają z pracy artystów i dziennikarzy. Wielu ekspertów wskazuje, że nowe przepisy mogą wpłynąć na działanie startupów, mediów czy funkcjonowanie zwykłych ludzi w internecie. Ochrona praw autorskich ma działać w ten sposób, że by móc wykorzystać informacje jednego serwisu, należy otrzymać stosowną licencję, za którą trzeba zapłacić. Kolejnym kontrowersyjnym artykułem dyrektywy jest art. 13. Zobowiązuje on przede wszystkim serwisy internetowe do wprowadzenia mechanizmów filtrujących treści. De facto każdy materiał publikowany przez użytkownika danego portalu ma zostać poddany kontroli.
Chodzi tutaj w głównej mierze o wyeliminowanie sytuacji, w której publikowane są treści łamiące prawa autorskie innych podmiotów.
Inna ciekawostka: zgodnie z nowymi przepisami, tylko organizator wydarzenia sportowego będzie miał prawo nagrywać, publikować, reprodukować lub udostępniać filmy i zdjęcia z określonego wydarzenia.
Natomiast zwolennicy podkreślają, że zmiana prawa jest konieczna, by chronić twórców i dostosować przepisy do rzeczywistości. Polski ZAIKS popiera nowe przepisy i argumentuje, że pomogą one w walce z portalami, które zarabiały na cudzej twórczości”.
Spider’s Web piszą:
„W zamierzeniu dyrektywa ws. praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym ma chronić interesy internetowych twórców oraz wydawców. Ci będą mogli szybciej i skuteczniej dochodzić swoich praw. Walka z kradzieżą cyfrowej własności ma być skuteczniejsza, a same dobra niematerialne lepiej strzeżone przez prawo unijne.
Biurokraci wymyślili sobie, że skoro powołujemy się na konkretne źródło i linkujemy do niego we własnym tekście, owo źródło będzie mogło rościć sobie prawo do należytego wynagrodzenia. Dyrektywa nie precyzuje jakiego – stawki mają być uzgadniane podczas procesów negocjacyjnych z poszczególnymi państwami członkowskimi Unii Europejskiej. Z kolei indywidualne licencje będą pozostawione do decyzji właścicielom mediów internetowych.
„Podatek od linków“ stawia działanie sieci na głowie. Wiadomo już, że największe agregatory treści, to jest Google oraz Facebook, nie zamierzają płacić indywidualnym wydawcom za umieszczanie odnośników w swoich zasobach. Co za tym idzie, wyniki redakcji chcących zarobić na odsyłaczach nie pojawią się w wynikach wyszukiwania. Z kolei skoro zarobić może każdy, Google na dobrą sprawę nie powinno europejskim internautom pokazywać niczego.”
Zgodnie z zapisami dyrektywy dostawcy usług internetowych (np. UPC, Orange czy niemiły administrator małej sieci osiedlowej) będzie pociągany do odpowiedzialności prawnej za treści tworzone przez swoich klientów. Na dostawców Internetu zostanie przesunięty ciężar dbania o to, aby odbiorca nie miał kontaktu (a tym bardziej nie tworzył lub nie rozpowszechniał) treści niezgodnych z polskim i europejskim prawem.
W praktyce oznacza to, że firma doprowadzająca sieć do twojego gospodarstwa domowego będzie posiadać legalne narzędzia do monitorowania aktywności klienta. Napisałeś posta obrażającego autora? Wrzuciłeś do sieci zdjęcie, do którego nie posiadasz praw? Zajrzałeś do darkwebu i zetknąłeś się z nielegalnymi materiałami? Dostawca usług internetowych ma o tym wiedzieć i najprawdopodobniej powiadomić odpowiednie organy. Jeżeli nie będzie odpowiednio filtrował treści własnych klientów, spotka się z konsekwencjami”.
I co Wy na to?