Groove Armada w Poznaniu już w sobotę!
Jeden z bardziej znanych duetów na świecie, bez podziału na kategorie. Panie i panowie, już 6 czerwca na Torze w Poznaniu, wystąpi brytyjski duet Groove Armada! Przyjrzyjmy się bliżej dwójce, która rozszerzyła swoimi albumami znaczenie muzyki elektronicznej. Duet tworzą Andy Cato i Tom Findlay, którzy pojawili się w roku 1998 ze swoim pierwszym singlem „At the River”. Utwór oparty był o sample „Old Cape Cod”, autorstwa Patti Page (żyjącej jeszcze wokalistki, dlatego zamiast zdradzić wiek podam, że była popularna w latach 40.). Tuż potem wydali swój pierwszy album długogrający, „Northern Star”. Album nie odniósł sukcesu, ale wyznaczał ścieżkę rozwoju muzyki Groove Armady. Był to szeroko pojęty chill out, który stał się z czasem znakiem rozpoznawczym Brytyjczyków.
Świat usłyszał o nich już z kolejnym albumem „Vertigo”. Stało się to za sprawą singla „I See You Baby”, był rok 1999. Kawałek znalazł się w ścisłej TOP 20 na Wyspach, a marka Groove Armada nabierała na znaczeniu. Do 2000 roku, Andy Cato pogrywał jeszcze swoje progresywne house’y w klubach, dorabiając sobie poza projektem od 1995 roku. Z czasem, dopiero zarzucił karierę solisty, na rzecz pracy z Tomem. Kto wie czy owe granie w klubach, nie było natchnieniem to podaj najlepszej w całej dyskografii duetu płyty, „Goodbye Country (Hello Nightclub)”.
Zróżnicowana brzmieniowa, nasycona przebojowym downtempo, otworzyła GA miejsce na salonach. Singiel „Superstylin”, został nominowany do nagrody Grammy, najważniejszej statuetki na rynku fonograficznym. Ciekawostką jest, że w limitowanej edycji albumu, na dodatkowej płycie zatytuowanej „Socks, Cigarettes and Shipwrecks”, znalazła się klubowa wersja „Superstylin”. Ciekawe jak zabrzmi w Poznaniu? Oby w ogóle zabrzmiał, bo świeższego materiału mają sporo. Czy równie dobrego jak sukces z 2001 roku? Jeśli ktoś ceni gitarowe brzmienie w pomieszaniu z elektroniką, a ściślej z housem, to dlaczego nie. W takim wypadku „Lovebox”, nie pójdzie w zapomnienie. Co ciekawe, album ten, choć na Wyspach trafił tylko na 41 miejsce sprzedaży, to w USA był 3.
Dla porównania ceniony w Europie „Goodbye Country (Hello Nightclub)”, w Stanach był tylko 7. na listach sprzedaży albumów. Amerykanie najwyraźniej wolą żywsze tempo bitów na sekundę… Przed wydaniem w 2007 roku kolejnego albumu, Andy i Tom mocno przyjrzeli się trendom w USA, jak i w Europie. Bowiem „Soundboy Rock”, bardzo wyraźnie godzi dwa oblicza GA. Momentami chilloutowy, miejscami zaś mocno house’owy. Efektem 10. miejsce na listach sprzedaży w Europie, jak i w USA. Ci panowie wiedzą, jak robić dobrą muzykę i jeszcze na niej zarobić. Bo niby, dlaczego na płycie pojawia się Mutya Buena? I skąd pomysł, by kawałek z jej udziałem nazwać „Song 4 Mutya”? Singiel zrobił furorę w rozgłośniach w Polsce, we Włoszech i oczywiście w Wielkiej Brytanii. Oby z podobnym skutkiem rozgrzali publiczność 6 czerwca. Komu jak komu, ale tym panom akurat poprzeczkę trzeba zawiesić wysoko.
(Tekst: Przemek Bollin)
Przypomnijmy, że Groove Armada w Poznaniu zagrają didżejskiego seta, w związku z tym warto przypomnieć Wam fragment wywiadu opublikowanego w jednym z zeszłorocznych DJmagów, a dotyczącego właśnie tego, jakiego rodzaju muzykę grają w swoich setach.
Mówicie, że w Waszych setach króluje house…
Tom: House to bardzo szerokie pojęcie. Mamy nadzieję, że udało nam się stworzyć interesującą housową mieszankę, również z elementami naszej twórczości. Ibiza to wspaniała wyspa i przede wszystkim wszystko kręci się tu wokół muzyki house, więc… Gdy gramy w Londynie, wrzucamy więcej funkowych rzeczy, ale tutaj to nie jest najlepszy pomysł, więc trzymamy się house’u.
Andy: Na naszych płytach jesteśmy bardzo eklektyczni, a jako dj-e gramy house. Myślę jednak, że to najbardziej eklektyczna housowa mikstura, jaką kiedykolwiek słyszałem. Nie ma tu miejsca na nasze własne chill outy czy breakbeaty.
W takim razie po jaki house sięgacie w tej chwili?
Tom: Na mnie ostatnio największe wrażenie robi James Talk. Ciągle gram jego kawałki. Sprawdź koniecznie. Robi świetny house, jednocześnie tradycyjny i nowoczesny, dość mocny. To mój człowiek tegorocznych wakacji, bez dwóch zdań.
Andy: Nie można nie dostrzec minimalowych wpływów w dzisiejszym housie. Uwielbiam te szalone, minimalistyczne linie basowe, z bitami i hi hatami pochodzącymi z Rolanda 909. Myślę, że w dzisiejszym minimalu można znaleźć takie stopy i basy, jakich jeszcze nie było. W naszych setach staramy się grać housowy przekrój, od klimatów a’la rok 1988 do tego, co się dzieje w 2008.
Tom: Zdarza nam się grać bardziej techniczne rzeczy, ale to mniejszość. Ktoś nam ostatnio powiedział, że jesteśmy dj-ami techno, ale to nieprawda. Kochamy house, wszystkie jego kształty i formy. Trzeba dodać, że dzięki wpływom techno muzyka house jest mniej tandetna, ma potężne basy, dużo hałasu, ostre hi haty – kochamy to!
Jesteście dobrzy w tworzeniu chill outu, big beatu, w setach gracie house – która muzyka jest wam najbliższa?
Tom: Gdy jesteś na Ibizie, tu chodzi o house, to jest muzyka tej chwili, tego miejsca. W wakacje najbliższy nam jest house, ale równie mocno kochamy zajmować się kompilacją „Late Night Tales”, gdzie wrzucamy obok siebie Roxy Music, disco, chill out, klimaty balearic. Jako muzyk czuję, że nie mogę ograniczać się do jednego brzmienia. Staram się ogarniać wszystko to, co kocham. Wszystko jest możliwe – ostatnio okryłem zajebisty numer Phila Collinsa.
Andy: Zwykle nasz wieczór i noc na Ibizie składają się z kilku części. Przed imprezą główną odbywa się pre-party, podczas którego gramy np. Boba Dylana czy JJ Cale’a. Potem przeskakujemy na minimalowo-housową wibrację. Zawsze staraliśmy się poszerzać granice housowego seta i myślę, że dlatego z powodzeniem robimy to już od 10 lat.