Muzyka jak kokaina
We Włoszech odbywa się mnóstwo weekendowych imprez, tak jak niemal w każdym europejskim kraju. Różnica polega na tym, że w tym kraju w ciągu czterech lat na drogach zginęło więcej osób, niż żołnierzy w Iraku w tym samym okresie.
Przyczyny tkwią w alkoholu i narkomanii – tak twierdzi przedstawiciel rządu włoskiego Carlo Giovanardi, który odpowiada za przeciwdziałanie nałogom. Stwierdził, że na godzinę przed zamknięciem dyskotek powinno się w nich puszczać łagodniejszą muzykę i zredukować liczbę świateł. Do tego wg włoskiego polityka przydałoby się oddzielne pomieszczenie, które spełniałoby funkcję „pokoju dekompresyjnego”.
Podobno wg amerykańskich badań na które powołuje się Giovanardi ostre lampy (lasery, stroboskopy) i głośna muzyka techno działają na organizm jak kokaina. Jakkolwiek by ta teza nie brzmiała na włoskich ulicach w weekendy odbywa się prawdziwa masakra.
W Ciągu czterech lat zginęło 2500 osób, większość wracała właśnie z nocnych imprez i była albo zmęczona, albo pod wpływem rozmaitych substancji. Średni wiek ofiar to 20-22 lata. Statystyki nie przerażają jednak właścicieli lokali, więc Giovanardi zapowiada zaostrzenie przepisów.
Jak dla mnie najlepszym rozwiązaniem, łączącym wodę z ogniem jest po prostu chill-out na dobrym „afterze” po imprezie. Zamiast do ostatniej minuty łupać techno, podczas gdy na parkiecie tańczą, a raczej zataczają się dwie osoby, warto uspokoić klimat, np. muzyką chill-outową.
Do tego chill-out room, by chwilę odsapnąć i wszyscy byliby zadowoleni. We Włoszech chyba po prostu brakuje kultury klubowej w pełnym wymiarze, czyli z porządnym chill-outem. Nie wszyscy przecież lubią piszczenie w uszach i przepocone ciuchy po imprezie. Czasem warto chwilę odpocząć, by móc dłużej i bezpieczniej się bawić.