Wywiad

Stonebridge – wywiad dla FTB.pl

Stonebridge##0,Stonebridge## na scenie house wydaje się być od zawsze. Starszy kolega szwedzkiej mafii, prawie jak ich ojciec. Z naszej rozmowy dowiecie się między innymi, że 2-letni ##0,Sebastian Ingrosso## biegał po jego studiu, gdy on z tatą Sebastiana robili…techno! Twórca setek produkcji i remiksów, ostatnio zabłysnął niezwykle ciekawą wersją „The Girl You Lost To Cocaine”. Blisko współpracuje z polskim duetem ##0,WaWa##, od wielu lat zaliczany do ścisłej czołówki światowego house’u. O tym dlaczego w Szwecji jest tyle muzycznych talentów i gdzie zabiera ze sobą swoje dzieci, przeczytacie w poniższym wywiadzie.


Chciałbym zapytać o twoją muzyczną ewolucję. Czy od samego początku wiedziałeś, że będziesz produkował muzykę w klimacie house i electro?


Ostatnio zmieniłem trochę moje brzmienie. Nie tworzę electro, moim priorytetem zawsze były melodyjne piosenki i wokale, chociaż aktualnie produkuję nawet duby. Bardzo lubię dobre wokale, potrzebujemy tego ludzkiego czynnika w muzyce. Bez wokali muzyka jest zimna i pozbawiona emocji. W 2001 roku była taka sytuacja, że kobiety przestały przychodzić do klubów. Faceci pytali: „Ludzie, co się dzieje, nie ma kobiet w klubie!” i wtedy pojawiła się wytwórnia Hed Kandi no i kobiety wróciły. Obecnie mamy nowy kryzys. Wszyscy dj-e, których spotykam, czy są z Hiszpanii, czy z Anglii, czy z Francji mówią to samo – jest coraz mniej kobiet na imprezach! Trzeba to zmienić.


Dobrze więc, że przyjechałeś do Polski, mamy tu bardzo dużo pięknych kobiet.


Oczywiście! Macie bardzo ładne kobiety i świetną kuchnię, np. bardzo dobra zupa to żurek.


Grasz w bardzo wielu miejscach na świecie, gdzie gra ci się najlepiej?


Moi nowi faworyci to Japonia i Korea, a konkretnie klub M2 w Seulu, grałem tam w zeszłą sobotę. Niesamowita jest energia tych ludzi, oni wciąż kochają muzykę i to widać. Przychodzą do klubu, a wcześniej czytają o tobie, by dowiedzieć się jak najwięcej, a na imprezie po 30 minutach seta widzisz wszystkie ręce w górze. To nie wygląda tak jak kiedyś opisywano Azję, że ludzie stoją tam sztywno – są bardzo wyluzowani, krzyczą i dobrze się bawią. Miałem tez kilka ciekawych imprez w Polsce, np. w Utopii w Warszawie, klasyczna impreza.


„The Girl You Lost To Cocaine” to jeden z twoich najciekawszych remiksów. Jak on powstawał?


Miło, że o nim wspominasz. Remiks powstał ponad rok temu i jakoś nie za bardzo się spodobał. Pete Tong nie polubił tego tracka, grałem go właściwie sam. A potem pojawił się Mystery Land, wielki festiwal w Holandii i Sander van Doorn grał przede mną, a ja zacząłem seta właśnie tym kawałkiem. On posłuchał i bardzo mu się spodobał. Teraz, po jakimś czasie utwór ten wyszedł w jego labelu, a van Doorn zrobił również swój remiks, biorąc sample z mojej wersji. Nagle wszyscy w UK polubili ten utwór, zaczął być grany w radiu i ciągle ktoś gdzieś mi mówi, że uwielbia ten remiks.


Jaka kooperacja była dla ciebie najbardziej owocna, kreatywna?


10 lat temu było więcej dobrych wokali: Sandy B., Robin S., wszystkie dobre wokalistki housowe, ale wiele z nich przeszło na R’n’B, część  z nich zakończyła karierę. Dzisiaj są nowi wokaliści, są świetni, ale nie tak doświadczeni. Do tego zmieniają się gusta ludzi, nie ma już zjawiska divy w takim wydaniu jak kiedyś, ja sam też czasem jestem zmęczony np. jak ludzie za dużo krzyczą. Niełatwo jest o odpowiedni wokal. Jednak jest wielu dobrych wokalistów. Tara Mcdonald jest dla mnie w tej chwili najlepsza. Bardzo sprawnie się z nią współpracuje. Natomiast w studio pracuję z Thomasem Goldem, poznaliśmy się ok. rok temu w Sztokholmie. No i Wawa z Polski, są naprawdę dobrzy.


Wydałeś setki remiksów, grasz już długo, nie jesteś tym zmęczony?


Nie, kocham to! To jest dla mnie praca. Moi znajomi to często starsi goście, którzy siedzą na kanapie i oglądają filmy. Oni nie rozumieją czym się zajmuję. Ja będę to robił tak długo, jak będę to lubił. Uwielbiam też pracować w studiu, cały czas coś musisz poprawić, coś dodać. Wiesz, że grasz gdzieś  w następny weekend, widzisz reakcję ludzi i ona daje ci energię.


Jak łączysz życie rodzinne, spotkania ze znajomymi i granie imprez?


Byłem rozważny. 10 lat temu poszedłem do studia, tam zacząłem działać, a potem miałem dzieci. Jednak pojawił się problem, bo długo pracowałem i w efekcie w ogóle nie widziałem moich maleństw. Wracałem do domu kiedy wszyscy już spali. Wtedy wpadłem na pomysł, żeby kupić dom. Kupiłem dom, w którym mam również dwa studia. Czyli jestem jednocześnie w pracy i w domu. W zimie zabrałem rodzinę do Australii, a latem chcę ich wziąć ze sobą do Amsterdamu, Dubaiu, Miami. Dzieciaki są bardzo szczęśliwe, ciągle biegają za mną i pytają „Tato, tato! Kiedy znów gdzieś pojedziemy?”


Jakieś plany wydawnicze w Stoney Records?


W tym roku ukażą się dwie kompilacje, jedna to będzie swego rodzaju „The best of”, a dostępna będzie w Internecie w sklepach jak iTunes, Beatport – „The Best Of Stoneyboy”, będzie to podwójne wydawnictwo. Kolejna rzecz to vol. 2 płyty „The Flavour The Vibe” (recenzja w najnowszym polskim DJmagu – przyp.red.), pierwsza część wyszła ok. dwa lata temu. Jestem bardzo podekscytowany. Współpracuję aktualnie z Wawą, znamy się od ok. roku. Mieliśmy problemy z prawami do wokalu w jednej z naszych produkcji, ale wszystko jest już w porządku i nasze numery ukażą się latem. Niedługo pojawi się wydawnictwo „Fruitcake” z bardzo fajnym basem, natomiast w okresie letnim zaczynam pracę nad moim trzecim albumem.


Jak wygląda scena klubowa w Szwecji? W Polsce mamy kilka dominujących gatunków, a jak jest u was?


Zawsze w wywiadach mówiłem, że jest do kitu. Ale teraz muszę przyznać, że sporo się pozmieniało. Główny problem jaki teraz mamy, to za wiele imprez i promotorów. Sponsorzy, tacy jak Burn chętniej wchodzą w sponsoring, od środy do końca tygodnia mamy międzynarodowych dj-ów. Ludzie są trochę rozkapryszeni i wybrzydzają. Jeśli przepadła im jakaś impreza to po prostu mówią „Może złapię Tiesto w przyszłym tygodniu”. Najbardziej niebezpieczne w tym jest to, że jeśli nie ma nocy rezydentów, cały czas grają goście, to ludzie nie przyjdą na imprezę, na której grają tylko lokalni dj-e, bo są przyzwyczajeni do gwiazd.


StonebridgeNa czym polega fenomen Szwedzkiej Mafii?


Pierwszy raz spotkałem Sebastiana Ingrosso, kiedy miał 2 lata. Biegał po studiu i cały czas reagował żywiołowo na muzykę, podczas gdy ja z jego ojcem robiliśmy np. muzykę techno. Cały czas tańczył i wkręcał się w muzykę. Sebastian ze Steve’m pochodzili z tej samej dzielnicy i na początku słuchali hip-hopu. Ojciec Steve’a był dj-em, który miął olbrzymią kolekcję płyt. W końcu, kiedy trochę dorośli, Sebastian powiedział „Steve, zacznijmy robić muzykę house!”. Mieli po około 17 lat, pamiętam że nie mogli wtedy wchodzić do klubów. Przychodzili za to do mnie do studia i zbierali doświadczenia. W 2004 roku byłem bardzo zajęty i od jakiegoś czasu ich nie widziałem. Nagle w 2005 roku spotkałem Steve’a w Nowym Jorku, właśnie wracał z L.A. Forum, imprezy na 20 000 ludzi gdzie grał z Erikiem Morillo. Steve właśnie leciał na Ibizę i wtedy uświadomiłem sobie, że w ciągu roku ten chłopak po prostu eksplodował. Chłopaki zgadały się z Axwellem, a wtedy scena w Sztokholmie była naprawdę kiepska. Ci sami dj-e grali wszędzie to samo i chłopaki wkurzały się na tą sytuację. Wtedy postanowili zagrać imprezę pod szyldem House Maffia, jako formę zemsty na tych słabych dj-ach. Ludzie na forach pisali: „Chłopaki, jesteście żałośni, nie potraficie nawet dobrze napisać słowa mafia!”, „Spadajcie!” itd. Ale wtedy właśnie to wszystko ruszyło, chłopaki stały się swego rodzaju bohaterami (właśnie zadzwonił Sebastian Ingrosso, ale Stonebridge wyjaśnił mu, że ma teraz wywiad – przyp.red.). Potem pojawił się Eric Prydz, ale on zawsze chciał być trochę z boku, zawsze szedł swoją drogą. Eric jest bardzo poważny, jego produkcje są bardzo przemyślane, a Steve i Sebastian to głównie zabawa, rock’n’roll, natomiast Axwell jest jakby pomiędzy nimi. Spotkałem go niedawno w Sztokholmie i był bardzo zestresowany. Okazało się, że właśnie nagrywa singla z Bobem Sinclarem. Obawiał się, czy jego produkcja jest wystarczająco dobra i ile dostanie za nią kasy, ale kilka dni później widziałem go ponownie i był bardzo zadowolony, ludzie we Francji pokochali jego utwór. To są bardzo miłe chłopaki, zawsze jak ich spotykam to są tacy sami jak przed laty.


Skąd bierze się fenomen tylu świetnych dj-ów akurat w Szwecji?


Często w wywiadach pada to pytanie. Są dwa główne powody. Mieliśmy darmową, rozbudowaną naukę muzyki w szkołach. Jeśli chciałeś grać na gitarze w trzeciej klasie podstawówki to szedłeś do dyrektora, dostawałeś terminy zajęć i darmowy instrument. Wszyscy musieli uczyć się gry na flecie (tu Stonebridge zademonstrował jak to wyglądało i jaki dźwięk wydaje flet), to było dość śmieszne. Ja grałem na gitarze, pianinie i klarnecie, ale uznałem że to nudne, bo w kółko graliśmy klasyczne rockowe, folkowe stare przeboje. Drugi powód to fakt, że nie braliśmy udziału w wojnie. Kiedy Europa była zniszczona, my rozwijaliśmy się w ogromnym tempie. Pomimo, że podatki były niezwykle wysokie, ludzie zarabiali bardzo dużo i byli w stanie kupować komputery, Atari, Nintendo itp. Młodzi ludzie szybko zaczęli produkować muzykę na Amidze, pisać swoje własne programy do produkcji. Każdy dzieciak miał komputer i produkował coś w domu zwłaszcza, że pogoda w Szwecji nie jest najlepsza. Niektórzy, tacy jak Adam Beyer, to była ta pierwsza wielka fala, robili remiksy dla Dr’a Albana, równocześnie około piętnastu nowych gości podbijało niemiecką scenę elektroniczną.


Myślę że zależy też to od klubów i menadżerów. W Szwecji wszyscy są bardziej otwarci na nowe rzeczy, zjawiska.


W Polsce macie taką sytuację jaka panowała u nas ok. 10 lat temu. Na przykład jeśli chcesz odnieść sukces w Polsce, musisz najpierw odnieść sukces w Anglii, w Niemczech czy w Szwecji. Wtedy media w Polsce się obudzą i uznają, że coś jest dobre. Jednak w tej chwili w Polsce jest bardzo popowo, rockowo. W tej chwili w samym Sztokholmie odbywa się ok. 8-10 naprawdę dobrych imprez housowych.


Jak podoba ci się w Polsce? Jak odbierasz ludzi, architekturę?


Byłem tu na cyklu Heinekena, razem z Wawą jeździliśmy trochę po Polsce. Zagrałem tu ok. 10-12 imprez i naprawdę lubię tu grać. Ludzie bardzo dobrze reagują na moją muzykę, są bardzo weseli. Grałem jednak w Krakowie w jakimś dziwnym, trochę sztywniackim klubie, grałem też we Wrocławiu gdzie też nie było najlepiej, ale w Poznaniu za każdym razem było bardzo dobrze.


 


Rozmawiał Marcin Piątyszek




Polecamy również

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →