Recenzje

Progression Markusa Schulza pod lupą FTB.pl!

Nie było w świecie muzyki progresywnego trance’u większego wydarzenia niż wydanie drugiego albumu Markusa Schulza. Nie ukrywam, że oczekiwałem z niecierpliwością na ten dzień, w którym Progression trafi do sprzedaży. Trafił. I pierwsze wrażenie nie było zbyt przychylne. Spodziewałem się nieco innego brzmienia, innej tonacji… spodziewałem się bardziej atmosferę Travelling Light, czy Never Be The Same. Jak nazwa gatunku zwiastuje, tak i Markus się rozwija i jego muzyka ewoluuje.


Schulz nie próżnował. Od czasu wydania jego debiutanckiej płyty sporo podróżował i poznał wiele ludzi z całego globu, którzy przedstawiali mu ich własny światopogląd. Jak sam twierdził pomysły na niektóre produkcje na albumie pojawiły się właśnie w czasie tych wojaży. Nauczony doświadczeniami i tym razem zaprosił do współpracy artystów i wokalistki, z którymi wcześniej współpracował i których pracę bardzo ceni. Nie można pominąć zarówno Anity Kelsey, ani Carrie Skipper, które swoimi czarującymi głosami śpiewają dla Markusa. Nie zabraknie także Departure, z którym stworzył swój pierwszy na poważnie lansowany i doceniony przebój Without You Near. Jednak wokaliści i wokalistki to nie jedyni artyści zaproszeni przez Schulza do współpracy – oprócz niego w produkcji albumu pomagał Andy Moor, który fanom audycji Global DJ Broadcast z Markusem Schulzem nie powinien być obcy.



Album otwiera I Am. Produkcja tak znana i tak wspaniała, że nie trzeba jej chyba nikomu przedstawiać. Przyznam się, że jak na otwarcie jest to numer dobry, mocny i posiadający wszystko to, czego możemy spodziewać się po reszcie produkcji. Fantastyczna podróż przez świat marzeń Markusa zaczyna się na dobre w połowie albumu. Tak naprawdę pierwsze nuty robią przedsmak tego, w co Schulz chce nas wkręcić. Oto bowiem po I Am słyszymy Spilled Cranberries, który wolno kołysząc łodzią wprowadza nas w błogi nastrój i otwiera naszą podświadomość na nowe doznania.


Wtedy właśnie nasze zmysły rozpieszcza Anita Kelsey, a klawisze pianina nadają utworowi On a Wave atmosfery trance’owej ballady, tak bardzo charakterystycznej dla ATB. Markus chyba wiedział, że zbytnio zwolnił tempo i dlatego do akcji wkracza jego druga przyjaciółka – Carrie Skipper, która utworem Lost Cause niby dalej podąża szlakiem wyznaczonym przez Anitę, ale zamiast spaceru proponuje nam trucht w iście sielankowej scenerii. Człowiek czuje się spełniony i rozluźniony.


I gdy jesteśmy tacy bezbronni, oddani woli Markusa zostajemy znokautowani produkcją, którą Schulz jasno i klarownie daje nam do zrozumienia: dość tych bzdur! Koniec żartów! Zaczynamy! Mainstage w moim rozumieniu ma być numerem, który otwiera występy Markusa na wielkich eventach. A może tylko zauroczony i wkręcony bez reszty w spiralę jego progresywnej bajki chcę, aby takim właśnie numerem był Mainstage? Być może moja podświadomość sama mi podpowiada jak cudownie byłoby gdyby Markus rozpoczął od tej produkcji swój występ na tegorocznej polskiej edycji Sensation White?



Wiecie co? To już nie jest może. To jest chęć, marzenie i pragnienie. Odpowiednie przebudzenie z progresywnego stanu umysłu. Pobudka do świadomości? Chyba nie, bo zamiast wrócić do swojego świata podążam dalej tęczą dźwięków Markusa. Lecę za barwami wraz z jego Fly To Colors, który z mojej świadomości nie pozostawia absolutnie nic. Niczym buldożerem Schulz niszczy mroczny świat, który przez ostatnie minuty tworzył. Wraz z kolejnymi sekundami Fly To Colors porywa moje serce, a zaraz po nim umysł. Jestem gotowy na więcej! Chcę więcej Markusa Schulza! A Fly To Colors nadal trwa. Nie kończy się.


Chciałoby się odpuścić, odpocząć może? Nigdy w życiu. Fly To Colors zrobił rewelacyjny podkład i nim się zorientujecie Markus poleci wyżej dzięki swojemu Let It Go, które swoimi wgryzającymi się w jaźń, nieco psychodelicznymi dźwiękami rozerwie nas emocjonalnie. Niby progresywnie, a jakże upliftingowo i z gigantyczną dawką pozytywnych wibracji. Let It Go jest jednym z lepszych numerów na płycie. I właśnie wtedy do akcji wkracza Andy Moor, który pomógł wyprodukować numer Daydream, który jest niczym zderzenie progresywnego świata Markusa ze szkocką nuta wokalną. Równie upliftingową i daleką od typowych produkcji Schulza. Jest cudowna.


I wtedy świat znów się zmienia. Produkcja nazwana SLA9 jest dla mnie zagadką całkowitą. Powiedziałbym raczej, że jest ona wariacją mająca na celu sprawdzić jak wypadnie mariaż progresywności Schulza z modą na electrohouse. Daleki jestem od stwierdzenia, że SLA9 to produkcja house, czy electro, natomiast zdecydowanie nigdy bym nie powiedział, że jest to numer Schulza. Niestety – trzeba to sobie jasno napisać – zdecydowanie najsłabsza i daleka od jakości pozostałych produkcji płyty. Ma swój urok, ale jednocześnie niewykorzystany potencjał. Jest również kubłem zimnej wody, który wybudza nas umysł i gwałtowanie, nawet zbyt agresywnie wyrywa ze stworzonego świata i sprawia, że wracamy do naszej własnej rzeczywistości. Po co? Nie mam pojęcia… było przecież tak pięknie!



Ispiracje Johnem Digweedem, Sashą, czy nawet Sanderem Van Doornem wychodzą z Schulza przy kolejnej jego produkcji, która pod niewinną nazwą Perfect okazuje się szatanem tej płyty. Już pierwsze sekundy są jak demoniczne opętanie. Tracimy kontrolę nad ciałem i duchem, a jakaś nadludzka, brudna siła chwyta nas i miota naszymi emocjami od jednej ściany, do drugiej. Dopiero gdy zostajemy rzuceni na ziemię i dosłownie w nią wgnieceni na ratunek przybywa wokalistka Dauby, która swoim wokalem ratuje nas z nieznanego, niechcianego, brudnego świata. Za jej głosem podążamy ku lepszemu, bezpiecznemu stanu umysłu i odnajdujemy tam Markusa. Znów jesteśmy na dobrych torach. Zmysły zostały ukojone.


Równie kojący Trinidad To Miami sprawia, że Markus pozwala nam odpocząć. Podczas długiej podrózy z Trynidad do Miami miał zapewne wiele czasu na refleksje. Pamiętajmy, że Progression został wydany przed wakacjami i taki numer jak ten musiał być tworzony z myślą o wakacyjnych szaleństwach na Ibizie, gdzie Schulz razem z Arminem rezydował w klubie Amnesia podczas Armada Nights. Podróż przez wyobraźnie Markusa dobiega końca, a w miejscu docelowym wita nas Departure, który wokalem równie urzekającym jak w Without You Near, Cause You Know kończy album Progression w równie mocnym stylu, co otwierający je I Am.


Czy warto? Cholera, pewnie, że warto! Jeśli na Sensation White 2007 w Hali Ludowej jego występ będzie chociaż w połowie taki jak Progression to bez dwóch zdań Markus będzie gwiazdą nocy. Fanów nie muszę namawiać do zakupu albumu, gdyż zapewne go już mają. Pozostali, którzy słuchając Global DJ Broadcast z Markusem Schulzem czują się jak pasażerowie na gapę w promie kosmicznym lecącym na Merkurego, powinni dać szansę tej płycie. Być może długi lot na Merkury stanie się wówczas dla Was nieco bardziej zrozumiały. Może zrozumiecie mnie… nas. Może… po prostu może się odnajdziecie w świecie w oczach Markusa Schulza. Warto. Cóz innego nam pozostaje jeśli nie pozytywna nakrętka przed Sensation White 2007 gdzie Markus z całą pewnością lśnić będzie najmocniej?


Tekst: Krzysztof Marcinkiewicz
ftb.pl/www.gameTRANCE.pl





Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →