Wywiad z Fedde Le Grandem
Fedde we współpracy z Funkermanem otworzył label Flamingo Recordings. Pomysł jest prosty – promować świeże brzmienia z komercyjnym potencjałem jak i undergroundowym charakterem. Fedde bardzo sprawnie utrzymuje balans między ciemnym klubem a tanecznymi hitami w MTV. Dzięki niesplamionemu wizerunkowi zdobywa on fanów zarówno w mainstreamie jak i undergroundzie.
Jego debiutancki album, który ukazał się we wrześniu i wielkoformatowe kooperacje na koncie z takimi postaciami jak Will.I.Am (Black Eyed Peas) czy Rob Birch (Stereo MCs) sprawiły, że dj-owi i producentowi żyje się dobrze.
2008 to był twój drugi sezon na Ibizie.
– Byłem rezydentem Pure Pacha , grałem w El Divino na MN2S. Poza tym jeśli jestem na Ibizie muszę zajrzeć na imprezy Svena Vatha czyli Cocoon w Amnesii. Uwielbiam to, po prostu uwielbiam!
Jak podobało ci się pierwsze granie w Pacha?
– Było niesamowicie! W zeszłym roku przez tydzień miałem pracowite wakacje, nie zdołałem dotrzeć do wielu klubów, ale odwiedziłem Pacha i spędziłem tam sporo czasu, więc tym bardziej ekscytujące było granie tam w tym roku.
Will.i.am z Black Eyed Peas dorzucił swój występ podczas pierwszej nocy Pure Pacha. Jak to wydarzenie wypadło?
– Udało się naprawdę dobrze. W klubie były tłumy, a ludzie po prostu się wkręcili! Nie powiedziałbym, ze połączyłem ze sobą dwa światy, ale zestawienie DJa z MC jest dość nietypowe. To był ciekawy element występu, który widocznie bardzo spodobał się ludziom.
Klubowicze na Ibizie otwierają się ostatnio na nowe połączenia muzyczne…
– Obecnie ma miejsce mnóstwo rozmaitych fuzji np. pomiędzy różnymi odmianami house’u. To dlatego właśnie aktualnie jestem zakochany w tym gatunku. Gdy dorastałem w Holandii dobry utwór to był dobry utwór – nie miało znaczenia czy jest wolny, szybki czy jakikolwiek. Kiedy mamy do czynienia z jakimś przecinaniem się stylistyk, może to doprowadzić do czegoś nowego i ekscytującego. To jest coś co naprawdę lubię. Niemniej oczywiście hip hop zawsze będzie hip hopem, a house housem.
Wokale i chwytliwe motywy to główne elementy w twoich produkcjach. Czy starasz się przemycić elementy disco i wokale do house’u, podczas gdy rynek zdominowany jest przez mroczniejsze, minimalowe formy?
– Mogę powiedzieć, że jesteśmy po minimalu, w Holandii gatunek ten trochę się przejadł i dlatego szukamy nowych form. To jest zdrowy balans. Utwory muszą robić furorę na parkiecie, ale nie mogą być tandetne. Jeśli jesteś producentem i znalazłeś naprawdę świetny groove to wspaniale, ale z punktu widzenia producenta zawsze chcesz czegoś więcej – coś co będzie zawierało w sobie więcej elementów niż kilka bzyczeń i tylko groove. Niektóre minimalowe utwory brzmią dla mnie niesamowicie, ale w Holandii jest za dużo podobnego brzmienia. Znów nie ma balansu. Jeśli jesteś szefem kuchni i od wielu lat gotujesz to samo danie, prędzej czy później znudzisz się i będziesz chciał spróbować czegoś innego. Tak samo jest w naszym przypadku.
Jak udaje ci się złapać balans między komercyjnością a undergroundem?
– To jest coś, o czym staram się za dużo nie myśleć. Najważniejsze to tworzyć muzykę taką, jaką lubię. Staram się robić muzykę zrozumiałą. Niektóre z moich produkcji mają refren i zwrotkę, więc jest całkiem normalnie, jednak zawsze staram się odejść trochę od założonej formuły, by sprawić, aby efekt był interesujący. To właśnie chciałem zrobić w przypadku mojego nowego albumu „Outlaw”. Przede wszystkim jestem dj-em housowym, ale na płycie znajdziecie też bardziej popowe rzeczy. Byłem bardzo zadowolony z tracka, który zrobiłem z Idą Corr i chciałbym zrobić więcej takich rzeczy. Znajdziemy tu również kilka undergroundowych produkcji. Ponownie chodzi o balans.
W 2004 roku wraz z Funkermanem założyłeś Flamingo Recordings. Jakbyś określił styl wytwórni?
– Jesteśmy dość otwarci. Ponownie, chodzi o podobną wizję jaką realizujemy w naszych setach. Aktualnie skupiamy się na trackach z wokalem i z jajem jednocześnie. Np. nowy utwór od Rene Amesza, który jest techniczny, ale zrozumiały.
Na imprezach Flamingo Recordings stałeś za konsoletą i towarzyszyli ci performerzy, wokalistki, MC i VJe. Czy ten poziom imprez to rzadkość w klubach?
– W Amsterdamie zmontowaliśmy mini koncert który powoli przekształcał się w normalną imprezę klubową. Uwielbiam taki koncept. Na początku forma koncertu wprowadza wszystkich w nastrój, a potem wchodzi typowa, housowa stopa 4/4. Po prostu szukamy formy, która zaoferuje ludziom coś więcej.
Wraz z Funkermanem przygotowałeś kompilację. Jakie brzmienia zawarliście na płycie?
Ten CD prezentuje progres, jaki ma miejsce podczas seta granego w klubie, w którym jesteś rezydentem. Zaczyna się lekko, a potem rozkręca się wraz z imprezą. Chcieliśmy uchwycić ten klimat na płycie.
Jest tu balans między wokalnymi, melodyjnymi utworami, a szybkimi electro numerami. To może zaskoczyć tych, którzy słyszeli jedynie twoje mainstreamowe produkcje…
– Prawda jest taka, że tak naprawdę nie lubię dzielenia na gatunki. Posłuchaj jednej produkcji trancowej i spodoba ci się, ale posłuchaj dziesięciu z rzędu i to będzie za dużo. Tak samo jest z vocal housem. W secie dj-skim niektóre rzeczy powinny być taneczne, a w niektórych powinno chodzić o groove. Zagraj wokalny utwór pod koniec imprezy, kiedy przez ostatnią godzinę nie było wokali i zobaczysz, jaką siłę będzie miał ten kawałek.
Co każdy z was wniósł do seta?
– Nasze style są całkiem podobne, ale Funkerman bardziej ukierunkowany jest na dramtyczne utwory oparte na wokalu, a ja wprowadzam trochę technicznego pierwiastka. Obaj wymieniamy się spostrzeżeniami dotyczącymi tego, jak set dj-ski powinien brzmieć. Dla nas to ważne by grać w różnej konfiguracji gatunkowej, ale staramy się, by cały mix był koherentny i miał solidny groove.
Tekst: DJ MAG UK, tłum. Marcin Piątyszek