Tabletki i trawa według naukowców
Profesor David Nutt, przewodniczący ACMD czyli brytyjskiej Komisji Doradczej ds. Nadużywania Narkotyków, w niedawnym wydaniu „Journal of Psychopharmacology” zamieścił kontrowersyjną tezę, że tabletki ecstasy nie są bardziej niebezpieczne od jazdy na koniu. Przewodniczący ma zamiar zaopiniować przeniesienie ecstasy z grupy narkotyków tzw. klasy A do klasy B czyli mniej niebezpiecznych i których posiadanie zagrożone jest mniejszym wymiarem kary. Władze Anglii są oczywiście przeciwne.
Tymczasem profesor Nutt podkreśla, że „Skutki uboczne zażywania ecstasy nie są większe niż skutki wielu innych , życiowych aktywności. Nie ma dużej różnicy między jazdą na koniu a zażywaniem tabletek. Z powodu upadków z konia ginie rocznie 10 osób, na drodze potrzeba do tego 100 wypadków. Na początku lat 90. odnotowywano 10 przypadków śmierci z powodu przedawkowania ecstasy rocznie, teraz ta liczba wynosi 30. Większość spowodowana jest uszkodzeniem któregoś z wewnętrznych narządów z powodu przegrzania, zdarzają się też takie od przedawkowania… wody. Nie rozumiem dlaczego społeczeństwo zachęca albo co najmniej toleruje inne zachowania, które mogą być niebezpieczne dla zdrowia, a innych – jak zażywanie narkotyków – nie” – dodaje profesor. Oczywiście nikt z ekspertów i naukowców się z Nuttem nie zgadza, większość twierdzi, że ecstasy powinna zostać w grupie narkotyków oznaczonych literką A, m.in. dlatego, że nie istnieje coś takiego, jak „bezpieczna dawka”.
Jeszcze słowo o marihuanie, której dużo miejsca poświęcił w ostatnim numerze tygodnik Przekrój. „Według danych ONZ na całym świecie trawką zaciąga się regularnie 160 milionów ludzi. Czy warto ich ścigać? Coraz więcej lekarzy, prawników i polityków, a także kolejne badania naukowe i analizy statystyczne przekonują, że nie” – pisze w swoim artykule Maciej Jarkowiec.
I dodaje: „Od 2000 roku, od kiedy w Polsce obowiązuje bardzo restrykcyjna ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii, przez system karny przewinęło się kilkaset tysięcy w większości bardzo młodych ludzi, których jedyną winą było to, że od czasu do czasu popalają trawkę. Polska ze swoim surowym prawem należy do – coraz węższej na Zachodzie – koalicji absolutnych prohibicjonistów. W wielu krajach marihuana została oddemonizowana, co przełożyło się na tworzenie nowych bądź łagodniejsze stosowanie istniejących przepisów. Nawet tam, gdzie trawka nadal jest w pełni nielegalna, jej posiadanie karane jest pouczeniem albo niewielkim mandatem. U nas zapadają wyroki więzienia lub więzienia w zawieszeniu. Jak pokazują badania profesora Krzysztofa Krajewskiego z Uniwersytetu Jagiellońskiego, w ponad 70 procentach dotyczą one posiadania poniżej trzech gramów marihuany”.
Doktor Jacek Moskalewicz, ekspert Światowej Organizacji Zdrowia, uważa, że nasze prawo niszczy relację państwa z młodym pokoleniem i krzywdzi ludzi, którzy mają przez marihuanę problemy w pracy, w szkole i w rodzinie. W jego opinii szkody wynikające z tego prawa w dłuższej perspektywie będą dla społeczeństwa bardzo dotkliwe. Według Marka Balickiego, byłego ministra zdrowia, ustawa służy przede wszystkim policji, a nie społeczeństwu. Ułatwia pracę operacyjną, bo każdy student złapany na paleniu staje się potencjalnym informatorem”. Więcej na ten temat w Przekroju http://www.przekroj.pl/wydarzenia_swiat_artykul,4105.html.