Independance – relacja
Przyznam się, że obawiałem sie przed Independance. Obawiałem się, że zbyt duża kumulacja jesiennych eventów spowoduje, że Arena będzie pusta, a także, że spodziewający się tego organizatorzy nie przyłożą się do oprawy. W końcu 2 tygodnie wcześniej mieliśmy we Wrocławiu wielką imprezę (za wielkie pieniądze), za kolejne 2 tygodnie kolejna duża impreza w Poznaniu.. Pesymistyczne prognozy na szczęście się nie sprawdziły- ludzi rzeczywiście było mniej aniżeli na poprzednich edycjach, ale nie na tyle, by nie było fantastycznego klimatu. Co do oprawy, większość uczestników była nią mile zaskoczona, a wręcz zachwycona.
Podobnie jak w przypadku poprzednich edycji Independance scena została ustawiona na środku Areny, tym razem jednak nie była okrągła – była sześcianem – na czterech jej ścianach wymalowano murzyńskie twarze, zgodnie z tematem tegorocznej edycji – przypomnijmy, że wbrew lansowanemu nachalnie przez naszego ministra edukacji patriotyzmowi organizatorzy postanowili odstapić od nawiązań do polskiego dnia niepodległości na rzecz „Dnia Niepodległości Czarnej Afryki”. Wokół sceny mieliśmy zaokrąglone konstrukcje z dodatkowymi światłami i plazmami (10 sztuk). Scena połączona była z czterema podestami, każdy z nich wyposażony był w wielki telebim i wielkie afrykańskie bębny, na których grano podczas intr, które po raz pierwszy były w języku polskim! Dodatkowe 4 mniejsze telebimy rozmieszczone zostały nad sceną.
Independance 2006 rozpoczęła prezentacja fragmentu filmu z Sunrise 2006, nie miałem okazji zobaczyć, ale ci co byli twierdzą, że film zrobiony jest nieco inną techniką niż poprzednie, co to oznacza przekonamy się już niebawem, gdy ukaże się on na DVD. Jako pierwsi za wysoką (chyba trochę za wysoką?)konsoletą pojawili się Luck i Ceź. Na pierwszego nie zdążyłem, więc się nie wypowiadam, drugi jak zwykle zaskoczył. Cez Are Kane już kilka eventów temu przestał rozgrzewać publiczność znanymi hitami, teraz stawia raczej na muzyczne ciekawostki. Ci co byli już na parkiecie nie narzekali, wręcz przeciwnie: zabawa zaczęła się już na całego, Ceź zaczął od Los Chicos del Berrio”Heim”, potem była m.in. znakomita „Nostalgia” Jody Wisternoff. Największe zaskoczenie czekało nas jednak pod koniec seta. „Czy mi się przesłyszało, że Ceź zahaczył o trance?” pytał na forum jeden z klubowiczów. Rzeczywiście, usłyszeliśmy „Wasting” Luminary w remiksie Andy Moora, na koniec był jeszcze Pete Tong „Deep end”.
Kolejne 1,5 godziny miało należeć do duetu Jay Bae & Kris. Miało, bo tak naprawdę najpierw pojawili się Jay Bae i D-night, który w ramach live-actu dogrywał do pierwszych kawałków dodatkowe dźwięki. Kris pojawił się w połowie seta, w momencie gdy Jay Bae grał akurat Arctic Monkeys w wersji Sandera Van Doorna (niesamowite jak potężnie brzmią na dobrym nagłośnieniu produkcje Sandera). Kris na początek zaserwował stały muzyczny punkt ostatnich eventów czyli „Mr Brightside” The Killers, tym razem w wersji electro, electrycznie było też przy okazji Rank 1 & Alex Morph „Life less ordinary”. Do końca seta mieliśmy jeszcze sporo przebojów, w tym dwa Tiesto: „Lethal Industry” w wersji Duranda i „Dance 4 Life”. Był też Fred Baker i Greg Nash i świetne „Lunar Eclipse”, a na pożegnanie „Take me away” 4 Strings.
O 23 za konsoletą stanął po raz pierwszy na polskim evencie Martin Roth. Cały czas uśmiechnięty, skromny i sympatyczny niemiecki DJ i producent świetnie się bawił za sterami, tańczył, skakał i podnosił ręce. Znany głównie z trancowego hitu „Schockwaves” zupełnie niespodziewanie zaczął od klimatów house’owych. Co prawda najpierw popłynęły dźwięki „Killa” Way out West, ale był to tylko główny motyw a’capella, pod nim słyszeliśmy już house’owy bit pierwszego numeru Lissat & Voltaxx – Footlover (da fresh remix). Pierwsze trancopodobne motywy pojawiły się dopiero po 23 minutach! Electro-house jednak jeszcze powracał, był m.in. Erik Prydz czyli Cirez D „Mouseville Theme”, było też Benz & MD „Turning the curve”w wersji Simon & Shaker i „Funk Bartery” Marco V. Większość materiału to były raczej nieznane rzeczy, w tym produkcje Martina (ostatnio zaczął też tworzyć remixy electro). Swoje charakterystyczne trancowe brzmnienia zostawił dopiero na koniec: trzeba było widzieć, jak wszystkie kobiety na sali ruszyły zachwycone na parkiet przy pierwszych taktach „By your side” Thrillseekers. Niestety nawet jeśli Martin przyszykował na koniec „Shockwaves”, to nie było nam dane tego usłyszeć, gdyż jego set zakończony został bezwzględnie na 6 minut przed północą…
Warto dodać, że pierwszy raz w historii eventów MDT laserów nie włączono od razu, czekaliśmy na nie do północy. Na tę porę zaplanowano „Independance Day” czyli półgodzinny megamix znanych przebojów połączony z efektami wizualnymi. Kris przed Independance wspominał o tym, że trudno porównywać ich megamix z megamixem ID&T, ale zapowiadał też dużo ognia w Arenie. Ognia rzeczywiście było dużo (i to nie tylko podczas megamixu), było też sporo pirotechniki i przede wszystkim laserów. Tych było zgodnie z zapowiedziami 15, nie wszystkie były silne, ale efekt momentami był oszałamiający – między innymi dzięki temu, że część z nich rozmieszczona była przy 4 podestach dookoła parkietu, i to dość nisko, prawie na wysokości naszych głów. Od północy już do końca imprezy lasery działały prawie bez przerwy pięknie wypełniając Arenę pajęczyną zielonych linii atakujących ze wszystkich stron..
Megamix składał się z dwóch części: najpierw house, potem trance. Najpierw fragment nowego remiksu „The Power” Snap, potem m.in. „Watching You” Syke’N’Sugastarr, „Sweet Dreams” Eurythmics, „Memories”Krisa, „SOS”Filterfunk, potem dużo mocniej „Electro Fun” w remiksie E-Craiga, „Damager” w remiksie Scott Maca, „This way” Van Gelderena w remiksie Rank 1, „Horizon” w remiksie Zimmsa, na koniec Ron Van Den Beuken i Sander Van Doorn – jego „Direct Dizko” wywołało w Arenie euforię.
Trudne zadanie miał po tych atrakcjach Brytyjczyk Gareth Emery. Nie ugiął się pod presją grania przebojów, zaczął dość delikatnie, od dwóch nieznanych mi utworów instrumentalnych, które raczej wprowadziły w małą konsternację.. Potem kolejne dwa nagrania z wokalami (w tym „Colour my eyes”Mark Norman). Przez chwilę miałem nawet wrażenie, że utwory te nie tylko nie miały w sobie należytej energii(zwłaszcza po megamiksie), ale też wypełnione były zbyt dużą ilością dźwięków, brzmiało to mało selektywnie, jakby nagłośnienie nie było przygotowane na coś takiego. Gareth na początku tylko stał spokojnie i miksował , rozruszał się dopiero (podobnie jak klubowicze)przy piątym kawałku, którym był „L.E.F.” Corstena – takich electro-klimatów się nie spodziewaliśmy! Było jeszcze wspomnienie seta Kaia Tracida z zeszłorocznego Sunrise czyli miażdzące Dariush „Ira”, potem Emery powrócił do klimatów trancowych. Właściwie jako jedyny z zagranicznych gwiazd – poza Erwinem -dostarczył pięknych trancowych nut. Była Perasma, Karen Overton, jego własne „Another you, another me”(duet z Lange) i najnowszy Stoneface & Terminal.
Zupełnym zaskoczeniem był występ kolejnego Anglika Matta Dareya’a – zwłaszcza dla tych, którzy nie są na bieżąco z plejlistami tego pana. Kiedyś kojarzony z epickim i wokalnym trance, w tej chwili jest wielkim fanem electro. Jak mówił mi w wywiadzie „brzmienia electro to coś naprawdę nowego, świeżego. Poza tym w Anglii dzięki electro ludzie zaczęli znowu chodzić do klubów”. Darey spełnił w Arenie rolę Marco V z Wrocławia – jego set to był jeden wielki wulkan energii, motywy electro, bardzo długie zejścia (podczas kilkuminutowych breakdownów Darey trzymał niczym ksiądz podniesione ręce i obracał się w zielonym świetle laserów do publiczności). Cały czas uśmiechnięty, szalejący przy wypuszczanych przez siebie szalonych numerach. Na początek był Bart Claessen i jego remix „Junk” Corstena, potem niesamowite electryczne remixy Cosmic Gate i Opus III, był ponownie „Life less ordinary” i oryginalna wersja „Electro Fun” Abela Ramosa i kilka innych mniej znanych, ale podobnych utworów (zbyt podobnych?). Długie, bardzo długie transowe zejścia, potem electro-eksplozja i szaleństwo publiczności. Melodii nie było za wiele, właściwie to pojawiła się dopiero w „Any Better or” Marco V i na samym końcu w nowej wersji klasyka „Seven days and one week” BBE. Po występie Darey mówił, że bardzo mu się podobało i żałował, że nie mógł grać dłużej.
Po fantastycznym secie Dareya przyszedł czas na jeszcze bardziej zabójczy występ duetu Mac&Mac czyli Scotta Maca i Maca Zimmsa. Jedynym jego minusem były poważne problemy z miksowaniem obu panów, repertuar za to zaprezentowali bardzo szeroki. Jako pierwsze dwa numery dostaliśmy dwa wielkie electro-house’owe przeboje ostatnich miesięcy „Teasing Mr Charcie” Steve Angello i „Music Loud” Tocadisco w ostrych remiksach. Były ich własne produkcje m.in. świetny „Listen”, był kultowy już „Mass nosie” DJ Seb i nakładany długo na niego „Put Your hands up 4 Detroit” Fedde Le Grant – chyba największe zaskoczenie w tym secie. (W międzyczasie dowiedziałem się od grającego na drugiej scenie Pablo Rouve, że niedawno na imprezie w Holandii od Fedde Le Grant swojego seta rozpoczął Armin Van Buuren!). Był ponownie „Junk” Corstena, był też przygniatający„The shout” Robbiego Riviery w wersji Marco V. Obaj panowie świetnie się czuli za konsoletą, Zimms prawie przez całego seta przemieszczał się dookoła sceny, machał rękami, czasem pochylał się w rytm ruszających się z muzyką laserów. W drugiej części seta pojawiły się też klimaty hardtrancowe, które bardzo ucieszyły część klubowiczów przyzwyczajonych do cięższych brzmień – na takie niektórzy czekali, Independance kojarzy się przecież z muzyką dosyć ostrą. Mac & Mac, jak to określił jeden z komentujących: „zagrali muzykę totalną”.
Na zakończenie tej udanej muzycznie i efektownej wizualnie imprezy pojawili się jeszcze Erwin Spitsbaard i Brothers Funk. Niestety nie mogłem ich posłuchać, ale ci co zostali oceniają ich bardzo pozytywnie. Erwin zagrał sporo znanych numerów („Love u more” Armina, „Cherry blossom” Woodsa, „Horizon” Zimmsa), Brothers Funk wbrew oczekiwaniom nie zagrali delikatnie, a niektórzy ich set uznali za najbardziej energetyczny ze wszystkich(!). Reasumując można zacytować jeden z komentarzy z ftb.pl „od strony muzycznej o prostu idealnie. Pięknie, totalny mix gatunków od wyrafinowanego house’u po miażdżący hardtrance.” Jeśli ktoś lubi muzyczne urozmaicenia, musiał być zachwycony. Oko również można było nacieszyć, tyle ognia i pirotechniki jeszcze w Arenie nie było. Najlepszym podsumowaniem niech pozostanie fakt, że wszyscy, z którymi rozmawiałem chcieliby zagranicznych gwiazd Independance 2006 (wszystkich bez wyjątku) posłuchać raz jeszcze. Mam nadzieję, że powrócą jeszcze na polskie eventy tym bardziej, że im również zarówno organizacja jak i polska publiczność przypadły do gustu.
P.S. Oto co napisał po imprezie Martin Roth (nie zmieniłem ani słowa- tekst łatwy do zrozumienia)
„I love the polish people – they are so nice, open minded, beautiful of course not to forget and know how to do a nice party.
I am impressed how many big raves at the moment are taking place in this country and all are very well visited – really nice to see!
The only (if so to say) negative thing to me about these major raves is that the DJ is very far away from the crowd – I’d need to have a little more interaction with the people and the fans and like to have a party all together and this is sometimes not perfectly working when you are doing your set 1 kilometer away from them 😉 – this is why I also prefer usual sized clubs…
But generally it was a really blasting night – the caretaking was massive, I also had a nice stay with all my collegues playing alongside me, was nice to meet again and also I am happy I got some really nice critics and comments in the last days from my fans and coming ones 😉 MDT did a great job!
This time I was playing a bit more stuff you usually don’t expect from me – I am at the moment really into electro-house – also my new single will be a slight mixture between electro and the driven trance I am famous for. I was really worried about that the people could be shocked but the feedback I got later was really positive and the people were asking: „what the hell have you played – we didn’t know any track – but we loved it??!!”
I am really looking forward to come back very soon!!!”
W naszej galerii znajduje się 480 zdjęć z imprezy. http://www.ftb.pl/galeria2.asp?id=174